Ciało ludzkie nie dla hien 

Skoro Jezus „rzucił światło na życie i nieśmiertelność przez Ewangelię” (2 Tm 1, 9), to rzucił również światło na naszą cielesność. Gdy chrześcijanin doświadczy tajemnicy Zmartwychwstałego, myśli z większym szacunkiem o tajemnicy swego ciała. Ślad pośmiertny tej cielesności, grób mieszczący szczątki bliskich, ma swoje znaczenie dla chrześcijańskiej edukacji pod tym względem. 

Kiedy misjonarze wyjeżdżają na misje, zaczynają dostrzegać w spotykanej kulturze, poza wartościami godnymi naśladowania, także jej braki. Widzą całe pole czekającej ich jeszcze pracy nad postawami ludzi. Nie mogą przejść obojętnie obok pogańskiego traktowania ciała zmarłych, wiedząc, że Jezus zbawił ludzi, przyjąwszy ludzkie ciało. Nie mogą spać spokojnie, kiedy potrzeba zrobić jeszcze dużo w tym celu, aby uczyć dobrego przeżywania cielesności i otaczania ciała szacunkiem należnym mu także po śmierci. 

Pracując w Kenii, siostra Ewa spostrzegała czasami niechęć, z jaką rodzina podchodziła do ciała zmarłego, z którym więzy nie zdążyły się jeszcze zawiązać albo zostały już zerwane. Jeśli ktoś zmarł w hospicjum, krewni nieraz nie chcieli przyjechać i zabrać ciała. Siostry nie wiedziały, co robić. Trzeba było ustanawiać pewne zasady i zobowiązywać do zabrania ciała. Dla uniknięcia pozostawienia ciała w ośrodku wywożono je do kostnicy w szpitalu. 

W przychodni zdrowia w Ruiri, niewielkim miasteczku, była sala porodowa. Pewna matka urodziła martwe dziecko. Miała ogromne trudności, żeby zabrać ze sobą ciało i je pochować. Powrót do domu z martwym dzieckiem byłby dla niej i rodziny złym znakiem. Pytała, czy siostry mają miejsce, gdzie można pochować dziecko. Siostry nie zgodziły się. W Nanyuki, gdy nie chciano zabrać ciała, siostry nie zgadzały się na pochówek w pobliżu, lecz odsyłały ciało na cmentarz komunalny. 

W większych miastach są cmentarze komunalne, na których porządek pozostawia wiele do życzenia. Na przykład w Nanyuki cmentarz szokuje człowieka z Europy. Jest spory bałagan, nie ma ścieżek, zmarli są chowani chaotycznie, jedni na drugich. Przy pogrzebie chrześcijańskim, owszem, kładzie się kwiaty na mogile, zatyka krzyż, ale po pewnym czasie, po deszczach, ziemia się zrównuje, krzyż rozpada się, ludzie przestają chodzić na grób, zanika ślad po pochówku. Siostra Ewa miała wrażenie, że ludzie nie odwiedzają zbyt często mogił zmarłych, nie dbają o groby. Widząc, jak siostra wybiera się, by odwiedzić groby znajomych, postulanci jednego zakonu, zdziwieni, pytali: – Po co ty tam idziesz?! – Przecież ważna to rzecz, by modlić się za zmarłych i dbać o mogiły. 

Ludzie na prowincji chowają swoich zmarłych na podwórzu, w obejściu, blisko domu. Na wsi nie tworzy się cmentarzy, lecz chowa się na swoim terenie, miejsce grodzi się, zabezpiecza przed zwierzętami. Żeby nie zatarł się ślad, żeby pamiętać o miejscu pochówku kogoś z rodziny, sadzi się drzewo, na przykład bananowca. Katolicy czynią podobnie, z tym że zapraszają duchownego na Mszę św. i pogrzeb na swoim podwórku. Ludzie wcześniej zbierają się, by modlić się przy zmarłym. 

Gdy jeszcze nie przybyli misjonarze, ciała były powszechnie pozostawiane na pożarcie dzikich zwierząt. Siostra słyszała o tradycji, według której jeśli ktoś poczuł się słaby, umierający, porządkował swoje sprawy i dom i odchodził do buszu. Nikt się nim nie przejmował. Ciałem zajmowały się zwierzęta, a skromne miejsce, w którym wcześniej mieszkał, palono. Wydawałoby się, że takie praktyki to już historia, jednak coś z tego przetrwało choćby wśród Samburu, plemienia kenijskich nomadów. 

Wody w porze deszczowej w tych okolicach stają się niebezpieczne, ich nurt może porwać ludzie i zwierzęta, a nawet ciężarówki. Prąd rzeczny całkiem niedawno porwał i uśmiercił dwójkę ochrzczonych dzieci z misji. Proboszcz nie mógł odzyskać ciał, które znaleźli ludzie z plemienia Samburu. Nie chcieli oddać ciał, które pozostawili zwierzętom, pewnie zgodnie ze zwyczajem i dawnymi wierzeniami. Proboszcz wysłał kleryka, aby wypertraktował zwrot ciał. Mediacja nic nie pomogła, a sytuacja stawała się niebezpieczna. Ktoś z tego wojowniczego szczepu dał do zrozumienia młodemu mediatorowi, że lepiej odejść. 

Ciało jest dla chrześcijanina – snuje refleksję siostra Ewa – jego domem. Pozostaje darem, bo stanowi miejsce działania Boga i spotkania z Nim oraz drugim człowiekiem. Chrystus przyjął ciało ludzkie. Nie da się zgłębić do końca tej tajemnicy. Przez ciało można wyrazić się przed Bogiem i człowiekiem. Chrześcijanin pozostaje wdzięczny Bogu, że zechciał z jego ciała uczynić swoją świętą świątynię, swój dom, przybytek swojej obecności. Żadna budowla świata, żaden cud architektury nie jest tak cenny w oczach Boga jak ludzkie ciało, bo nosi w bardzo namacalny sposób Jego ukrytą obecność. Takie odkrywanie tajemnicy Bożej rzeczywistości motywuje bardzo misjonarza do pracy. Idzie on do ludzi, którzy nie znają jeszcze bliżej godności swego ciała, bo nie spotkali na swej drodze Jezusa. 

Na podst. relacji s. Ewy, felicjanki, oprac. Leon Nieścior OMI 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze