Miał w ciele 5 kul i modlił się o ocalenie – świadectwo ukraińskiego śpiewaka
Lekarze z wojskowego ośrodka medycyny zaawansowanej w niemieckim mieście Ulm z powodzeniem usunęli rosyjskie kule z płuc i kończyn 29-letniego ukraińskiego śpiewaka Serhija Iwanczuka i przywrócili mu głos. Dziękując za to najpierw Bogu odśpiewał on na miejscu pieśń „Ava Maria”, a następnie wykonał kilka innych utworów jako podziękowanie lakarzom, pielęgniarkom i własnej matce. Historię tego w pewnym stopniu cudownego odzyskania życia i głosu opisała 16 września Erika Solomon – korespondentka dziennika „New York Times” w Niemczech.
Z artykułu wynika że Ukrainiec studiował we Włoszech śpiew operowy i marzył o występach w nowojorskiej Metropolitan Opera i w mediolańskiej La Scali. Jednakże podczas pobytu w Charkowie najpierw wybuchła tam epidemia a następnie wojna i do miasta weszli Rosjanie. Jako młody mężczyzna w wieku poborowym nie mógł już ponownie wyjechać za granicę.
Tragiczne zdarzenie
Do tragicznego zdarzenia doszło w okolicach Charkowa 10 marca – w 2 tygodnie po wkroczeniu tam wojsk okupacyjnych. Iwanczuk pomagał mieszkańcom bombardowanych domów, zawożąc im swoją 30-letnią ładą lekarstwa i warzywa oraz zabierając uciekinierów. Owego dnia, gdy wracał do domu, natknął się na patrol rosyjski, który ostrzelał jego samochód i wystrzelili do niego 5 kul, które utkwiły w jego nogach, rękach i płucach. „Przez chwilę pomyślałem wówczas, że umrę. Ale dzięki dziwnemu zbiegowi okoliczności tak się nie stało. Obok mnie w samochodzie siedziała lekarka dr Wiktoria Fostorina, której rosyjskie kule już nie dosięgły. Niemal natychmiast udało jej się zabandażować moje rany i tak uratowała mi życie” – wspominał śpiewak.
Trzy miesiące spędził potem w szpitalu, podłączony do „różnych rurek”. Obok niego w sali leżeli ciężko ranni żołnierze, którzy niekiedy w nocy budzili się z krzykiem, wyobrażając sobie, że właśnie obok nich wybuchł granat. Sam Iwanczuk też wpadł w paranoję, obawiając się, iż za drzwiami ciągle czają się szpiedzy rosyjscy.
Wsparcie
Dużą pomocą była dla niego w tym czasie jego matka Ołena, która codziennie go tam odwiedzała i dużo modliła się o jego powrót do zdrowia. Zachęcała go, aby nie poddawał się chorobie i depresji. Często mówiła mu, aby „otworzył oczy”, dodając, że „na pewno przeżyje”.
I tak się stało. Losem Iwanczuka zainteresował się inny znany śpiewak operowy, który nagłośnił jego sprawę w mediach. Najpierw rannym zajął się lekarz – wybitny specjalista w swojej dziedzinie. W wyniku przeprowadzonej przezeń operacji płuca i wątroba chorego zaczęły się goić. Następnie udało się przewieźć rannego do specjalistycznego szpitala wojskowego w Ulmie.
>>> Papież: pokój jest możliwy, kiedy milknie broń i zaczyna się dialog
Wiara
Iwanczuka uratowała głęboka wiara w „pomoc Stwórcy”, jak sam się wyraził. Po jednej z operacji zdarzył się cud: kiedy brał prysznic zanucił coś i ze zdziwieniem zauważył: „wraca mój poprzedni głos” – powiedział śpiewak.
Operujący go lekarz dr Benedikt Friemert w wywiadzie dla nowojorskiej gazety potwierdził „wielką wiarę Ukraińca, który dużo się modlił i grał na organach w czasie różnych nabożeństw w kaplicy szpitalnej”. Zdaniem medyka Iwanczuk ma „pozytywne nastawienie do świata i nigdy nie narzeka, przeciwnie, przez cały czas pobytu w szpitalu był on przekonany, że to, co czynił w Charkowie, ratując innych i co w efekcie doprowadziło do jego ran, było właściwe. Wierzył, że będzie mógł nadal wykonywać to, co było ważne w jego życiu, czyli śpiewać”.
Koncert jako podziękowanie
Po tym cudownym powrocie do swojego „poprzedniego – dobrego głosu” Ukrainiec przygotował pod koniec sierpnia w szpitalu mały koncert, w podziękowaniu za opiekę Bogu, lekarzom i personelowi oraz swojej matce, która także przybyła do Niemiec. Zaśpiewał najpierw „Ave Maria” jako dziękczynienie Matce Bożej, następnie arię z „Czarodziejskiego Fletu” dla niemieckich lekarzy, pielęgniarek i pozostałych osób ze szpitala oraz dla pacjentów. Wreszcie po ukraińsku wykonał pieśń „Dla mojej matki” w hołdzie własnej matce.
Dalszą karierą Iwanczuka zainteresowała się ukraińska śpiewaczka operowa Maryna Zubko, która w Ulmie udziela mu lekcji. Wierzy ona, że „spełnią się także moje marzenia i uda się nam stworzyć nowy program artystyczny, w którym oboje, razem z Iwanczukiem, zaśpiewamy w Metropolitan i w La Scali”. Sam śpiewak też w to wierzy. Powiedział on z humorem amerykańskiej dziennikarce, iż „za pięć lat na pewno do tego dojdzie, chyba że znowu ktoś zacznie do mnie strzelać”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |