zdj. poglądowe, fot. PCPM

Medyczny Zespół Ratunkowy PCPM zawiesza swoje dyżury na granicy polsko-białoruskiej

„To było trudne przeżycie, ale takie jest nasze powołanie” – Medyczny Zespół Ratunkowy PCPM zawiesza swoje dyżury na granicy polsko-białoruskiej. Wolontariusze Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej siódmy tydzień stacjonują na Podlasiu. Nieśli pomoc osobom potrzebującym w trudnych warunkach, w głębi lasu, nieraz przedzierając się przez bagna.

– Po dwóch intensywnych tygodniach działań w listopadzie, od początku grudnia obserwujemy wyraźny spadek liczby wezwań do pomocy medycznej — ocenia dr Wojciech Wilk, szef Medycznego Zespołu Ratunkowego PCPM. – Od 23 grudnia nie mieliśmy żadnej prośby o pomoc medyczną. Dlatego zdecydowaliśmy się po Nowym Roku zawiesić nasze dyżury — dodaje. Fundacja PCPM i działający przy niej Medyczny Zespół Ratunkowy deklarują gotowość powrotu do dyżurów na Podlasiu, gdy sytuacja ponownie będzie wymagała tego, by polscy medycy nieśli tam pomoc ratunkową.

>>> Zielone światło jak puste miejsce przy stole [REPORTAŻ Z GRANICY]

fot. arch. PAP/Artur Reszko

– Dla mnie, jako lekarza, uczucie towarzyszące badaniu uchodźców w zimnym i ciemnym lesie, szczególnie osób młodych, wyziębionych — było naprawdę trudnym przeżyciem — wspomina swoje dyżury dr Paweł Kukiz-Szczuciński. – Moment, gdy po udzieleniu pomocy odchodziliśmy, pozostawiając pacjentów w tamtym lesie, był okropny, choć byli z nimi wolontariusze innych organizacji. Natomiast dziękuje Bogu, że w tym polskim nadgranicznym lesie, nie spotkałem ani kobiety w ciąży, ani dzieci — bo chyba by mi serce pękło… Inni z nas nie mieli tego szczęścia — dodaje lekarz.

>>> Natalia Budzyńska: człowiek, który trzęsie się z zimna, jest jeszcze w dobrym stanie [REPORTAŻ]

– Kiedy dostaliśmy alert z wezwaniem wolontariusz na dyżury na Podlasiu, nie zastanawiałam się ani chwili — wspomina Monika Piątczak, pielęgniarka z Zabrza. – Jeśli wiem, że są gdzieś osoby potrzebujące pomocy i wsparcia medycznego, to mam sto procent pewności, że powinnam tam być — dodaje. – To jest moje powołanie, a przysięga, która ślubowałam, zakładając czepek pielęgniarski, nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych, nie wyznacza miejsca, gdzie udzielam pomocy — podsumowuje Monika Piątczak, która zasila Medyczny Zespół Ratunkowy PCPM od początku jego powstania.

– To, co działo się w lesie na Podlasiu, to były spotkanie twarzą w twarz, patrząc prosto w oczy ludzkiej bezradności, beznadziejności sytuacji, w której znalazły się te osoby. – Pamiętam oczy, które mówiły wszystko o cierpieniu i bólu — wspomina pielęgniarka. – Dumna jestem z tego, że mój zawód, daje mi możliwość niesienia pomocy właśnie tam — podsumowuje.

fot. PCPM

– Po dwóch intensywnych tygodniach działań w listopadzie, od początku grudnia obserwujemy wyraźny spadek liczby wezwań do pomocy medycznej — ocenia dr Wojciech Wilk, szef Medycznego Zespołu Ratunkowego PCPM. – Od 23 grudnia nie mieliśmy żadnej prośby o pomoc medyczną. Dlatego zdecydowaliśmy się po Nowym Roku zawiesić nasze dyżury — dodaje. Fundacja PCPM i działający przy niej Medyczny Zespół Ratunkowy deklarują gotowość powrotu do dyżurów na Podlasiu, gdy sytuacja ponownie będzie wymagała tego, by polscy medycy nieśli tam pomoc ratunkową.

Każda akcja i interwencja zostaje w pamięci

– Dla mnie, jako lekarza, uczucie towarzyszące badaniu uchodźców w zimnym i ciemnym lesie, szczególnie osób młodych, wyziębionych — było naprawdę trudnym przeżyciem — wspomina swoje dyżury dr Paweł Kukiz-Szczuciński. – Moment, gdy po udzieleniu pomocy odchodziliśmy, pozostawiając pacjentów w tamtym lesie, był okropny, choć byli z nimi wolontariusze innych organizacji. Natomiast dziękuje Bogu, że w tym polskim nadgranicznym lesie, nie spotkałem ani kobiety w ciąży, ani dzieci — bo chyba by mi serce pękło… Inni z nas nie mieli tego szczęścia — dodaje lekarz.

>>> Zamknięcia się na uchodźców nie da się pogodzić z naszą wiarą [KOMENTARZ]

fot. PCPM

– Kiedy dostaliśmy alert z wezwaniem wolontariusz na dyżury na Podlasiu, nie zastanawiałam się ani chwili — wspomina Monika Piątczak, pielęgniarka z Zabrza. – Jeśli wiem, że są gdzieś osoby potrzebujące pomocy i wsparcia medycznego, to mam sto procent pewności, że powinnam tam być — dodaje. – To jest moje powołanie, a przysięga, która ślubowałam, zakładając czepek pielęgniarski, nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych, nie wyznacza miejsca, gdzie udzielam pomocy — podsumowuje Monika Piątczak, która zasila Medyczny Zespół Ratunkowy PCPM od początku jego powstania.

– To, co działo się w lesie na Podlasiu, to były spotkanie twarzą w twarz, patrząc prosto w oczy ludzkiej bezradności, beznadziejności sytuacji, w której znalazły się te osoby. – Pamiętam oczy, które mówiły wszystko o cierpieniu i bólu — wspomina pielęgniarka. – Dumna jestem z tego, że mój zawód, daje mi możliwość niesienia pomocy właśnie tam — podsumowuje.

– Jako medycy z PCPM spełniliśmy swoje zadanie — zapewnia Krzysztof, ratownik, który miał na Podlasiu kilka długich dyżurów. Jego zaangażowanie i doświadczenie wieloletniej służby na misjach w Afganistanie stanowi mocny grunt do tego typu pomocy świadczonej na polsko-białoruskiej granicy. – Nasze 24-godzinne, a czasem nawet 48-godzinne dyżury, to był stan ciągłej gotowości właściwie na każdy wariant pomocy, jakiej mielibyśmy udzielić — dodaje ratownik. – A te osoby, które z jakichś powodów znalazły się w lesie na Podlasiu, mogły mieć świadomość, że otrzymają pomoc medyczną jeśli będzie potrzebna, że gdzieś są medycy, którzy przyjadą jeśli zrobi się naprawdę groźnie. I nawet jeśli teraz nie ma ich w Polsce, pojechali gdzieś dalej do Europy, albo wrócili do swojego kraju, to będą pamiętać, że nie zostali pozostawieni sami sobie w lesie — podsumowuje medyk.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze