Misjonarze. Choć umęczeni, to spełnieni i szczęśliwi [MISYJNE DROGI]
We wszystkich Ewangeliach apostołowie spotykający Zmartwychwstałego otrzymują od Niego nakaz misyjny. Stanowi on nawet pewne zamknięcie i podsumowanie. „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię” (Mk 16,15) to zadanie wyznaczone Kościołowi na wszystkie czasy. Ludzie, którzy odpowiedzieli na to wezwanie, żyli i żyją zazwyczaj codziennością pełną trudów, lecz także spełnieniem i szczęściem.
Święty Franciszek Ksawery SJ w ważnym liście z 12 stycznia 1544 r. do św. Ignacego Loyoli i współbraci z Towarzystwa Jezusowego wyrażał wielką dezaprobatę wobec tego, że tak wielu, którzy mogliby wyjechać na misje, wybiera zajmowanie się sprawami ziemskimi zamiast troską o zbawianie dusz. „Jakże szczęśliwsze życie prowadziliby wówczas!” – pisał święty misjonarz, wskazując, że powołanie misyjne jest przecież także drogą do życiowego spełnienia. Niewątpliwie, Kościół istnieje właśnie po to, by głosić Ewangelię. Wszystkie inne zadania, jakie podejmuje on na świecie, zawsze ostatecznie służą temu jednemu celowi i realizacji misyjnego nakazu samego Jezusa. „Nikt wierzący w Chrystusa, żadna instytucja Kościoła nie może uchylić się od tego najpoważniejsze- go obowiązku: głoszenia Chrystusa wszystkim” – podkreślał św. Jan Paweł II we wprowadzeniu do swojej encykliki Redemptoris missio (P. 3). Chociaż każdy chrześcijanin jest wezwany do głoszenia Dobrej Nowiny na mocy chrztu św., to Bóg powołuje też pojedyncze osoby, które wyjadą „na krańce świata”, by nieść Ewangelię tam, gdzie jeszcze jej nie słyszano lub wciąż nie zakorzeniła się ona dostatecznie mocno. Wyraźnie zaznacza to dekret Ad gentes divinitus Soboru Watykańskiego II: „Chociaż obowiązek rozszerzania wiary ciąży w odpowiedniej części na każdym uczniu Chrystusowym, to jednak Chrystus Pan powołuje zawsze z licz- by uczniów tych, których sam chce, (…) aby mógł ich wysłać na głoszenie nauki narodom. Dlatego przez Ducha Świętego (…) wzbudza w sercach jednostek powołanie misyjne” (DM, 23).
Katolicki, czyli powszechny
Wydaje się, że sformułowanie Jezusa o tym, aby iść i nauczać „wszystkie narody” (MT 28,19) nie od razu było rozumiane przez wszystkich ochrzczonych. Potrzeba było przekroczyć pewne stereotypy i uprzedzenia. W Dziejach Apostolskich możemy zobaczyć, że głoszenie Ewangelii poganom i włączanie ich do wspólnoty Kościoła nie było początkowo powszechnie przyjmowane za oczywistość przez chrześcijan pochodzenia żydowskiego. Podczas wizyty Piotra u setnika Korneliusza, zebrani tam poganie doświadczają zstąpienia Ducha Świętego (DZ 10). Sprawiło to, że „zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan” (DZ 10,45). Piotr potem musiał wytłumaczyć wiernym, dlaczego w ogóle wszedł do domu „ludzi nieobrzezanych” i jadł z nimi (niekoszerną żywność). Sam apostoł zresztą musiał być uprzednio przekonany do tego przez widzenie, w którym Bóg zachęca go do spożywania pokarmów uznanych przez tradycję żydowską za nieczyste. Chrześcijanie w odpowiedzi na te słowa Piotra ze zdumieniem wielbią Boga, że także poganom Bóg udzielił łaski nawrócenia (DZ 11).
Ewangelia nie niszczy kultur
Historia z Korneliuszem ukazuje pewne napięcie, które od wieków występuje w kontekście misji. Misjonarz idzie bowiem z Ewangelią do odmiennej kultury. Zwyczaje i tradycje miejscowych mogą wydawać się nie tylko dziwaczne, ale czasem wręcz trudne do zaakceptowania. Dla chrześcijan pochodzenia żydowskiego było czymś skandalicznym spożywanie pokarmów zakazanych przez żydowskie prawo. Zresztą, było to przecież przed- miotem sporów wśród pierwszych chrześcijan, podobnie jak kwestia obrzezania. Sam Piotr nie tak łatwo potrafił zaakceptować to, że chrześcijanie pochodzenia nieżydowskiego nie obrzezują się. Święty Paweł miał inne zdanie. Kościół ma być dosłownie katolicki, a więc powszechny, uniwersalny, gdzie Boga wielbi się w barwach wszystkich kultur świata. Ewangelia nie niszczy przecież kultur, lecz je przemienia. Kościół zatem docenia i przyjmuje to co dobre w innych tradycjach, nawet jeśli w kraju pochodzenia misjonarzy nie jest to społecznie przyjęte. Nie oznacza to w żadnym wypadku akceptacji zła. Ewangelia stopniowo będzie z niego oczyszczać zastane tradycje. Wspomniany św. Franciszek Ksawery w przywołanym na początku liście był jeszcze na etapie głębokiego niezrozumienia dla kultur, którym głosił Ewangelię. Jego podejście dojrzało i zmieniło się znacznie podczas pracy w Japonii, gdzie zaczął doceniać wartość miejscowej kultury. Idąc tym śladem, jezuici w Azji podjęli odważne próby inkulturacji, które wywołały niemało kontrowersji.
>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<
Zaryzykuję stwierdzenie, że nasze europejskie chrześcijaństwo też jest wynikiem głębokiej misyjnej inkulturacji. Pomijam już nawet fakt świątecznych choinek, pustego krzesła przy stole czy innych tradycji ludowych, które przeszły transformację z symboli żydowskich albo pogańskich do chrześcijańskich. Ale czy wiele zagadnień teologii w dużej mierze nie korzysta z filozofii poganina, Arystotelesa? To chyba najbardziej doniosła w skutkach inkulturacja w dziejach Kościoła.
Świadectwo i cierpliwość
Najważniejszą formą ewangelizacji jest świadectwo. Wyraźnie uwypuklał to św. Jan Paweł II w cytowanym już dokumencie: „Świadectwo życia chrześcijańskiego jest pierwszą i niezastąpioną formą misji” (Redemptoris missio p. 42). Jezus mówił wprost do apostołów – „będziecie moimi świadkami” (DZ 1,8). Już na początku swojej działalności Chrystus podkreślał swoim uczniom wagę przykładu życia chrześcijańskiego, nazywając ich światłem świata: „Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili ojca waszego, który jest w niebie” (MT 5,16).
Dawanie takiego świadectwa jest ważnym zadaniem misjonarzy. To w nich bowiem ludzie, do których zostali posłani, w pierwszej chwili widzą obraz Boga i Kościoła. Samo głoszenie słowami czasem nie przynosi owoców. W wielu wypadkach jest to cierpliwe bycie wśród tych, którym się niesie Ewangelię, i ukazywanie jej w codziennym postępowaniu. W pierwszej regule franciszkańskiej, jakieś 800 lat temu, Biedaczyna z Asyżu miał napisać: „Wszyscy bracia są przeznaczeni do głoszenia Słowa, ale tylko niektórzy mową”.
Tutaj, skąd pisze, w Cali w Kolumbii, Kościół ma nierzadko wstęp do miejsc, do których nawet policja nie może wjechać. Wszystko dzięki szacunkowi, jaki zyskał poprzez swoją pracę na rzecz potrzebujących i zmarginalizowanych. Nie zawsze to przyniesie od razu widoczne owoce w postaci masowych nawróceń, ale cierpliwość ostatecznie popłaci. Mamy tego liczne przykłady w historii Kościoła. Błogosławiony Józef Gerard OMI, misjonarz oblat, spędził w Basuto w Afryce (dzisiejsze Lesotho) nieprzerwanie 52 lata. W tym czasie nie wyjechał z kraju ani razu. Ciężko pracował wśród powierzonych mu mieszkańców, służąc jednocześnie chorym i ubogim. Prowadził dobre życie chrześcijańskie, lecz nie od razu przyniosło to oczekiwane rezultaty. Przez te kilkadziesiąt lat nawróceń było jak na lekarstwo. Jednak już po śmierci o. Gerarda nastąpił duży rozkwit tamtejszego Kościoła. Chociaż on tego nie ujrzał za życia na ziemi, to świadectwo jego życia w końcu poruszyło serca w kraju Basuto.
Dzieło Ducha Świętego, nie ludzi
Bóg czasem dopuszcza do długiego oczekiwania na owoce, ponieważ to nie ludzkie wysiłki misjonarzy ostatecznie decydują o „sukcesie” ewangelizacji, lecz działanie Ducha Świętego. Jezus wskazuje, że do bycia świadkiem Chrystusa potrzeba najpierw otrzymać Ducha Świętego i Jego moc (POR. DZ 1,8). W Ewangelii wg św. Łukasza Zbawiciel nakazuje apostołom, aby zostali w Jerozolimie do czasu, aż będą „przyobleczeni w moc z wysoka” (ŁK 24,49). Dopiero z pomocą Ducha Świętego będą mogli skutecznie realizować powierzoną im misję głoszenia Ewangelii „po krańce świata”. W przeciwnym wypadku możemy uprawiać ludzką propagandę lub tani prozelityzm, przed którym tak ostrzega papież Franciszek.
Zresztą Ojciec Święty zwraca uwagę na to, że nie byłoby żadnych misji bez Ducha Świętego, bo to on je inspiruje i przygotowuje. „Głoszenie Ewangelii realizuje się zatem jedynie w mocy Ducha Świętego, który poprzedza misjonarzy i przygotowuje serca” – mówił podczas audiencji ogólnej 22 lutego 2023 r. Dlatego misjonarz nie może działać ani bez pomocy Ducha Świętego, ani samozwańczo, ani nie może nie żyć Ewangelią – dając w ten sposób świadectwo. Mam oczywiście świadomość, że i tacy się zdarzają, bardziej przeszkadzając, niż pomagając w ewangelizacji, czyniąc z misji sposób na życie. Ewangelizacja bezpośrednia Słowem i pośrednia, wyrażana troską o ludzi (budową dla nich studni, ośrodków zdrowia, szkół, placówek dla dzieci ulicy) to nie praca, lecz służba, polegająca na byciu dla innych. Ta służba uwiarygadnia Kościół na misjach, ale i w Polsce – kiedy o tej służbie słyszymy.
Spotkałem w życiu wielu misjonarzy i jest w nich coś bardzo charakterystycznego. Nie tylko wydają mi się bardzo „ogarnięci” (misje tego wymagają!), ale na ich twarzach można dostrzec radość. Nie wynika ona z wygodnego życia, bo bywają umęczeni funkcjonowaniem w innej kulturze, chorobami, klimatem, niedostatkiem… Można by sporo wymieniać. Wynika ze służby, która naprawdę ich uszczęśliwia.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |