Kazachstan. Klauzura w budowie [MISYJNE DROGI]
Kazachstan. Pomysłowość Boga jest nieograniczona. Stąd wzięły się klaryski na przeogromnym stepie. Nie dosypiają, zmagają ze ściekami, liczą ciężarówki z piaskiem i tu stają się misjonarkami.
Wstępując do klauzury, nie mogłam przypuszczać, że będę się uczyła i doświadczała modlitwy kontemplacyjnej aż w Kazachstanie. Żyjemy w codziennym zabieganiu o nowo powstający klasztor, o finanse na budowę, niejednokrotnie kradnąc czas snu. Weszłam na tę niełatwą drogę, której jednak za żadne skarby świata nie oddałabym nikomu.
Nasze życie okazało się całkowicie niestandardowe, a pomysłowość Boga jest rzeczywiście nieobliczalna. Doświadczamy tego na każdym kroku. Tylko On może sprawić, że strata staje się darem, niestabilność utwierdza w pełnym zaufaniu, a zabieganie i trudności zamiast rozpraszać, pogrążają w samym sercu modlitwy kontemplacyjnej. Tak to już jest, że „co nas nie zabije, to nas wzmocni. A Bóg nie waha się wystawiać nas na różne próby, bo wie przecież, że Jego podtrzymująca obecność pozwoli nam przekroczyć siebie i wzmocnić się w wierze dla innych – dla tych, do których nas posyła. Wiemy, że każde wydarzenie i każda sytuacja, która jest przyjmowana przez nas z ufnością, może służyć czemuś dobremu. Doświadczamy tego na co dzień. Bo przecież przedsięwzięcie takie jak budowanie klasztoru powoduje, że pod naszymi nogami ciągle znajdują się jakieś kłody.
Dopiero budujemy
Kazachstan to wielkie przestrzenie. Centralny, położony równoleżnikowo pas kraju zajmują stepy. Całkowita po-wierzchnia wynosi prawie trzy miliony kilometrów kwadratowych. Większość mieszkańców to muzułmanie, chrześcijanie różnych wyznań stanowią tu-taj zaledwie 25% społeczeństwa, ale katolików jest około 2%. W surowym klimacie, gdzie zimą temperatura spa-da do –45oC, budujemy klasztor, aby codziennie modlić się za tych, którzy są blisko i za tych, którzy są daleko. To nasza misja. I w naszym duchowym wysiłku chcemy przyczyniać się do realizowania misyjnego posłania. Jesteśmy czymś w rodzaju modlitewnego zaplecza Kościoła.
Czy wolno się zachwycać?
To już osiem lat. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego Bóg nie znalazł nam kilku darczyńców, którzy w krótkim czasie pomogliby wybudować klasztor i przyspieszyć możliwość powrotu do kontemplacyjnej ciszy klauzury. Skoro dla Niego nie ma nic niemożliwego, to oznacza, że większym darem dla nas i dla Kościoła jest właśnie taka droga. On wie, dlaczego tak jest i to nam wystarczy. Pisałam kiedyś taki „nie codziennik” (lub „nieco dziennik”, jak kto woli). Bardzo nieregularne, ale na gorąco przelewane na papier refleksje stworzyły z czasem modlitewnik misjonarki. Chyba o to właśnie chodzi, aby wszystko, co nas otacza, kierowało nasz wzrok ku górze. Widzieć Jego Oblicze we wszystkim, co nas otacza, to kontemplować Jego Miłość. Tego nas uczą święci Franciszek i Klara.
Myślę, że to nie przypadek, że do Kazachstanu przyjechałyśmy zimą, gdy te olbrzymie rozległe połacie ziemi, zwane w tym kraju stepami, są pokryte białą pierzyną. Jak wielki jest Bóg, skoro stworzył tak wielkie przestrzenie i co roku odziewa je całe to bielą śniegu, to zielenią traw. Nieśmiało pytam Boga w sercu, czy wolno mi się zachwycać pięknem tego surowego krajobrazu, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia? Zesłańców też przywozili tu zimą i zostawiali na pastwę mrozu. Ile w tej ziemi wsiąkniętych łez, ile zakopanych bezimiennie ciał. Ile zawieszonych w powietrzu modlitw szeptanych resztką sił umierających z głodu i wycieńczenia mężczyzn, kobiet i dzieci.
Zwyczajna codzienność
Dziś rozwiązałyśmy zagadkę, skąd ta czarna woda wybijająca wciąż z prysznicowego brodzika. Okazało się, że to zawartość kuchennego zlewu znajdującego się piętro wyżej (łazienkę mamy w piwnicy) nie może znaleźć drogi do właściwego spływu, więc ciekawie wygląda na świat, zabierając z sobą wszystkie stare osady tkwiące w długo nie używanych rurach. Panowie ze spiralą do czyszczenia na różne sposoby szukali zatkanego miejsca, ale bezskutecznie. Postanowiłyśmy więc do zmywania naczyń używać misek, a wykorzystaną wodę wylewać do ogrodu, co pomoże także zaoszczędzić na maszynie opróżniającej szambo. Tu wszyscy tak robią, więc mamy okazję posmakować kawałka życia biednych mieszkańców Kazachstanu.
Wielki dar
Pierwsza Msza św. niedzielna w kościele parafialnym. Jest tu jeszcze wielu Polaków. Nawet raz w tygodniu jest dla nich Msza św. specjalnie po polsku. Modlitwy wyuczone w dzieciństwie okazały się ostoją polskości w tych, którzy spędzili całe życie na wygnaniu. Słyszymy niezasłużone podziękowania wypowiadane bardzo łamaną polszczyzną, że zechciałyśmy tu przyjechać ich śladem. Wielkim darem dla nas jest to, że tu jesteśmy. W czym tkwi piękno tych ziem? Czy tylko w krajobrazach? A może właśnie w tym cierpieniu przez tak wielu świadomie ofiarowane Bogu za nas, aby nam zaoszczędzono takie-go losu. Dopiero wieczność pokaże jak wiele my – współcześni, zawdzięcza-my naszym rodakom pozostałym w tej ziemi.
To nie wakacje
Wiedziałam, że nie jadę na wakacje, ale nie przypuszczałam, że nasze szare, codzienne życie może wystawiać naszą wiarę na taką próbę. Tutejsza biurokracja wydaje się szczelnie zamykać drogę do tego, po co tu przyjechałyśmy. Aby rozpocząć budowę, potrzebujemy mnóstwa zezwoleń, które uzyskuje się w nieskończonej liczbie urzędów. Czas leci, a my nic nie możemy zrobić. Dużo wiary trzeba, aby nie zwątpić, że Bóg wie o wszystkim i nad nami czuwa. A może o tę wiarę chodzi? Pewnego dnia wróciłam do domu z piaskiem w zębach, uszach, nosie, nie mówiąc już o butach i innych częściach odzieży. Byłam jednak szczęśliwa. Rozpoczęły się wykopki pod fundamenty klasztoru, a moim zadaniem było dokładnie spisywać ciężarówki wywożące piasek z placu budowy. Nic to, że gorąc i wszędobylski pył przez cały dzień dawały się we znaki, przecież nareszcie budowa ruszyła! Tu, w ziemi wygnania i katorgi tak wielu naszych rodaków, w sąsiedztwie dużego szpitala kiedyś będzie widoczna wieżyczka naszej kaplicy z nieustającą adoracją zapraszającą wszystkich do spotkania.
Powoli, ale konsekwentnie
Nasz klasztor rośnie powoli, ale konsekwentnie. Najpierw powstała kaplica, którą cudem udało się zadaszyć przed zimą. Wszyscy żartowali, że Pan Bóg specjalnie dla nas zmienił prawa przyrody, żebyśmy zdążyły z budową przed kazachskimi śniegami. W kolejnych latach wybudowała się część klasztorna budynku, podłączano stopniowo ogrzewanie, wodę, prąd. Jeszcze trochę prac przy wykończeniu wnętrz, jeszcze trochę biegania przy dokumentach w związku z oddaniem budynku do użytku i w końcu przyjdzie ten upragniony dzień, że zamieszkamy w nowym klasztorze. Tęsknię już za klauzurą, za regularnym życiem zakonnym, za modlitewną ciszą, ale wiem, że Kazachstan to najpierw dar dla mnie, a potem dopiero ja dla Kazachstanu. Moje życie duchowe nic nie straciło na tym opuszczeniu bezpiecznej przestrzeni klauzury. Wręcz przeciwnie – otworzyły mi się oczy na nieskończone przestrzenie działania Ducha Świętego. Bez tego doświadczenia moja wiara nie byłaby taka sama, dlatego cieszę się, że doświadczyłam takiego zderzenia z rzeczywistością.
Ten odległy kiedyś Kazachstan stał mi się dzisiaj tak bliski. Ogromne przestrzenie i surowy klimat budziły we mnie kiedyś lęk. Teraz mam poczucie, że jestem tutaj nie bez powodu i Bóg da mi wszystko, czego potrzebuję, żeby móc wypełniać swoją misję. Klauzura to nie miejsce, to przestrzeń. Przestrzeń, którą ofiarujemy Bogu do zapełnienia – tak jak On chce. Nie wiemy, kiedy Pan pozwoli zakończyć ten rozdział naszej historii, natomiast już teraz nasze życie staje się przestrzenią, w której dotykamy Boga, a On nas. I mam wrażenie, że ta paląca tęsknota za dniem zakończenia budowy wciąż tylko pogłębia ową przestrzeń, w której Bóg żłobi nasze serca rylcem miłości i ofiary. Stanowimy duchowe zaplecze Kościoła i tym samym równie mocno chcemy uczestniczyć w jego misyjności.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |