Marek Ochlak OMI

fot. arch. Marka Ochlaka OMI

Byli ze mną Józefowie [MISYJNE DROGI]

Ponad 20 lat spędziłem na misjach na Madagaskarze. W pracy pomagało mi tam wielu „Józefów” – cichych, skromnych, bez których jednak misje nie przynosiłyby owoców. Wciąż o nich pamiętam, choć teraz pracuję w Poznaniu.

Na początku wypada się przedstawić. Urodziłem się w Nowym Mieście Lubawskim, gdzie znajduje się sanktuarium Matki Bożej Łąkowskiej. Przy Maryi kształtowało się moje powołanie. W 1980 r. trafiłem do Niższego Seminarium Misjonarzy Oblatów w Markowicach, gdzie dalej prowadziła mnie Niepokalana. Kolejne miejsce oblackiej formacji to Kodeń nad Bugiem, tam znów pod opieką Matki Bożej Kodeńskiej formował się mój oblacki duch. Następnie sześć lat seminaryjnych studiów filozoficzno-teologicznych, uwieńczonych święceniami kapłańskimi 20 czerwca 1992 r. Tu młodych oblatów dojrzewających do kapłaństwa wspiera Matka Boża Pocieszenia. Po święceniach był oczekiwany wyjazd na Madagaskar, ale wcześniej spędziłem dwa lata w Kędzierzynie-Koźlu pośród wspaniałych oblatów i parafian. 8 sierpnia 1995 r., wraz ze współbratem Mariuszem Kasperskim OMI, obecnym przełożonym na Madagaskarze, wylądowaliśmy na Czerwonej Wyspie. Tak zaczęła się moja misyjna wędrówka, a zarazem misyjna przygoda.

Malgaskie drogi

Przez prawie rok uczyłem się języka malgaskiego w Antananarivo. Potem zostałem posłany na pierwszą placówkę misyjną – do Marolambo, a następnie pracowałem w Apostolacie Morza w Toamasinie i po kolejnych latach zostałem proboszczem tamtejszej parafii pw. Notre Dame de Lourdes. Po proboszczowaniu zostałem wybrany na przełożonego oblatów na Wyspie i przez sześć lat mieszkałem w stolicy kraju – Antananarivo. Po tych latach przyszedł czas na rok sabatyczny, abym nabrał trochę sił i „naładował akumulatory” przed kolejnymi wyzwaniami. Energia była potrzebna, ponieważ 27 listopada 2016 r. misjonarze oblaci objęli trudną misję w Befasy na południowo-zachodniej części Madagaskaru w diecezji Morondawa.

Trudne pożegnanie

Misja Befasy stała się cząstką mnie samego. Zostały piękne wspomnienia spędzonego tam czasu. Tyle odprawionych Eucharystii, setki sakramentów, niezliczone rzesze spotkanych ludzi różnych plemion, dużo lekcji pokory, cierpliwości, nauki dotykania ubóstwa i ubogich, wiele misyjnych przygód – radosnych i smutnych. Są też wybudowane dzieła, wspólnie z rzeszą wspaniałych przyjaciół i darczyńców. Udało się zorganizować i wybudować wiele szkół oraz piękne boiska do piłki nożnej i już oddane do użytku profesjonalne boisko do koszykówki w naszym gimnazjum. W Befasy powstała szkoła podstawowa i gimnazjum. W Misokitsy szkoła podstawowa i piękny kościół. W Ambato, Marohetay, Kirijimbazaha, Ankiliabo i Beleo stworzyliśmy tzw. garderie – czyli małe szkoły przygotowujące dzieci i nauczycieli do otwarcia w przyszłości szkoły podstawowej. Tym sposobem przywracamy tamtejszej malgaskiej społeczności ich godność dzieci Bożych. Tyle o mnie.

Stolarnia na Madagaskarze
Stolarnia na Madagaskarze. fot. arch. Marek Ochlak OMI

Leandre jak Józef

Świat potrzebuje naśladowców świętego Józefa i z takimi ludźmi miałem też okazję współpracować na misjach. W Befasy poznałem pana Zarę Leandre Prospera, który przypomina św. Józefa. Urodził się w Befasy w 1966 r. Niestety, Leandre jako małe dziecko został kaleką. Nieudolny pielęgniarz, który szczepił dzieci, uszkodził nerw w jego nodze. Mięśnie nieprawidłowo wykształciły się i dlatego do dziś mężczyzna ten powłóczy uszkodzoną kończyną. Dzięki ojcu, który był katechetą, zdobył wykształcenie podstawowe oraz zawodowe. Ojciec dał mu też bardzo dobre wychowanie chrześcijańskie. Wyuczony na stolarza, przez jednego z saletynów, młody chłopak pełen optymizmu rozwijał swój talent. Jako młody człowiek robił wozy zaprzęgowe do wołów, a także meble codziennego użytku – stoły, krzesła czy łóżka. Dorastał i z czasem założył rodzinę.

Jego wybranką została Koto Albertine. Podobnie jak on jest osobą z niepełnosprawnością. Przeszła chorobę Heinego-Medina, czyli ostre porażenie dziecięce. Zakaźny wirus polio unieruchomił jej jedną nogę. Jednak Pan Bóg sprawił, że się odnaleźli, zawarli sakramentalny związek małżeński i mają ze sobą czwórkę dzieci. Jaqueline, podobnie jak jej mąż, dzięki swojej rodzinie, ukończyła szkołę krawiecką i jest mistrzynią w swojej profesji. Szyje różne rzeczy dla miejscowej ludności i wiele prac otrzymuje od misji. Tworzy ubranka szkolne dla naszych dzieci, alby dla ministrantów i modne kreacje dla miejscowych kobiet. Jest szanowana i ceniona za swój talent. Jest też członkiem Matek Różańcowych i to właśnie ona szyje specjalne stroje dla swych koleżanek. Leandre i Koto są wzorem dla swojej rodziny i całej społeczności. Niepełnosprawność na pewno jest dla nich krzyżem, ale to z niej zrodziła się miłość dwojga ludzi. Obecnie Leandre jest szefem sześcioosobowej ekipy stolarzy pracujących na misji. Stolarnia misyjna wykonuje piękne meble, ławki i stoliki do misyjnych szkół, a nawet ołtarze do kościołów w buszu. W ekipie jest syn Leandra – Parfait. Jest żonaty i ma dziecko. Ojciec jest dla niego wzorem do naśladowania – jak święty Józef dla małego Jezusa, naszego Zbawiciela. Choć teraz jestem w Poznaniu, to pamiętam o „Józefach”, z którymi współpracowałem.

Tekst pochodzi „Misyjnych Dróg” (nr 6/2021)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze