Azja. Filipiny. Ryzykować życie dla innych [MISYJNE DROGI]

Nadszedł trudny czas. Młodzi, zdrowi zakonnicy i księża znajdują się na pierwszej linii frontu, są z ludźmi. Jest to konieczne, by podczas modlitwy odczuć obecność Boga i Kościoła, który też cierpi.

Pierwsze obostrzenia związane z koronawirusem zostały wprowadzone przez filipiński rząd już 15 marca. Pomyślałem, że los najbardziej doświadczy ubogich ludzi z różnego rodzaju peryferii. Tak jest zawsze. Nieważne, jaki kataklizm przyjdzie, w kość dostają zawsze ci, którzy mają najmniej: żebracy, śmieciarze, sprzedawcy uliczni czy zwykli robotnicy. Widziałem to, kiedy były u nas
klęski żywiołowe. Widać to i teraz.

Wszystkie ręce na pokład

Chcieliśmy się przygotować, jako oblaci, do niesienia pomocy chociaż w minimalnym stopniu. W mieście, w którym pracuję, mieszka około 1,6 mln ludzi. W naszej parafii są 32 tys. katolików. Nie mamy wielkich możliwości, ale kiedy tylko ogłoszono epidemię, to kupiliśmy dwieście worków ryżu i z tysiąc konserw dla biednych. Regionalna Caritas również natychmiast zareagowała na potrzeby ubogich, rozdając bony o wartości 1000 peso (około 18 euro) na każdą biedną rodzinę. Do końca Wielkiego Tygodnia trzem milionom filipińskich rodzin rozdano około miliarda peso, czyli 18 milionów euro. Oprócz bonów ubodzy dostali także to, co najpotrzebniejsze do przeżycia: ryż, artykuły spożywcze, surowe warzywa, nasiona warzyw i sadzonki. Biura parafialne służą teraz jako magazyny wszystkich towarów pomocowych ofiarowanych przez parafian. W miarę możliwości różnymi drogami rozprowadzamy też środki ochrony osobistej, takie jak maseczki na twarz,
rękawiczki i kombinezony. Miejscowy biskup wydał również decyzję, aby przygotować wszystkie pomieszczenia i budynki parafialne na wypadek, gdyby rząd potrzebował ich w walce z koronawirusem. Byliśmy gotowi przyjąć osoby przebywające na kwarantannie czy pacjentów. W szkole prowadzonej przez oblatów została zorganizowana prowizoryczna przychodnia, w której można przeprowadzać testy na obecność wirusa SARS-CoV-2.

Towarzyszymy ludziom

Od czasu ogłoszenia narodowej kwarantanny prowadziliśmy transmisje online z mszy świętych i nabożeństw. Siedmiu oblatów wzięło te sprawy w swoje ręce. Żeby duszpasterstwo działało sprawnie, potrzebujemy więcej ludzi. Odprawiamy bowiem liturgie w różnych godzinach i językach, a są też inne spotkania. Wraz z ojcem Reyem Amancio OMI zarządzałem też akcją pomocy materialnej oraz wsparcia duchowego naszych wiernych, którzy nie mają dostępu do Internetu. Będąc na pierwszej linii frontu walki z wirusem nasz codzienny harmonogram zmieniał się każdego dnia, w zależności od próśb i potrzeb ludzi. Towarzyszyliśmy im i organizowaliśmy dla nich w miarę możliwości posługę sakramentalną, także w domach. Najtrudniejszą służbą w czasie
pandemii była praca przy umierających. Ryzyko, że ksiądz zostanie zakażony wirusem było bardzo duże. Dla bezpieczeństwa zawsze nosiliśmy pełny zestaw środków ochrony osobistej. Rozdawaliśmy żywność, nasiona, środki dezynfekcyjne i ochronne. Gdy przychodziliśmy z pomocą, to z reguły błogosławiliśmy ludzi i dom, udzielaliśmy też namaszczenia chorych. Gdy w domu były niemowlęta, to chrzciliśmy je. Chcieliśmy mieć pewność, że żadne niemowlę nie umrze bez tego sakramentu w czasie pandemii.

Foto: EDUARDO VASQUEZ JR. OMI

Ryzyko – tożsamość oblatów

Słowo „oblat” oznacza ofiarowanie. Ryzykowanie życia dla ludzi, którym służymy, jest prawdziwym sensem bycia oblatem. Nasze powołanie nie ogranicza się do przewodniczenia zgromadzeniom i liturgiom. Nie chodzi tylko o rekolekcje i rozmowy. Jesteśmy szczególnie powołani, aby nakarmić głodnych, dać spragnionym wodę, ubrać nagich, słuchać zagubionych, modlić się za nich i być w jedności z nimi w czasach pandemii. Nie mamy być zamknięci w klasztorze, ale mamy być wśród nich. Nie można realizować swojego powołania za murami. Nasz założyciel, św. Eugeniusz, prosił nas, abyśmy nie byli zamknięci na ludzi. Musimy znaleźć sposoby, aby do nich dotrzeć i pozwolić im poczuć obecność Boga. Ale trzeba to zrobić twórczo i ostrożnie. Dlatego w naszej społeczności podjęliśmy świadomą decyzję, że dwóch oblatów opuszcza klasztor, by żyć wśród ludzi, a jednocześnie nie narażać współbraci na zarażenie. To przykład na naszą kreatywność i roztropność. Wiemy, że potrzebujemy siły rezerwowej, aby kontynuować naszą misję. Jeśli dwóch z nas umrze, znajdą się kolejni, którzy z poświęceniem będą pomagać ludziom w potrzebie.

Różne oblicza izolacji

Dla tych, którzy mają dość pieniędzy i jedzenia, izolacja jest jak wakacje. Ale dla ubogich narodowa kwarantanna oznacza wyrok śmierci. Filipiny to biedny kraj, który zamieszkuje ponad 109 mln ludzi. Potrzebna jest im pomoc ze strony sektora prywatnego i kościelnego. Najpierw na sytuację biednych w czasie epidemii na Filipinach zareagowali redemptoryści, a potem oblaci.
Każdego dnia karmili ok. 1000 – 1500 osób, więźniów i osób z personelu medycznego. Nadszedł trudny czas i młodzi, zdrowi zakonnicy i księża muszą znajdować się na pierwszej linii frontu.
To jest konieczne, aby ludzie mogli odczuć obecność Boga podczas pandemii. Nie mamy żon i dzieci właśnie po to, żeby poświęcać się dla innych. Obserwując wszystko, co w ostatnim czasie działo się wokół mnie, wiem, że ten wysiłek bycia blisko ludzi wykluczonych i chorych jest najważniejszy. To jest sens i sedno naszego powołania. Nie mniej ważną pracą jest działalność online. Msze święte i nabożeństwa w Internecie, czy po prostu kontakt z wiernymi, którzy nie mogą wziąć udziału w liturgii, to przykłady na twórczy sposób dotarcia do ludzi. Internetowe transmisje nabożeństw są bardzo skutecznym środkiem pozwalającym internautom odczuwać obecność Kościoła w czasach pandemii. Wiemy już, że jako Kościół musimy kontynuować te posługi online i musimy je stale ulepszać i tęsknić do spotkania z wiernymi „na żywo”.

Foto: EDUARDO VASQUEZ JR. OMI

Dawać wędkę

Chyba wszyscy uświadomiliśmy sobie w tym czasie, jak ważne jest jedzenie. I chodzi nie tylko o to, żeby mieć jakieś chociaż minimalne zapasy, ale by samemu móc coś wyhodować. Każde gospodarstwo domowe powinno nauczyć się teraz produkować własne jedzenie. Kościół musi nadal karmić biednych, ale musi także uczyć ich, jak się żywić. Dlatego, oprócz rozdawania żywności, zachęcamy wszystkie rodziny do sadzenia warzyw w swoich ogródkach. Rozdajemy nasiona warzyw i sadzonki, dzieląc się też wiedzą, jak je uprawiać. Dzięki temu projektowi mamy nadzieję rozwiązać problem niedoboru żywności, przynajmniej na terenie naszej parafii. Kiedy uczymy ludzi, jak wytwarzać własne jedzenie, to uczymy ich także budowania i utrzymywania pokoju i porządku w czasie kryzysu. Chodzi o dawanie przysłowiowej wędki, a nie tylko ryby.

Ten globalny kryzys rzeczywiście dotknął wszystkich, ale najbardziej dotknięci są ci najbiedniejsi. Bez zapewnienia im wystarczającej ilości pożywienia i odpowiedniego schronienia, skazani są przynajmniej na poważne cierpienia. Wielu biednych nadal będzie wychodzić, żeby zdobyć jakąkolwiek pomoc, a wielu pozostanie na ulicach, ponieważ nie mają własnego domu. Bez konkretnej pomocy ze strony rządu i innych sektorów ubodzy mają tylko dwie możliwości: przeciwstawić się nakazowi izolacji i ryzykować zarażeniem się koronawirusem lub postępować zgodnie z nakazem i umrzeć z głodu. To nie wybór. To niewola. Kościół na Filipinach z ograniczonymi zasobami zaoferował biednym trzecią opcję: zachowaj ostrożność, a my przyjdziemy z pomocą. Oby nigdy nie brakowało rąk do niesienia pomocy. Wtedy nawet ci najbardziej doświadczeni przez los mogą okazać się bezpieczni.

Eduardo Vasquez Jr. OMI

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze