Kościół w Libanie: nie zapominajcie o naszych stale ubożejących ludziach
Na obchodzony wczoraj Światowy Dzień Ubogich patriarchowie oraz biskupi katoliccy w Libanie wystosowali specjalne przesłanie. W apelu wzywali do niezapominania o niezwykle ciężkiej sytuacji tego bliskowschodniego kraju, który od kilku lat dotyka tragedia za tragedią.
Przewodnicząca generalnego zgromadzenia przełożonych zakonów żeńskich w Libanie s. Marie Antoinette Saadé podkreśla przede wszystkim sam charakter wystosowanego przesłania. „To wezwanie, to wołanie. Tekst powtarza to w kółko” – zaznacza w rozmowie z Radiem Watykańskim. „To wołanie na rzecz ubogich, na rzecz nowych ubogich, których rodzi obecna sytuacja” – mówi. Jako adresatów wymienia państwo libańskie, „które nie odpowiada na takie apele”, ludzi dobrej woli, stowarzyszenia humanitarne na całym świecie. Wszystko dlatego, że „sytuacja w Libanie tylko się pogarsza”. S. Saadé opisuje ów dramatyczny stan: „szkoły, ośrodki społeczne, osoby o szczególnych potrzebach – wszyscy odczuwają realne braki. Całe rodziny nie są w stanie związać końca z końcem. Nie mogą żyć zgodnie z najbardziej podstawowymi standardami. Nie mogą kupić lekarstw. Nie mogą już posyłać swoich dzieci do szkoły. Po prostu nie mogą żyć”.
Nadzieja płynie z libańskiej młodzieży
Pośród pogłębiającej się tragedii potrzeba zmian. Zakonnica nie traci na nie nadziei. Podkreśla, że płynie ona z libańskiej młodzieży, która jest bardzo dynamiczna.
„Wśród tych młodych ludzi znajdują się przyszli liderzy polityczni. Nasza nadzieja leży w tych młodych ludziach, a nie w obecnie zarządzających osobach” – zauważa s. Saadé. „Wiemy, czego możemy oczekiwać od polityków; są głusi. Nikt nie reaguje” – dodaje. „Struktury publiczne nie działają (…). Jeśli więc nie pracują dla sektora publicznego, jak można oczekiwać, że pomogą sektorowi prywatnemu i temu, co pozostało dzisiaj ze społeczeństwa?” – konkluduje smutno.
Cały kraj żyje w dużej mierze dzięki wsparciu z zewnątrz – przede wszystkim z libańskiej diaspory na Zachodzie, która cały czas pomaga pozostałym na Bliskim Wschodzie rodakom. Ale wyzwania są poważne: do kryzysu ekonomicznego dochodzi np. mieszkająca już od lat olbrzymia liczba uchodźców z sąsiednich rejonów.
„Myślę, że poradzimy sobie z głodem, brakiem lekarstw i wszystkim innym – zauważa s. Saadé. – Ale sytuacja uchodźców w Libanie, sytuacja Syryjczyków w Libanie… Nie jest możliwe, aby tak mały kraj z czterema milionami mieszkańców potrafił utrzymać trzy miliony uchodźców”.
Zakonnica dodaje następnie: „ci ludzie mają prawo udać się do własnej ojczyzny i żyć tam z szacunkiem. Tutaj mieszkają w obozach. Co więcej, ci ludzie tutaj żyją w kraju, który nie jest w stanie zaspokoić nawet własnych potrzeb. To sytuacja nie do przyjęcia”.
Niepokój w związku z sytuacją w Palestynie
Dodatkowym niepokojem napawa sytuacja w sąsiedniej Palestynie. Z racji działalności na terenie Libanu m.in. Hezbollahu istnieją obawy rozszerzenia się izraelskich nalotów na różne miasta pogrążonego w wielu kryzysach arabskiego kraju.
„Ludność południa przeniosła się do Tyru, Sydonu i Bejrutu. Sytuacja jest coraz trudniejsza” – wskazuje s. Saadé.
Zakonnica przypomina wojnę z 2006 r., kiedy Izrael zbombardował libańską infrastrukturę.
„Obecne groźby budzą w ogóle strach przed czymś gorszym niż wtedy. Boimy się o Liban, boimy się o południe kraju” – zaznacza.
Dodaje, iż chodzi tu o kolejny kryzys nakładający się na poprzednie i wyraża nadzieję na deeskalację.
„Odczuwamy niepokój o dzieci w Gazie i o wszystkich ludzi umierających pod bombardowaniami. Boimy się, że ta sytuacja rozprzestrzeni się na nas, na Liban, który ledwo stoi na własnych nogach i żyje” – wyznaje zakonnica. „To zbyt trudna sprawa. Czekamy” – konkluduje.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |