Filipiny. 80% mieszkańców tego kraju to katolicy. Pracuje wśród nich sporo oblatów/fot. EDUARDO VASQUEZ JR OMI

Azja: kilka konkretnych spotkań ze szczęśliwymi misjonarzami [MISYJNE DROGI]

Czasem zapomniani przez tych, którym służyli przez całe życie, a także i przez tych, którzy ich wysłali przed dziesiątkami lat na misje. Dopełniają żywota na modlitwie, w milczeniu, czasem niosąc krzyż choroby, a często krzyż samotności. Utrudzeni, a szczęśliwi.

Mam szczególny szacunek dla misjonarzy i księży, zakonnic i mnichów, dla wszystkich służebnic i sług Ewangelii, którzy oddali swe siły Kościołowi i dopełniają w pokorze swego żywota na ziemi. Wiele przeżyli, wiele wycierpieli. Mam łaskę spotykać ich do dzisiaj w byłym ZSRR i na azjatyckiej ziemi. Nieśli Ewangelię, za głoszenie której zapłacili często wyrokami sądowymi i zsyłkami do łagrów, na nieludzką ziemię. Wielu z nich już odeszło do Pana.

Ksiądz Antoni Chomicki

Na widok kilku nas, oblatów Maryi Niepokalanej, w 1990 r. rozpłakał się patriarcha katolików w Ukrainie, ksiądz infułat Antoni Chomicki, ps. Roch. „Wasz oblacki krzyż przypomina mi ojca Ludwika, mojego sąsiada na Wołyniu. Zapytał mnie, czy ma uciekać, a ja mu powiedziałem: «Ciebie tu wszyscy znają i kochają, nikt cię nie tknie…». Ludwik na drugi dzień już nie żył!”. Dziś, jako męczennik rzezi wołyńskiej, jako Sprawiedliwy wśród Narodów Świata Ludwik Wrodarczyk OMI jest kandydatem na ołtarze.

Procesja Bożego Ciała w Turkmenistanie/fot. RAFAŁ CHILIMONIUK OMI

Miałem łaskę głosić jednemu ze starszych oblatów kazanie na 60-lecie kapłaństwa. Powiedziałem: „Czcigodny jubilacie Marku, ty całe życie głosiłeś innym Ewangelię miłości, pozwól, że dzisiaj ja Tobie powiem: «Bóg cię kocha»” .

Ojciec Wojciech Nowaczyk

Byłem wtedy juniorem w Markowicach, czyli uczniem Niższego Seminarium Duchownego. Kto dziś pamięta tę nazwę młodego adepta życia zakonnego – czyli „juniora”? W latach 60. zeszłego wieku odwiedził nas o. Wojciech Nowaczyk OMI. Czekaliśmy na jego słowo. Milczał. My siedemnasto-, najwyżej osiemnastolatkowie nie wiedzieliśmy, dlaczego ten oblat nic nam nie opowiada. Słyszało się o jego latach spędzonych w łagrze na Kołymie, a potem o jego heroicznej służbie duszpasterskiej w Nowogródku i okolicach. Tam księży było w owym czasie jak na lekarstwo. Na wozie, na saniach, jechał do chorych – sam będąc jeszcze bardziej chory niż oni. Mieszkał przez pewien czas w zakrystii, bo nie chciał narażać innych na łagry, śmierć, zamieszkując u nich. Zmarł w 1984 r. Żaden z oblatów nie mógł uczestniczyć w jego pogrzebie. W 1988 r. byłem chyba pierwszym zakonnym współbratem, który modlił się na jego mogile. Oglądamy zdjęcia ojca Nowaczyka z tamtych lat ze swymi kolegami, prezbiterami. Wiemy, dlaczego są ubrani „na cywila”.

Pionierzy misji

Kiedyś misjonarze wypływali na misje i nie wracali już nigdy do swej ojczyzny. Wierzyli, że ich kości złożone na ziemi, na której głosili Ewangelię, dopełnią swego i urzeczywistni się nawet to, czego za życia nie doczekali. To była ofiara z całego ich życia. Szli na odpoczynek, gdy już zniedołężnieli lub zachorowali. Mogli jeszcze ofiarować Bogu za nawrócenie grzeszników swe cierpienie, starość i modlitwę. Spotkałem takich oblatów i nie tylko ich – na Filipinach, w Tajlandii, w Wietnamie, na Sri Lance, w Korei, w Kazachstanie, w Chinach i u nas w Polsce. I w wielu miejscach… Kładli fundamenty pod misje, podobnie jak Paweł Apostoł. Pionierzy.

Mongolia. Przy tradycyjnych jurtach/fot. ARCH. ANDRZEJA MADEJA OMI

Nasz założyciel kazał wybudować w porcie w Marsylii statuę Niepokalanej. Gdy oblaci wypływali na misje z tego portu, ostatnim, co widzieli na brzegu była żegnająca ich Maryja. Tak wypływali polscy oblaci na Sri Lankę, do Kanady, RPA… A ostatni w 1969 r. do Kamerunu.

Ksiądz Aleksander Zienkiewicz

Wśród tych, którzy zostali przesiedleni z Białorusi do Polski, po wojnie, był ksiądz Aleksander Zienkiewicz, znany duszpasterz akademicki we Wrocławiu: „Wujek”. Dzisiaj już sługa Boży, na którego beatyfikację czekają tysiące ludzi w Polsce, na Kresach, a także w wielu innych krajach. To on przywiózł potajemnie rękopis Mickiewiczowskich „Dziadów” z Nowogródka do Wrocławia. Miałem łaskę spotkać się z nim, prosząc o modlitwę i o radę w trudnej sprawie. Całe życie poświęcił studenckiej młodzieży. Powtarzał im, że „miłości trzeba się uczyć”.

Ojciec Andrzej Cierpka

Na Cejlonie, czyli na Sri Lance, byłem w miasteczku założonym przez naszego ojca Andrzeja Cierpkę. Nazywa się Cierpka Puram. Jeszcze żyją nieliczni wierni, którzy go pamiętają. Wystawili mu nawet pomnik, chcąc w ten sposób okazać wdzięczność za to, kim dla nich był i co zrobił. Znany był z tego, iż budował dla ludzi domy, osiedla i drogi, łączył zwaśnionych. Przypomina się także w tym kontekście ojciec Kazimierz Łabiński, oblat, dziennikarz i duszpasterz, o którym do dzisiaj nie zapominają gorzowianie, a także wierni z sanktuarium maryjnego w Markowicach na Kujawach. Po wielu latach z misji na Cejlonie powrócił do kraju ojciec Emil Pomykoł OMI. Pogodny, niegardzący cygarem, gdy ktoś wracający z zagra- nicy chciał mu sprawić przyjemność. Z arktycznej Kanady powrócił ojciec Ignacy Pluszczyk OMI. Przybywał od czasu do czasu do Niższego Seminarium Duchownego, by nam wyświetlać przezrocza z misji. On pierwszy chciał zainteresować nas życiem i pracą misjonarzy w północnej Kanadzie. A to prawdziwa przygoda!

Ojciec Andrzej Madej OMI ze współbraćmi z Indonezji i Bangladeszu/fot. ARCH. ANDRZEJA MADEJA OMI

W milczeniu

Nie zapomnę do śmierci wieczoru spędzonego u kapłana w Wietnamie. Przesiedział wiele lat w więzieniu. Cały czas milczał. Miałem wrażenie, że jeszcze się boi i że nie uzyskał pełnego zaufania do tych, którzy do niego przychodzą w odwiedziny. Dziś w tym kraju mamy seminarium z największą liczbą powołań oblackich. Zaskakujące! Będąc na Filipinach, zaprzyjaźniłem się z jednym z oblatów z Irlandii. Jego życie dogasało. Spędzał całe dnie w małym pokoju w samotności i już nie myślał nawet o powrocie do macierzystej prowincji. „Sługa nieużyteczny”. Nie wrócił do Europy, gdzie pewnie nie znał już nikogo ani ze współbraci, ani z członków swojej rodziny. Z radością patrzę na młodych, azjatyckich współbraci, i nie tylko współbraci, jak z zaangażowaniem pracują ewangelicznie wśród swoich i… na misjach w Europie. To owoc ewangelizacji, ofiarowanych cierpień i modlitw starszych misjonarzy, pionierów, a czasem ich śmierci męczeńskiej, jak i wielu na terenach Azji czy byłego ZSRR. Kołyma to też cmentarzysko misjonarek i misjonarzy.

Widok na Marsylię i statuę Niepokalanej/fot. EARTH777/WIKIPEDIA

Ksiądz Wacław Piątkowski

To było pod Baranowiczami. Zajechaliśmy – Radosław Zmitrowicz OMI, dzisiejszy biskup w Kamieńcu Podolskim, Jan Jarosz OMI – do księdza Wacława Piątkowskiego. Był akurat na bardzo długiej adoracji w zimnym kościele. Nigdy nie widzieliśmy tak ubogiej plebanii. Na biurku miał tylko brewiarz, a w szufladach były wyroki na niego. Świadek prześladowań w czasach stalinowskich. U niego w kotłowni pracował młody Antoni Dziemianko, dzisiejszy biskup piński, którego potajemnie przygotowywał do święceń kapłańskich.

Wychowawcy misjonarzy

My, byli seminarzyści, którzy przeszliśmy przez Obrę, nie zapomnimy nigdy pogodnych braci wychowawców przyszłych misjonarzy. Kazika Cieśli OMI, który wiecznie uśmiechnięty i zawsze z różańcem w ręku powtarzał po śląsku: „Rzykaj, a nie narzykaj”. Brata Alojzego Cibisa OMI, który nam szył sutanny. I legendarnego brata Grzegorza Szymaniuka OMI, który zasłużył na to, by zebrać związane z nim choćby tylko najważniejsze anegdoty!

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Ostatni obrazek

Stoję nad grobami męczenników. moich oblackich współbraci, na Filipinach. Stali się w ostatnich latach ofiarami islamskich terrorystów. Swe świadectwo przypieczętowali przelaną za wiarę w Chrystusa krwią. Podobnie męczennicy z Hiszpanii, Laosu i wielu, wielu skrawków ziemi azjatyckiej.

Im wszystkim wdzięczność i cześć. Tym, którzy złożyli swe życie w krwawej ofierze, i tym, którzy pokonują ostatnią prostą swego życia, przechodząc w stan spoczynku. Czynią sobie pewnie rachunek sumienia, jak to zwykle bywa: że można było więcej dawać od siebie, odważniej ryzykować dla Królestwa Bożego i wypływać na głębsze wody… że trzeba było za- rzucać sieć z większą ufnością, gdy Pan Bóg dawał im okazje. Ich połów się zakończył. Dobili do brzegu. Jesteście pięknymi ludźmi.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze