Misje pełne muzyki [MISYJNE DROGI]
Koloryt misji pochodzi także z miejscowej muzyki. Chodzi o to, aby za jej pomocą prowadzić do Boga.
Taniec, śpiew, muzyka instrumentalna były i są narzędziami ewangelizacji. Do wielu ludzi nie udałoby się dotrzeć z Ewangelią, gdyby nie wykorzystywano do tego ich kultury muzycznej. Do ludzi
trzeba zwracać się ich językiem. Ten język, także muzyki, jest inny w każdym kraju i na każdym kontynencie. Mądry misjonarz zauważa tę różnicę i potrafi z tego korzystać. Tak działo się prawie
wszędzie, ale wzorcowym przykładem jest świat andyjski, o którym dalej będę pisał. Nie powinien nikogo gorszyć taniec podczas liturgii, gospel, jazz, reagge, czy miejscowa muzyka wykorzystywana w liturgii. One prowadzą do Boga.
Misyjne warsztaty lutnicze
Fabrykowanie instrumentów muzycznych według wzoru europejskiego praktykowano w wielu warsztatach w redukcjach Indian Guaraní, Chiquitos i Moxos w XVII i XVIII w. Nie zabraniano
też używania instrumentów autochtonicznych, chociaż bardzo niewiele z nich stosowano podczas nabożeństw w kościele. Pod koniec XVII w. na misjach w Yapeyú w Paragwaju, w warsztatach
założonych przez Antona Seppa, wytwarzano skrzypce, chirimie, trąbki akustyczne, gitary, trąbki, harfy, klawikordy i organy. Materiały używane przez rzemieślników misyjnych – drewno, metale, flaki zwierzęce do produkcji strun itd. – pochodziły z miejsca, w którym konstruowano instrumenty. Trzema wielkimi ich architektami i instruktorami Indian w zakresie konstrukcji
organów byli Antonio Sepp, Martín Schmid i Florián Paucke – ten ostatni pochodził ze Śląska. W każdym kościele były co najmniej jedne organy, często dwa, a czasem nawet trzy instrumenty,
wśród nich „nowe” i „stare”, „duże” i „małe”, przenośne itd. Nie wiemy, do jakiego stopnia modele skonstruowane przez trzech pionierów były reprodukowane przez Indian dla pobliskich
kościołów. Niemniej jednak wyznaczono rzemieślników indiańskich do ich fabrykacji, którzy z czasem nauczyli się konstruowania nawet skomplikowanych instrumentów. Były to instrumenty duże, dostosowane wielkością do świątyń, w których je instalowano. W XVIII w. na misjach wśród Indian Chiquito było 10 kościołów, w których zainstalowano 18 instrumentów. Grali na nich jedynie Indianie, odtwarzając muzykę przywożoną przez misjonarzy i tę tworzoną przez nich samych. Organy stały się bardzo popularnym instrumentem i sztukę ich fabrykacji opanowano do perfekcji. W górach Boliwii do dziś istnieje ponad 40 organów skonstruowanych przez Indian w XVIII w. Większość z nich jest jeszcze w dobrej kondycji. Najlepszym przykładem jest jednak region Oaxaca w Meksyku, gdzie zachowało się około 240 instrumentów instalowanych w kościołach od XVI do końca XVIII w. Ale przeszłość to nie wszystko. Dziś w regionie Indian Chiquito
w Boliwii uczniowie szkół muzycznych powstałych tam przy parafiach uczą się gry na tym instrumencie, zaś w mieście Tarija młody Boliwijczyk fabrykuje tak znakomite organy, że sprzedaje je na całym kontynencie.
Skrzypce i ewangelizacja Ameryki
Najbardziej wrażliwym ze wszystkich instrumentów muzycznych są skrzypce. Tak jak ludzki głos, instrument ten jest zdolny przekazać szeroką gamę uczuć i emocji. Sprawny skrzypek potrafi,
w krótkim odstępie czasu, przejść od brzmienia urzekającego i bardzo delikatnego do dźwięków i akordów pełnych dramatyzmu, które powodują gęsią skórkę. W odróżnieniu od fortepianu, który rozróżnia jedynie półtony, na skrzypcach można wydobyć najmniejsze różnice między dźwiękami, co powoduje, że czasami miejsce skrzypiec w rodzinie instrumentów porównuje się z miejscem metafizyki w filozofii. Na skrzypcach można grać solo, choć najczęściej widzimy je w grupie, w towarzystwie altówki, wiolonczeli i kontrabasu. Nie dziwi więc fakt, że tak znakomity instrument znalazł miejsce w liturgii, bo wiara i kult mają się lepiej, gdy ubierze się je w język sztuki. Niejeden z misjonarzy udających się na nowo odkryte kontynenty umiał grać na skrzypcach. A ponieważ instrument ten łatwo przewozić, obok brewiarza i kilku innych ksiąg, które misjonarz zabierał ze sobą, nierzadko znajdowały się skrzypce lub inny instrument muzyczny i kilka
zeszytów nut: sonaty, koncerty, suity etc. W Ameryce skrzypce uwiodły nie jednostki, ale całe narody. Gdy misjonarz ograniczał się jedynie do przepowiadania, słuchało go niewielu. W dodatku po niedługim czasie katechezy czy kazania jego słuchacze męczyli się i odchodzili bez przekonania. Inne były ich postawy, gdy przepowiadanie było przeplatane muzyką lub gdy instrumentem ewangelizacji była muzyka. Już na pierwsze wyprawy misyjne misjonarz zabiera ze sobą skrzypce, bo grając na nich, przyciągnął do siebie ludzi i w ten sposób okazał im swoje uczucia, myśli i wiarę. Instrumenty takie jak obój, flet poprzeczny, trąbki i inne z rodziny instrumentów dętych użyte zostały później.
Budowa instrumentów
Brzmienie skrzypiec zależy od kilku czynników, jednak obok kształtu instrumentu najważniejszym jest materiał, który stosuje się do ich produkcji. Transport skrzypiec z Europy do Ameryki był mało praktyczny i kosztowny. Indianie zaś nie tylko chcieli słuchać gry na skrzypcach, ale grać na nich. Dlatego niektórych misjonarzy wyszkolono w produkcji skrzypiec i zaopatrzono w instrukcje ich fabrykacji i to oni kształcili Indian w tej sztuce. Tak w Ameryce powstały tysiące instrumentów zbudowanych przez miejscowych lutników, o oryginalnym brzmieniu. Do ich produkcji używano przede wszystkim drewna cedrowego, które uznano za najlepsze z wielu, które zna tropik amerykański. Nie w każdej misji były warsztaty, w których fabrykowano instrumenty muzyczne, ale tam, gdzie istniały, konstruowano instrumenty o godziwej jakości, jako że ich przeznaczeniem było chwalenie samego Boga, a nie jedynie umilanie komuś wolnego czasu. W Boliwii przetrwały do dziś dwa takie warsztaty, jeden w San Ignacio de Moxos (byłe redukcje jezuickie prowincji peruwiańskiej) i jeden w Urubichá (byłe redukcje franciszkańskie). Poza tym
w tropikalnym lesie na terenie zamieszkałym przez Indian Moxo, w prowincji Beni, jeszcze do niedawna było kilku lutników, którzy produkowali skrzypce dla siebie lub dla muzyków z własnej wioski.
Piłka i skrzypce
Muzyka nie tylko zmieniła wiarę wielu Indian, ale całe ich życie. W każdej misji była grupa zawodowych muzyków. Podczas gdy ich ojcowie i dziadkowie żyli głównie z łowiectwa i uprawy roli, muzycy — a większość z nich to skrzypkowie — utrzymywali swe rodziny, grając na instrumencie i ucząc w szkole. A uczono w nich duże grupy dzieci i młodzieży, pomimo że przyjmowano jedynie tych, u których widać było duży talent, uważany w redukcjach za specjalny dar od Boga. Nie każdy mógł grać na skrzypcach. Chłopców, którzy byli lepiej zbudowani, przeznaczano do gry na instrumentach dętych. Na skrzypcach grali ci, którzy mogliby również tańczyć. I nierzadko łączono obie sztuki. Mimo że od tamtych zdarzeń minęły setki lat, w Boliwii zamiłowanie do muzyki, w szczególności do gry na skrzypcach, nie zaginęło. W prawie dwudziestu szkołach muzycznych, które na nowo wyrosły na terenach byłych misji wśród Indian Moxo, Chiquito, Guaryo
i Guaraní, setki Indian, Metysów, Kreolów i innych jeszcze mieszkańców wiosek i miast grają na skrzypcach. Zmieniło się tylko jedno. Grupa młodych chłopców gromadzi się na boisku. Przynoszą ze sobą nie tylko piłkę, ale także skrzypce, bo w przerwie jest czas na to, by zagrać na przykład sonatę barokową, przy której skutecznie można zregenerować siły potrzebne do dobrej gry w drugiej połowie meczu.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |