Foto: Symeon Stachera

Maroko. Podróż nadzieje [MISYJNE DROGI]

Maroko. Od piętnastu lat świętuję radość Bożego Narodzenia w kraju muzułmańskim – w Maroku. Drogę do Europy przemierzają tędy tysiące migrantów, uchodźców i uciekinierów szukających nadziei na lepsze jutro.

Sara została porzucona przez matkę, tato oddał ją babci. Babcia wychowywała do 14. roku życia i następnie wyrzuciła na ulicę. W tym wieku Sara umiała już rozróżniać, co jest dobre a co jest złe. Bardzo chciała się uczyć. I spotkało ją szczęście. Kobieta w wieku 35 lat, mająca 3 córki wzięła ją do domu i zaproponowała pilnowanie jej w dzieci w zamian za pomoc w pójściu do szkoły. Maż tej
kobiety pracował we Włoszech i regularnie wysyłał pieniądze. Udało się Sarze. Skończyła nawet Uniwersytet Ekonomiczny. I zapragnęła więcej… Pieszo z Yaounde (Kamerun) przez Nigerię, Niger i Algierię dotarła do Maroka. Czasami miała szczęście, jechała jakąś ciężarówką… Na drogę wzięła wszystko, co miała: zaoszczędzone cztery tysiące euro. Każda dziewczyna musi mieć osłonę mężczyzny. Poznała go w drodze i zaufała do końca. Wykorzystywał ja seksualnie i na koniec okradł. Chciała popełnić samobójstwo. Znaleźliśmy ją na ulicy Tangeru, po dokonanej aborcji. Przez dwa lata dochodziła do siebie. Opiekowały się nią siostry Matki Teresy z Kalkuty i nasza parafia. Miała cudowny, operetkowy głos, władała trzema językami. Udało się uzyskać dla niej wizę humanitarną do Hiszpanii. Dziś jest w Sewilli, kończy fakultet muzyki i śpiewu, uczy angielskiego i francuskiego w dwóch szkołach. Dziękuje Bogu za wszystko.

 

Foto: Symeon Stachera

Dramat migrantów

W 2016 r. w wodach Morza Śródziemnego utonęła rekordowa liczba migrantów. Dotychczas odnotowano pięć tysięcy ofiar śmiertelnych. W porównaniu z 2015 r. liczba ta się podwoiła. Z pewnością nie jest ona ostateczna, bo wiele osób wypływa na morze w mrokach nocy z wybrzeży Maroka, Algierii, Libii, Tunezji czy Egiptu. Oni nie zostali policzeni ani zauważeni. Odeszli w milczeniu, po cichu. Los ludzi, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z powodu wojny i dla ratowania życia, nie może być nam obojętny. Światowe organizacje zajmujące się organizowaniem pomocy migrantom szacują, że na świecie jest obecnie ponad 50 mln ludzi szukających ratunku poza domem. Nie emigrują z własnej woli – są do tego zmuszeni przez sytuację, w jakiej się znaleźli.

Oblicze Jezusa

Migracja to podróż nadziei. Nasza pomoc w Maroku jest organizowana dla wszystkich uchodźców bez względu na religię i wyznanie. Gigantyczna fala migracyjna z Afryki Subsaharyjskiej zobowiązuje nas do przyjęcia postawy, jaką proponuje nam Jezus wobec najbardziej potrzebujących. On kochał bez granic każdego człowieka. W ubiegłym roku podczas wizyty w Rzymie usłyszałem słowa jednego z członków Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów: „wszyscy ci, którzy wielkodusznie i bezinteresownie działają na rzecz uchodźców i innych osób przymusowo przesiedlonych, są wprowadzającymi pokój i zasługują na to, by ich uznać za błogosławionych przez Boga, ponieważ rozpoznali oblicze Jezusa Chrystusa w twarzach tysięcy przesiedlonych innych cierpiących ludzi”. Codziennie przyjmuję setki migrantów, rozmawiam z nimi, organizuję pomoc materialną. Najważniejsze jest wyżywienie i zadbanie o zdrowie. Maroko ze swojej strony uczyniło wiele, aby zaproponować ciemnoskórym migrantom jak najlepsze warunki. Kolejny raz prowadzi się spis i rejestrację wszystkich osób bez dokumentów. Będą mieli prawo do opieki lekarskiej w ośrodkach publicznych, do posyłania dzieci do marokańskich szkół oraz do legalnego pobytu. Pięć lat temu zarejestrowano 25 tysięcy migrantów. Obecnie szacuje się, że będzie ich około 50 tysięcy.

Kim są migranci w Maroku?

To są konkretni ludzie, pochodzący z rodzin wielodzietnych, często mający ukończone studia, władający językami, poszukujący pracy i możliwości rozwoju swoich talentów. Do Maroka docierają przechodząc przez Saharę, pokonując pieszo tysiące kilometrów. Czasami uda im się pokonać jakiś fragment trasy busem, samochodem dostawczym czy na wielbłądzie. Każdego dnia spotykam nowe twarze. Często nie potrafię ich odróżnić – są do siebie bardzo podobni. Przybywają z Kamerunu, Nigerii, Senegalu, Mali, Mauretanii, Gwinei Konakry, Gwinei Równikowej, Wybrzeża Kości Słoniowej, Konga… Dużą rolę odgrywają tutaj media społecznościowe. Imigranci umieszczają na swoich profilach świadectwa dotarcia do celu, do lepszego życia, do nowej nadziei. Ich rówieśnicy, widząc to, chętniej wyruszają w drogę. Migranci i uchodźcy to przede wszystkim młodzi ludzie w wieku 17- 25 lat. Coraz częściej są też niepełnoletni, zabrani przez kolegę, czy porzuceni przez rodzinę. Oczekują spotkania z dobrym człowiekiem, który ich przyjmie i zaakceptuje. Bardzo trudna jest sytuacja kobiet. Są wykorzystywane seksualnie, upokarzane. Ulice Tangeru są pełne migrantek, coraz młodszych, zmuszanych do prostytucji. Stają się ofiarami wielu cierpień. Muszą mierzyć się z trudami ciąż, opieki nad nowo narodzonymi dziećmi, które muszą chronić i żywić. Migrantki w ciąży, których przybywa coraz więcej, rodzą dzieci gwałcicieli. To dramaty, które trudno zrozumieć. Jeszcze trudniej jest nieść pomoc w takich sytuacjach. Razem z misjonarkami miłości od św. Matki Teresy z Kalkuty towarzyszymy tym, których los tak ciężko doświadcza. Kobiety oczekujące dzieci, zniszczone przez świat męskiej przemocy, są otoczone opieką aż do narodzin dziecka. Następnie powracają do swoich ojczyzn. Wiele z nich próbuje jednak przedostać się do Europy. Wierzą, że tam czeka je schronienie i godność.

Foto: Symeon Stachera

Kolejna historia

Theodor od dziecka naznaczony był losem futbolisty. Mówi, że już w łonie matki śnił, by zostać piłkarzem. Mama zmarła wcześnie i dziś wstawia się za nim w niebie. On musi zostać piłkarzem… O drodze do Maroka nie chce rozmawiać. Liczy, że każdy kolejny dzień będzie jego dniem, że dostanie się do Europy, przepływając Cieśninę Gibraltarską… Któregoś poranka przechytrzył marokańskie służby graniczne. Z czterema przyjaciółmi dopłynął na malutka hiszpańską wyspę i wywołał międzynarodowy skandal. Hiszpanie odbierali ich helikopterami i przekazywali do Tarifii. W obozie dla uchodźców na malutkiej wysepce Palomas przebywał 99 dni. Następnie został przewieziony do Barcelony. Przebywa tam już dwa lata.

Europa to szansa

Na ulicach Maroka są też ludzie uciekający przed wojną – Syryjczycy. Rodziny, którymi się opiekujemy, straciły wszystko. Musieli uciekać z domów, zostawili to, co mieli. Udało im się uratować tylko (i aż) życie. Akcja, którą proponuje Kościół wraz z marokańskimi organizacjami pozarządowymi, przywraca im godność. Stają się znowu kimś. Pytani o swoje imiona, nazwiska i potrzeby mówią, że pragną wyjść na prostą i kiedyś stanąć na nogi o własnych siłach. To nie jest tłum biednych Syryjczyków, którzy od nas czegoś potrzebują. To konkretni ludzie, którzy zasługują na to, aby być zauważeni. Dzięki naszej pomocy będą mogli zapłacić za mieszkanie, kupić lekarstwa, jedzenie czy mleko dla dzieci. Każdy zasługuje na takie wsparcie i zapewnienie podstawowych warunków do życia. Większość migrantów próbuje przedostać się na terytorium Hiszpanii przez pobliską Ceutę czy Malillę. Do prób forsowania granicy dochodzi średnio raz na kwartał. 31 października ubiegłego roku ogrodzenie usiłowało sforsować około pięciuset osób, z których około dwustu udało się dostać do Ceuty. Większość ludzi, którym udaje się wejść do enklawy, jest jeszcze w pobliżu granicy zatrzymywana przez policję i kierowana do znajdującego się tam obozu dla nielegalnych imigrantów, tzw. CETI. W Centrum Pobytu Czasowego dla Migrantów pracują małe siostry od Jezusa. Często odwiedzam z nimi tych, którym towarzyszyłem w Tangerze. W Hiszpanii otrzymują wszelką pomoc humanitarną i po trzech miesiącach są kierowani do innych krajów Europy z możliwością zalegalizowania pobytu.

Foto: Symeon Stachera

Towarzyszę dwóm imigrantom

Melilla i Ceuta (terytoria w na brzegu kontynentalnej Afryki), z których każda liczy około 80 tysięcy mieszkańców, to jedyne terytoria należące do Unii Europejskiej, które graniczą z Afryką i są częściowo położone w Afryce. Część uchodźców próbuje się przedostać do Europy przez Morze Śródziemne, często na prowizorycznych i przepełnionych łodziach. Od kilku miesięcy towarzyszę dwóm migrantom afrykańskim w załatwieniu formalności legalnego pobytu i pracy w Europie. Można powiedzieć, że na etapie biurokratyczno-papierkowym nam się udało. Prawie dwa lata „kombinowania”, aby dobrnąć do celu. Tak Monique, jak i Sebastiane (imiona zmienione) mają tę wielką radość i szczęście, że mogą legalnie przebywać i pracować na terenie Unii Europejskiej. Teraz przed nimi wyzwanie stanięcia na własnych nogach. Muszą zdobywać zaufanie lokalnej społeczności, pracę, studia i uczyć się nowego języka. Wiem, że to niełatwe. Szczególnie język polski dla Afrykańczyka jest barierą trudną do przeskoczenia. Wierzę, że z pomocą Ducha Świętego ich życie nabierze radości i kolorów. To malutki gest miłosierdzia – dać nadzieję i otworzyć przed kimś pole możliwości.

Współpraca z władzami

W naszej diecezji (Tangeru) powstała Delegatura Migracyjna poszukująca sposobów pomocy naszym braciom. Niedawno sam biskup Santiago udał się do lasu, gdzie mieszka około dwóch tysięcy migrantów. Chorych zabrał do szpitala, aby mogli wrócić do zdrowia i pełni sił. Niełatwy jest ten świat, po ludzku niesprawiedliwy. Dlaczego ludzie z Czarnego Lądu nie mogą mieć dostępu do takich samych warunków życia jakie są w bogatszych regionach naszej planety? Uciekają ze swoich krajów i prą z całą siłą i determinacją do Europy. Są przekonani, że znajdą tu raj. Często giną w wodach Gibraltaru. Dwa lata temu Maroko wydaliło setki migrantów z dzielnic Tangeru i innych miast. Niektórzy uciekli w góry i do lasów, gdzie wzniesiono nowe obozy dla uchodźców. Inni schronili się w naszej katedrze. Angażujemy się we współpracę z władzami Maroka, aby nieść nadzieję dla wszystkich. Naszym celem jest człowiek – jego życie i jego pragnienia. Prawdą jest, że nie rozwiążemy wszystkich problemów, z jakimi przychodzą do nas uchodźcy. Niekiedy wystarczą drobne gesty, jak przekonuje papież Franciszek. Nasze serca i wspólnoty powinny być bardziej otwarte. Radość nie może rozwijać się w zamknięciu. Jeżeli w obliczu nieszczęść świata ktoś reaguje tylko złością, tworzy wokół siebie atmosferę nieszczęścia. Chrześcijanie muszą zawsze reagować pozytywnie. Przecież Jezus już nas do tego zachęca: „Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”. Do tego jesteśmy powołani.

Symeon Stachera OFM

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze