Boliwia: osoby z niepełnosprawnościami nie są same [MISYJNE DROGI]
W społecznościach andyjskich osoby z niepełnosprawnościami nie są postrzegane przez pryzmat ograniczeń, lecz jako pełnoprawni członkowie wspólnoty. Ich różnorodne zdolności, często interpretowane w kluczu duchowym, wpisują się w andyjską filozofię współzależności. Rodzina, wspólnota i Kościół tworzą przestrzeń, w której każdy ma swoje miejsce, odzwierciedlając ideę reciprocidad – wzajemnego dawania i otrzymywania.
Jak zauważa Arturo Terrazas, osoby z niepełnosprawnościami są zwykle integrowane z systemem społecznym, ale konkretne role, jakie pełnią, zależą od czynników takich jak stopień niepełnosprawności, rodzaj zadań produkcyjnych i struktura rodziny. Ogólnie rzecz biorąc, andyjskie społeczności chłopskie są zorganizowane w ramach wspólnoty życia, a każdy członek wnosi wkład, zgodnie ze swoimi umiejętnościami i zdolnościami. Tutaj osoby z niepełnosprawnościami nie są całkowicie wykluczone z pracy, choć oczywiście obowiązują ograniczenia w zakresie rodzaju wykonywanej przez nie działalności.
Osoby z niewielką lub umiarkowaną niepełnosprawnością fizyczną mogą zajmować się mniej wymagającymi fizycznie zajęciami gospodarczymi, takimi jak tkanie, opieka nad małymi zwierzętami lub zadania związane z produkcją rzemieślniczą. Chociaż nie mogą prowadzić intensywnej działalności, takiej jak rolnictwo, ich praca w domu lub społeczności jest nadal ceniona. Tradycyjne zawody, takie jak tkacze czy garncarze, oferują możliwości integracji, zwłaszcza jeśli osoby mają fizyczne trudności z uczestniczeniem w bardziej wymagających zadaniach rolniczych.
Natomiast osoby z poważnymi niepełnosprawnościami często objęte są opieką w ramach rodziny czy klanu, pełniąc mniejsze role, ale bez oczekiwania, że wniosą znaczący wkład swoją pracą. Od razu wspomnę, że zaangażowanie w życie społeczne osób z niepełnosprawnościami różni się bardzo we współczesnych społeczeństwach miejskich, gdzie paradoksalnie występuje większa tendencja do wykluczania ich z rodziny.
Integracja – odskocznia od telefonu
Agata Szpulak jest misjonarką w Boliwii. „Jednym z takich miejsc wsparcia w naszej parafii w Concepción jest Centrum Świętego Franciszka z Asyżu, które powstało 8 lat temu za sprawą koreańskiego Zgromadzenia Sióstr od Najświętszego Serca Jezusa. Siostry wybudowały centrum przeznaczone dla osób z niepełnosprawnościami. Popołudniami, po zajęciach w szkole, młodzież spotyka się u nas na terapii zajęciowej, rozwijając swoje umiejętności i zaskakując kreatywnością. Oprócz zajęć terapeutycznych, młodzi mogą przygotować się do sakramentów Eucharystii i bierzmowania, które przyjmują wraz z innymi dziećmi i młodzieżą z parafii. Pomocą objęte są również ich rodziny, dzięki wsparciu jakie daje im parafialna Caritas. Często są to rodziny wielodzietne, w których matka zajmuje się opieką nad dziećmi i prowadzeniem domu, a ojciec pracuje na utrzymanie rodziny.
Przed dwoma laty zauważyliśmy rosnące zainteresowanie naszym centrum ze strony innych osób i postanowiliśmy otworzyć się na ich potrzeby. Obecnie prowadzimy zajęcia nie tylko dla osób z niepełnosprawnościami, ale również dla ich rówieśników oraz dla członków ich rodzin. Okazuje się, że młodzi w naszych zajęciach znajdują dobrą odskocznię od… telefonu. Zmiany w placówce przyniosły wiele dobra. Podczas zajęć manualnych uczestnicy wzajemnie sobie pomagają i odkrywają swoje talenty. Młodzi chodzący na zajęcia zmienili swoje nastawienie do osób z niepełnosprawnościami. Coraz lepiej się integrują i współpracują między sobą. Trzeba dodać, że nikt tak nie zaraża radością i pogodą ducha jak osoby z niepełnosprawnościami. Osobiście wiele razy uświadamiam sobie, jak po jednym popołudniu spędzonym z naszymi podopiecznymi moje problemy maleją” – relacjonuje Polka.
Rodzina i społeczność
Ponadto Terrazas podkreśla, że jednym z podstawowych filarów społeczności andyjskich jest rodzina extensa (tak zwana rodzina „poszerzona”, do której zalicza się bliskich i dalekich krewnych). To ayllu (tradycyjna) struktura społeczności. Te sieci rodzinne mają dużą zdolność do integracji i wsparcia. W społecznościach andyjskich rodzina odgrywa kluczową rolę w opiece nad osobami z niepełnosprawnościami. Osoby te zwykle nie są oddzielone od przestrzeni społecznej, ale są częścią codziennego życia wspólnotowego. Sąsiedzi przyjmują także rolę empatyczną wobec osób z niepełnosprawnościami.
– Od czterech lat z naszego Centrum w Oruro korzysta 7-letni Ricardo. Jest to chłopiec z niepełnosprawnością ruchową. Ma trudności w poruszaniu się i w realizacji podstawowych potrzeb życiowych. Początki pobytu Ricarda z nami dla wszystkich były trudne. Rodziło się wiele pytań o to, jak pomóc, jak usprawnić jego pobyt. Jednak sam Ricardo starał się żyć i funkcjonować normalnie. Aż do dziś, mimo trudności w chodzeniu, nie pozwala sobie na pomoc, chce być jak inne dzieci. Sytuacje, w których wyrywa się pierwszy do pomocy są pełne wzruszenia. Widzisz, jak ciągnie za sobą nogę, jakie trudności musi pokonywać, kiedy walczy sam ze sobą, podnosząc jakieś przedmioty. Widzisz, o ile więcej siły musi włożyć w różne działania. To bardzo pomaga w przedzieraniu się przez opinie i panujące przekonania.
Rok temu nasze Centrum postanowiło zrobić kolejny krok. Udało się przygotować miejsce dla dzieci z autyzmem, nadpobudliwością czy z niepełnosprawnością intelektualną. Takim impulsem do jeszcze większego otwarcia się na osoby z niepełnosprawnościami jest jedna z matek oraz babcia jednej z wychowanek. Widząc poświęcenie, wysiłek babci i mamy, otworzyłyśmy się jeszcze bardziej na dzieci z niepełnosprawnościami i ze specjalnymi potrzebami – opowiada s. Joanna Olszewska, terezjanka.
Zgodnie z możliwościami
W społecznościach chłopskich i miejscowych w Andach osoby z niepełnosprawnościami są postrzegane nie jako „ciężar”, ale w wielu przypadkach są włączane w dynamikę życia wspólnotowego.
W przeszłości, szczególnie w wysokogórskich wioskach, nie były potrzebne domy dziecka czy domy dla osób z niepełnosprawnościami, gdyż wspólnota brała za te osoby odpowiedzialność. Obecnie wiele rodzin migruje do miast w poszukiwaniu lepszych warunków życia, a tam pod wpływem nowoczesnych środków masowego przekazu, wyobcowania ze wspólnoty extensa, zapominają o istotnych wartościach. Dlatego „potrzebne są wielkie serca, które chcą towarzyszyć” (papież Franciszek) i odpowiadać na nową sytuację. Tę rolę we współczesnych andyjskich miastach spełnia Kościół, szczególnie zgromadzenia zakonne, które w swoim charyzmacie mają troskę o ubogich, chorych i najbardziej zapomnianych. Większość szkół i ośrodków dla dzieci i dorosłych z niepełnosprawnościami (tu mówi się bardziej pozytywnie: „osób z innymi zdolnościami”) jest prowadzonych przez misjonarzy lub inne organizacje kościelne.
Otrzymałem pomoc, więc też chcę pomagać
Kiedy jako Zgromadzenie Misyjne Służebnic Ducha Świętego rozpoczynałyśmy nową misję na peryferiach Cochabamby w Boliwii, w dzielnicy 20 de Octubre, odwiedził nas o. Antonio Sagristan SJ, wieloletni misjonarz, wraz z młodym architektem Ernesto. Chłopak ten był osobą z niepełnosprawnością. Jego niepełnosprawność była skutkiem wypadku w dzieciństwie i braku środków na potrzebne wtedy leczenie. Jako dziecko Ernesto, po wypadku, spędził kilka lat w łóżku, bez możliwości poruszania się. Przestał chodzić do szkoły, a jego rodzina nie była w stanie zapewnić mu odpowiedniego leczenia. Spotkał jednak na swej drodze misjonarza o wielkim sercu, który nie tylko umieścił go w szpitalu, ale po zakończeniu leczenia zapewnił mu pobyt w internacie, a co za tym idzie – możliwość kontynuacji nauki. Pomimo niepełnosprawności – bo nawet po wielu operacjach i przeszczepie kości jego noga pozostała sztywna, co sprawiało, że poruszał się z trudnością, utykał – ukończył szkołę średnią w trybie wieczorowym, a potem studia z architektury.
Poznałyśmy go, kiedy planowałyśmy budowę świetlicy i stołówki dla biednych dzieci w nowo powstałym osiedlu, w którym zamieszkały rodzi- ny migrujące z najuboższych regionów Boliwii. Ernesto zaofiarował nam pomoc – zrobił projekt budynku i sam nadzorował jego budowę. A na pytanie o to, dlaczego to robi, odpowiedział: „Otrzymałem pomoc, więc też chcę pomagać”. Później, kiedy wspólnota katolików z osiedla postanowiła wybudować kaplicę, też był tym, który ją zaprojektował i kierował pracami budowlanymi. Dziś Ernesto mieszka razem ze swoją rodziną na osiedlu 20 de Octubre, gdzie dalej angażuje się w życie wspólnoty.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |