Młodość w czasach zarazy [MISYJNE DROGI]

Nie śnijmy o heroicznych dziełach, jeżeli nie interesuje nas zwyczajność. Jeśli w niczym nie pomagamy naszemu sąsiadowi, jaki sens jest marzyć o realizacji wielkich dzieł charytatywnych w Afryce? Zacznijmy od pomocy człowiekowi, który upadł na chodniku i nie może sam się podnieść.

Odwieczny i młody Bóg pokazuje współczesnemu Kościołowi, że czas najwyższy przejść od struktur do wspólnot, od biernej obecności do czynnej odpowiedzialności.
Zupełnie tak jak w pierwszych wiekach.

Wydarzenia, w których sami uczestniczymy i które obserwujemy wokół nas, nie sprzyjają optymizmowi. Spoglądając na rzeczywistość polityczną, dostrzegamy szerzące się populizmy, które – potęgowane przez polityków – prowadzą do społecznych podziałów i wzajemnej wrogości. W wymiarze religijnym obserwujemy nasilające się zjawisko fundamentalizmu, który niemalże co miesiąc
zbiera krwawe żniwo w zamachach terrorystycznych. Także w samym Kościele nie jest dobrze. Prawie każdego dnia dowiadujemy się o kolejnym skandalu. Światowe serwisy informują o nadużyciach seksualnych lub ekonomicznych na szczytach kościelnej władzy, a lokalne media z przyjemnością rozgrzebują świństwa z parafialnego podwórka. Nic zatem dziwnego, że słabsi księża załamują się, a silniejsi reagują agresją lub też obwarowują się niczym w oblężonej twierdzy. Wiernych w kościołach ubywa, a braki powołań stają się odczuwalne już nie tylko na Zachodzie Europy, lecz nawet w Polsce. Wobec tej mrocznej panoramy, potęgowanej przez media, paraliżujący pesymizm staje się powszechny. „Apocalypse Now”… Jako wierzący nie możemy jednak ulec tym apokaliptycznym postawom. Ci, którzy mienią się chrześcijanami, muszą uwierzyć, że Bóg Ojciec, który stworzył świat, nigdy nie przestał go kochać; że Jezus z Nazaretu uwolnił nas od grzechu i śmierci i że Duch Święty kieruje Kościołem i historią ku pełni Królestwa Bożego. Prowadzi On ludzkość i Kościół po nieznanych nam drogach i jest z nami w chwilach zamętu, klęsk i niemocy.


Odkryć Boga w słabości

Drogę wyjścia z obecnego kryzysu bez wątpienia należy rozpocząć od poważnego rachunku sumienia, uznania grzechów, które popełniliśmy i od prośby o przebaczenie. Jeżeli chodzi o popełnione grzechy, to tym najważniejszym, nawet przed wszystkimi nadużyciami na tle seksualnym, jest fałszywy obraz Boga, jaki sobie stworzyliśmy. Słusznym wydaje się stwierdzenie Woltera: „Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, a człowiek odwrócił porządek i uczynił sobie boga na swój obraz i podobieństwo”. Udało nam się „sformatować” Boga i zredukować Go do naszego poziomu i naszych aspiracji. Chcemy być silnymi, dominować, narzucać innym nasz sposób myślenia i widzenia świata, Stworzyliśmy sobie Boga, który bezwględnie domaga się od nas posłuszeństwa. Dlatego też próbujemy zaskarbić sobie łaskawość Boga, przekupywać Go dobrymi uczynkami i wiernym wykonywaniem poleceń.

Rzeczywistość jest ważniejsza od idei

Zasadę tę ukazał papież Franciszek w adhortacji „Evangelii gaudium” (231-233), gdyż „rzeczywistość po prostu jest, a ideę się opracowuje”. Jezus był zawsze blisko ludzi, ich cierpienie nie było mu obce, nauczał w przypowieściach, które wszyscy rozumieli, gdyż nawiązywał w nich do zdarzeń z codziennego życia. Pragnąc ewangelizować, musimy zawsze zaczynać od rzeczywistości, wchodzić w nią, gdyż Jezus, wcielając się, uczynił ją świętą. Nie możemy uciekać od rzeczywistości w świat nawet najbardziej doskonałych i świętych idei, lecz musimy przyjąć ją taką, jaką ona jest, często
brutalną, poczuć współodpowiedzialność za to, co jest na świecie i zacząć przemieniać świat w świetle Wielkanocy. Rzeczywistość, nawet ta skandalizująca, nie może nas deprymować, wprowadzać w stan rozgoryczenia, nie może skłaniać nas do ucieczki i rezygnacji. W rzeczywistości dnia codziennego możemy znaleźć Pana. Musimy przyjąć ją w takiej postaci, w jakiej zostaje nam dana i zacząć widzieć w niej możliwości dla nowego początku Kościoła i społeczeństwa.


Święci z sąsiedztwa

Papież Franciszek lubi odwoływać się do świętości. Tematowi temu poświęcił całość adhortacji „Gaudete et exsultate” i obszerne fragmenty posynodalnej adhortacji „Christus vivit”, w której ukazał przykłady świętych mogących stanowić wzór dla młodzieży. Mówiąc o świętości, nie przywołuje jednak nadzwyczajnych cudów w życiu osób kanonizowanych lub beatyfikowanych, lecz odwołuje się do tzw. klasy średniej świętości. „Lubię dostrzegać – pisze papież – świętość w rodzicach, którzy z wielką miłością pomagają dorastać swoim dzieciom, w mężczyznach i kobietach pracujących, by zarobić na chleb, w osobach chorych, w starszych zakonnicach, które nadal się uśmiechają. W tej wytrwałości, aby iść naprzód, dzień po dniu, widzę świętość Kościoła walczącego. Jest to często »świętość z sąsiedztwa«, świętość osób, które żyją blisko nas i są odblaskiem obecności Boga”. Bardzo ważne jest to wskazanie zwykłych ludzi. Myślę tu o moim zakonnym współbracie, starszym już misjonarzu ze Stanów Zjednoczonych, który w każdą sobotę (jest to dzień targowy) udaje się na wielki plac handlowy w Cochabambie i siada obok handlujących kobiet. Słucha ich opowieści, żartuje z nimi, czasem przeniesie jakiś cięższy pakunek, razem z nimi spożywa prosty posiłek. Zwyczajnie jest z nimi. Myślę o biskupie pomocniczym mojego miasta Cochabamby, do którego zadzwoniłem kilka dni temu, aby umówić pewne spotkanie. Nie odpowiadał. Po jakichś dwóch godzinach oddzwonił przepraszając, że nie mógł odebrać, gdyż z racji pierwszego piątku był w konfesjonale i spowiadał wiernych. Myślę jednak przede wszystkim o takich ludziach jak Janaina, która codziennie rano pcha swój wózek ze sznurówkami, wkładkami do obuwia i innymi podobnymi drobiazgami, rozkłada mały straganik niedaleko naszego kościoła, starając się coś zarobić. Jest matką małego dziecka i opiekuje się swoją własną matką, starszą już kobietą. Pomimo ubóstwa i trudności nie załamuje się, lecz zawsze jest uśmiechnięta i radosna. Myślę też o Juanie, starszej już matce, która w każdą niedzielę przychodzi na mszę św ze swoim sparaliżowanym synem. Świętość nie jest zarezerwowana dla wybrańców. Świętość to nasza codzienność.


Pokora i dyskrecja

Nie śnijmy o heroicznych dziełach, jeżeli nie interesuje nas zwyczajność. Jeśli w niczym nie pomagamy naszemu sąsiadowi, jaki sens jest marzyć o realizacji wielkich dzieł charytatywnych w Afryce? Czego szukamy? Egzotycznego ubóstwa? Marzymy o przygodzie? Pragniemy udowodnić sobie, swoim znajomym i ubogim Afrykanom, że jesteśmy miłosiernymi Samarytanami? Nie, nie, nie! Zacznijmy od pomocy człowiekowi, który upadł na chodniku i nie może sam się podnieść. Oczywiście to nie znaczy, że jeśli ktoś ma autentyczne powołanie misyjne, aby udać się do tych
najuboższych, to ma tam nie jechać. Masz jechać, ale pod warunkiem, że pozostaniesz w tym, co robisz, pokorny i pełen dyskrecji. To, co robimy na misjach, nie ma w sobie bowiem nic z heroizmu. Jest to też zwyczajność. Wyobrażamy sobie też wielkość Kościoła poprzez splendor wspaniałych świątyń. Piękno watykańskich pałaców sprawiło, że zapomnieliśmy o ubóstwie katakumb. Bóg objawia się jednak nie w huraganie i trzęsieniu ziemi, ale w łagodnym i delikatnym podmuchu wiatru (por. 1 Krl 19, 9-15). Przychodzi do nas jako bezbronne dziecko, umywa nogi swoim uczniom i pozwala się ukrzyżować jak niewolnik. Oznacza to, że także i my musimy nauczyć się stawać bezbronnymi, ograniczonymi, ubogimi. Musimy odkryć w słabości uprzywilejowane miejsce objawiającego się miłosierdzia i solidarności. To właśnie słabość upodobał sobie Bóg, który „będąc bogatym, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8,9).

Bóg, dając nowy początek, odcina to, co stare

W Dziejach Apostolskich jest epizod z podróży św. Pawła, kiedy to Duch Święty zabrania mu głosić słowo w Azji. Paweł pragnie przejść do Bitynii, ale Duch nie pozwala mu. W nocy ma widzenie: widzi Macedończyka, który błaga go, aby przeprawił się do Macedonii i pomógł im. Paweł opuszcza więc Azję i przeprawia się do Europy w przekonaniu, że Bóg wezwał go do tej nowej misji. W ten oto sposób rozpoczyna się dzieło ewangelizacji Macedonii, Filippi, Aten i wreszcie Rzymu, a w konsekwencji całego naszego kontynentu (por. Dz 16, 6-10). Duch Święty zabronił jednak Pawłowi kontynuowania misji w Azji Mniejszej. Zamknął przed nim jedne bramy, lecz otwarł nowe, prowadzące do pogan. Z pewnością Paweł nie rozumiał wtedy, że jego powołaniem jest iść do pogan i im głosić Ewangelię. Zrozumiał to dopiero w Rzymie, kiedy to mówił Żydom, że „zbawienie Boże posłane jest do pogan” (Dz 28,28). Próbując interpretować ten fragment w odniesieniu do aktualnej
sytuacji Kościoła, powinniśmy zastanowić się, czy czasem również dzisiaj Duch Święty nie zamyka przed nami jednych drzwi, lecz otwiera inne. Powołań z każdym rokiem jest coraz mniej w wielu częściach świata zamykane są kościoły, wiele diecezji i zakonów musi likwidować prowadzone przez siebie dzieła, pojawia się poczucie porażki i niepewności co do przyszłości. Z pewnością jednak Duch, chociaż trudno nam to zaakceptować, ma w tym wszystkim jakiś plan: domaga się większego zaangażowania świeckich, być może dopuszczenia do święceń nie tylko celibatariuszy, ale
także żonatych mężczyzn, życia konsekrowanego mniej liczebnego, lecz bardziej ubogiego, w większym stopniu mistycznego i skoncentrowanego nie na dziełach, lecz na tym, aby być proroczym znakiem dla świata. Naszą prawdziwą przegraną byłoby walczyć z Duchem Świętym. On zamyka przed nami jedne drzwi, otwierając nowe, a my tymczasem staramy się za wszelką cenę wyważać te już zamknięte. Ile to energii, a także środków, tracimy, aby utrzymać nasze dawne struktury?


Bóg jest młody

Papież Franciszek w wywiadzie opublikowanym z ramach przygotowań do Synodu Biskupów na temat młodzieży użył określenia: „Bóg jest młody”. Słowa te są niewątpliwie najbardziej oryginalnymi ze wszystkich, jakie pojawiły się w całej tej książce – wywiadzie. Franciszek wychodzi od fragmentu Apokalipsy (21,5), gdzie jest mowa, że Ten, który siedzi na tronie, czyni wszystko nowym. Papież Bergoglio tłumaczy: „Bóg jest tym, który wszystko odnawia. Bóg jest młody! Bóg jest Odwieczny i jako taki nie podlega zmianom związanym z upływem czasu, ale jednocześnie jest Tym, który wszystko ciągle odnawia, nieustannie sam się odmładza i odmładza całe stworzenie (…) Jest młody, ponieważ „wszystko czyni nowym” i lubi nowość, lubi zadziwiać i sam lubi się dziwić, umie marzyć i chce naszych marzeń, jest silny i pełen entuzjazmu.” To oryginalne zdefiniowanie Boga jako młodego w nowatorski sposób wpisuje się w tradycyjne określenia Boga, takie jak Stwórca i Ożywiciel. Ten, który był, który jest i który przychodzi; Ten, który powołuje do istnienia z niebytu i wskrzesza umarłych; Ten, który nieustannie odmładza Kościół i prowadzi go wraz z całą ludzkością do jego ostatecznej pełni. Wszystkie te określenia są konsekwencją tego, że młodość jest atrybutem Boga. Jest to równocześnie wezwanie skierowane do młodych ludzi, aby pomogli Kościołowi odnowić się i żeby nie był „świętą staruszką Kościołem”. Dla starzejącego się społeczeństwa, które pod wieloma względami jest dekadenckie; dla Kościoła, który w wielu miejscach przypomina bardziej oddział geriatryczny niż żywą, misyjną wspólnotę; wobec gerontokracji, z jaką mamy do czynienia w Kościele i wobec niewielkiej liczby wspólnot zakonnych, gdzie jeszcze są młodzi ludzie; wobec grożącej nam pokusy stawania się prorokami nieszczęść, słowa papieża Franciszka o tym, że „Bóg jest młody” są ożywcze i pełne nadziei. Jest to niejako przesłanie minionej Wielkanocy: Jezus zmartwychwstał i jego Duch ożywia całe stworzenie. Czy potrafimy przekazać światu, że najważniejszą prawdą dla chrześcijan nie jest to, że Bóg umarł, ale że zmartwychwstał i że jest młody?

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze