fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Dzisiaj Kościół misyjny naucza „stare” Kościoły 

Kościół na misjach jest inny. Z perspektywy Kościołów, które mają już ponadtysiącletnią historię i są (a raczej były) społeczeństwami tradycyjnie katolickimi, te w krajach misyjnych mogą jawić się jako „gorsze”, które trzeba jeszcze wiele nauczyć. Ale czy na pewno? 

Kiedyś wraz z misjami często wprowadzano też europejski styl życia. „Ucywilizować” znaczyło tyle co „zeuropeizować”. Nie wszyscy misjonarze się zgadzali z takim podejściem – czy to urzędników kolonialnych, czy katolików europejskich. Może i większość z nich widziała wielką wartość w kulturach lokalnych. Dużo mówi się w tym kontekście o Chinach, gdzie jezuici starali się dostosowywać miejscowy obyczaj i rytuał do chrześcijaństwa. Nawet przecież przeciwni tzw. rytom chińskim misjonarze z zakonów żebraczych często nie odrzucali każdej odmienności w cywilizacjach, którym głosili Ewangelię. Podobnie i wśród Indian, mimo że ich religie tępiono bezwzględnie, wielu katolickich misjonarzy uwzględniało warunki kulturowe. Nie odrzucano tej inności. Jednak dopiero od niedawna Kościół w swoim oficjalnym nauczaniu bardzo mocno podkreśla potrzebę inkulturacji. Kościołów, które nazywamy misyjnymi, odwiedziłem już wiele. Chcę się podzielić moimi subiektywnymi spostrzeżeniami oraz opowiedzieć o, nieco mniej subiektywnej, historii. 

>>> Ewangelia w praktyce [MISYJNE DROGI]

fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi

Gorliwość „nowych” chrześcijan 

Listy czy kroniki z misji, jakie słali misjonarze do Europy, zawsze były pełne bohaterskich postaw, które wyróżniały niedawno co nawróconych katolików na terenach misyjnych. Niektórzy wręcz stawiali za wzór tamtejszych chrześcijan w opozycji do „letnich” Europejczyków. Victorio Riccio, dominikanin żyjący w XVII w., pisał nawet o Chińczykach, wśród których pracował, że jak mieszkańcy biblijnej Niniwy, tak i oni powstaną w sądzie przeciw Europejczykom. Wskazując na jednego z katolików chińskich, stwierdził, że od niego „może dobrze nauczyć się delikatność naszych Europejczyków, którzy tylko z powodu lekkiego wiaterku lub obaw o deszcz opuszczają chrześcijańskie ćwiczenia”. Czasem opisy zawarte w listach mogą wydawać się przesadzone. Europejscy misjonarze mieli jednak wiele powodów, by podziwiać tych „nowych” chrześcijan.  

Samuraj Takayama Ukon dla wiary przyjął wygnanie z Japonii oraz porzucił zaszczyty i bogactwo, a wcześniej w czasie brutalnej wojny domowej zachowywał się wbrew wszystkiemu humanitarnie. Mówiąc o Japonii, nie można przecież pomijać faktu, że przez prawie 300 lat miejscowi, brutalnie prześladowani chrześcijanie przechowali wiarę z pokolenia na pokolenie w ukryciu i bez kapłanów. Co zaszokowało misjonarzy, którzy po wiekach wrócili do Japonii. Innym przykładem są mali meksykańscy męczennicy z Tlaxcala z XVI w. Jednego z nich, Krzysztofa, własny ojciec zatłukł na śmierć kijem za konwersję na katolicyzm. Wszyscy ci mali męczennicy, mimo młodego wieku, mieli przyjąć męczeństwo z wielkim bohaterstwem i przebaczyć swoim oprawcom przed śmiercią. 

>>> Chiny: biskup ponownie w więzieniu

fot. EPA/ALEX PLAVEVSKI

To także opowieści z Kościoła współczesnego i prześladowanego w wielu rejonach świata. Katolicy tam gotowi są umrzeć lub cierpieć poniżenie za wiarę, podczas gdy w Polsce gorliwym chrześcijanom ciężko znieść upokorzenie związane z wytykaniem palcami czy pomalowaną ścianą kościoła. Pamiętam jak w Kaifeng w Chinach miejscowa katoliczka zaprosiła mnie na obiad i bez skrępowania opowiadała, jak to jej ojciec siedział w więzieniu z powodu wiary. Katolicy w Państwie Środka są represjonowani, a mimo to skutecznie ewangelizują. Widziałem mnóstwo chrztów dorosłych podczas moich pobytów w tym kraju. Do dzisiaj pamiętam, jakie ogromne wrażenie wywarła na mnie niedzielna msza w katedrze w Xi’an. Świątynia tłumnie zapełniła się już 15 minut przed rozpoczęciem liturgii. Całe zgromadzenie w ciszy i skupieniu modliło się, przygotowując się do Eucharystii. Gdy się już zaczęła, cały kościół wybrzmiał potężnym śpiewem. Aż mi łzy do oczu napłynęły, bo nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. Do dzisiaj mam ten obraz w głowie. Nie był to śpiew chóru, kilku bardziej śmiałych głosów i niemrawego pomruku reszty. Całe zgromadzenie wiernych, wypełniające kościół po brzegi, śpiewało na cały głos i z ogromnym zaangażowaniem, ogarniając mury przejmującym, gromkim, wręcz tytanicznym uwielbieniem Boga. Nie ma słowa na to, co ujrzałem. 

Nie wolno oczywiście idealizować. Wśród Kościołów misyjnych widziałem też niebezpieczny synkretyzm czy niewłaściwe postawy. Ale tam, gdzie nie wkradły się fałszywe doktryny wierni w krajach misyjnych zazwyczaj wyróżniają się imponującą wiarą. 

W awangardzie zmian 

Synodalność promowana przez Rzym to domena Kościołów pozaeuropejskich, często misyjnych. To one stoją w awangardzie tych zmian. Nie ma tutaj większego znaczenia, czy posiadają rys bardziej konserwatywny, czy progresywny. Kościół w wielu miejscach Afryki, Azji czy Ameryki Łacińskiej jest na wskroś synodalny, i to zazwyczaj już od dawna. Już we wczesnonowożytnych listach misjonarzy widzimy, że świeccy, w tym kobiety, z tych terenów brali olbrzymią współodpowiedzialność za Kościół i w praktyce nim współzarządzali w wielu sferach. Na wieki przed dyskusją na temat synodalności czy nawet roli świeckich w Kościele. Na długo przed soborem watykańskim II. 

>>> Diecezja w Meksyku chce wprowadzić do nabożeństw rytuały Majów

fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA

Niewątpliwie więc papież inspiruje się doświadczeniem Kościoła na misjach. Kościoła, w gdzie katolicy potrafią iść wiele godzin na mszę trwającą również wiele godzin. Kościoła, w którym silne zaangażowanie w parafię jest czymś normalnym. W Chinach zawsze wychodził do mnie jakiś świecki w imieniu parafii. Księża mają wystarczająco dużo pracy. Dlaczego mają się zajmować wszystkim? Wyobraźmy sobie, o ile większy zasięg miałaby działalność duszpasterska Kościoła w Polsce, gdyby spora przecież liczba kapłanów w naszym kraju miała więcej czasu na nią. Dzięki większemu włączaniu świeckich w zadania Kościoła. 

Wydaje się zatem, że nadeszły czasy, gdy to nie Kościół w Europie, ale właśnie ten „Kościół na misjach”, ci „nowi chrześcijanie” będą uczyć tych „starych” jak przeżywać wiarę w nowych czasach. Czy starczy nam pokory, by uczyć się od siebie wzajemnie? 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze