Cztery tony opatrunków w ramach Akcji "Opatrunek na Ratunek"

Fundacja Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio” zakończyła trwającą dwa miesiące Akcję „Opatrunek na Ratunek”. Była to siódma edycja Akcji. Jej efekty przerosły najśmielsze oczekiwania organizatorów.

Jak mówią organizatorzy

Codziennie segregujemy i liczymy opatrunki, a mimo to, nie jesteśmy w stanie podać jeszcze ich ilości, gdyż do Fundacji wciąż docierają nowe dary. W tej chwili to kilkadziesiąt tysięcy opatrunków, a liczba ta ulegnie prawdopodobnie podwojeniu. Wstępnie szacujemy, że środków opatrunkowych może być blisko cztery tony.

Akcja „Opatrunek na Ratunek” zmobilizowała tysiące ludzi z całej Polski. Środki opatrunkowe zbierane były do specjalnych pojemników w zaprzyjaźnionych aptekach, ale również przez ponad pół tysiąca rozmaitych miejsc na terenie całego kraju.  Wśród instytucji wspierających akcję znalazły się tradycyjnie już szkoły i przedszkola, ale także parafie czy nawet całe miejscowości. Opatrunki zbierał zespół karetki, parafia prawosławna i mieszkańcy domu seniora. Na początku roku nowa siedziba Fundacji  została wręcz zasypana paczkami i listami z opatrunkami od indywidualnych darczyńców. Wśród podarowanych rzeczy znalazły się plastry, bandaże, rękawiczki, strzykawki wraz z igłami, ale również bandaże elastyczne, całe apteczki, nożyczki. Od kilku tygodni główne zajęcie wolontariuszy Fundacji stanowi segregowanie i liczenie napływających materiałów. Każda wizyta listonosza jest wielką radością, choć w nowej, większej siedzibie Fundacji w przyziemiu kościoła brakuje już dawno miejsca i paczki muszą stać na korytarzu.

Akcja jest odpowiedzią na prośby misjonarzy o pomoc materialną dla prowadzonych przez nich ośrodków zdrowia. Bywa, że opatrunki są prane i używane są kilkukrotnie. Paczki z Fundacji trafią w najodleglejsze miejsca na świecie. Do Czadu, Indii, Zambii, Togo, Kamerunu, Republiki Centralnej Afryki, a nawet na Papuę Nową Gwineę – do kraju gdzie bandaże i plastry nie są produkowane, a całą pomoc medyczną trzeba sprowadzać zza granicy i jest niezwykle droga. Opatrunki wciąż nadchodzą pocztą lub są przywożone przez koordynatorów z całego kraju. Wciąż dowiadujemy się o nowych instytucjach, które do tej pory nie zgłaszały swojego udziału. Spóźnialscy codziennie dzwonią do Fundacji i zapytują, czy mogą jeszcze dosłać opatrunki. Zawsze słyszą odpowiedź, że opatrunki można przysyłać jeszcze przez cały rok, bo na misjach przydaje się dosłownie każdy bandaż i każdy plaster. Zgłosiła się też do Fundacji  hurtownia farmaceutyczna z Komornik i przekazała Fundacji specjalistyczne opatrunki o łącznej wartości 130 tys. zł.

Wysyłka tak olbrzymiej ilości darów zajmie Fundacji kilka miesięcy. W styczniu i lutym zadaniem wolontariuszy będzie zapakowanie bandaży do paczek i staranne obszycie ich białym płótnem. Wysyłka w takiej formie zabezpiecza przed grabieżami i gwarantuje bezpieczne dotarcie na miejsce.  Podróż drogą lądowo-morską trwa niekiedy i pół roku, ale dotarcie paczek na miejsce zawsze jest witane ogromną radością. Część paczek trafi do Kamerunu, gdzie nie tylko działa polski gabinet stomatologiczny, ale również pracuje wolontariuszka Fundacji – położna Sara Suchowiak, Sara została dyrektorką misyjnej przychodni w najbiedniejszym rejonie na wschodzie Kamerunu, położonym tuż przy granicy z Republiką Centralnej Afryki w miejscowości Garoua – Boulai. W pobliżu prowadzonego przez nią ośrodka zdrowia znajduje się obóz zamieszkiwany przez 45 000 uchodźców z ogarniętej wojną domową Republiki Centralnej Afryki. To ludzie, którzy dawno już opuścili swoje domostwa i nie dysponują żadnymi środkami, które mogliby przeznaczyć na swoje leczenie. Do prowadzonej przez Sarę przychodni przychodzą w poszukiwaniu ratunku na trapiące ich dolegliwości.

Opatrunki trafią również do szpitala w Zambii prowadzonego przez polską misjonarkę Siostrę Mirosławę Górę. Siostra ta jest lekarzem chirurgiem i dzięki jej pracy szpital pomaga rocznie tysiącom osób, pacjenci docierają do niego nawet z sąsiednich krajów. Siostra stworzyła w nim blok operacyjny. Obecnie pracują u niej wolontariuszki Fundacji Agnieszka Wasilewska i Magdalena Mrozowska. O swojej pracy piszą:

Wczoraj przyjmowaliśmy pacjentów z wypadku zderzenia autobusu z trzema krowami. Skończyło się na szczęście na niewielkich potłuczeniach i szyciu ran, natomiast Filip zakładał szwy u dziewczynki, która została pogryziona przez krokodyla. Ja z Agnieszką zajmowaliśmy się znieczuleniem. Mimo wielkiej traumy po starciu z dzikim zwierzęciem mała pacjentka nie przestaje się do nas uśmiechać. Jest bardzo dzielna.

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze