Fot. Maciej Malicki SVD

Modlitwa oraz życie w rytm bębnów. Liturgia w Afryce [MISYJNE DROGI]

Dźwięk afrykańskich bębnów regulował i w wielu miejscach nadal reguluje tu życie. Można tu zaakceptować wiele niedopatrzeń, uchybień liturgicznych, ale nie to, gdy na liturgii zabraknie modlitwy wyrażonej poprzez ruch, śpiew i perfekcyjne rytmy instrumentów drewnianych.

Gdy do wioski przychodzi czy przyjeżdża misjonarz, to daje się znać wszystkim w okolicy, że jest. Służą do tego bębny, a w biedniejszych miejscowościach zawieszone felgi od kół czy inne „urządzenia” wydające dźwięk. Liturgia trwa tu długo. Jest przeświętowana. Jest też blisko ich kultury. Ich język. Śpiew. Instrumenty. Taniec. Szaty liturgiczne. Architektura większa i mniejsza. Tu jest Afryka. Tu jest ich miejscowy Kościół.

Były od zawsze

Z pewnością dźwięk afrykańskich bębnów rozchodził się w przestrzeni i nastrajał człowieka do działania zanim wykształciły się jakiekolwiek formy muzyki instrumentalnej. Dzisiaj znane są te pięknie rzeźbione „kotły”, stylizowane i trochę przypominające instrumenty z epoki neolitu (6000 lat p.n.e.). I chociaż zmieniła się technika ich wykonywania – to cylindryczny kształt nadal pozostał i raduje oczy nie tylko tubylców, ale też i turystów odwiedzających afrykański kontynent, podzielony na dwie strefy: północno-wschodnią z dużymi wpływami chamickimi i arabskimi oraz pozostałą część Afryki ze swoją muzyką etniczną. Do najbardziej popularnych bębnów będących w użyciu przez tubylców należą djembe, których membranę wykonuje się ze skóry koziej bądź bydlęcej. Z kolei bongosy są już późniejszymi tworami, a ich membrany mocuje się do korpusu przy pomocy śrub bądź obręczy. Są to w przeciwieństwie do djembe dwa bębny zespolone ze sobą. Chociaż współcześnie i najczęściej instrumenty te kojarzone są z „afrykańską nutą”, to należy wspomnieć, że w historii miały one różne przeznaczenia. Niegdyś w czasach starożytnych, jak i w późniejszych epokach, były także nieodzownym narzędziem wyposażenia armii. Dziś, jeśli chodzi o życie Afrykanów, poza religijnymi obrzędami, bębny stosuje się jako formę komunikacji, przesyłając dźwięk na znaczne odległości. W afrykańskich wioskach służą również jako wyznacznik kończącego się dnia, gdy zabrzmią – zapada kompletna cisza. Z oddali słychać jedynie odgłosy dzikiej zwierzyny, względnie płacz kołysanego do snu dziecka. Dźwięk ten, choć odmienny od wieczornego, powraca o świcie, by nadać sygnał do rozpoczynającego się nowego dnia. Taki naturalny afrykański kogut.

Dwie bliźniaczki

Znane jest powszechne powiedzenie, że muzyka łagodzi obyczaje. I owszem. Łączy ona nie tylko kultury, ale też ludzkie serca, będąc nierozerwalnym elementem modlitwy liturgicznej. W Afryce nikt nawet nie stara się wyobrazić innego scenariusza jak ten, gdy dwie siostry – liturgia i muzyka – ściśle ze sobą współpracują. Świadomi tej zależności są także misjonarze. Wiedzą, jak ważną rolę w kształtowaniu wartości ma lokalna muzyka wykorzystywana podczas liturgii. I to nie tylko dla samych tubylców, lecz także dla misjonarzy, szczególnie tych początkujących.

Angola. Procesja z darami w czasie mszy św./Fot. MARTA SOJKA SSPS

Gdy młody misjonarz nie zna jeszcze dobrze języka lokalnego i kulturowych uwarunkowań, muzyka jest jedyną łączniczką i komunikatorem z miejscową ludnością. Jest także istotnym czynnikiem przygotowującym wiernych do uczestnictwa w Eucharystii. Przed mszą św., gdy misjonarz słucha spowiedzi, cała społeczność liturgiczna przygotowuje się na spotkanie z Jezusem poprzez muzykę i śpiew, a czasem i taniec. Te zależności są tak mocne, że są wręcz nierozłączne. Można zaakceptować wiele niedopatrzeń, uchybień, ale nie to, gdy podczas liturgii zabraknie modlitwy wyrażonej poprzez ruch, śpiew i perfekcyjne rytmy instrumentów drewnianych. Ale także i te należy odpowiednio przygotować – nastroić. Obleczone skórą często przyciągają wilgoć, należy je więc odpowiednio osuszyć. Czasem wystarczy wystawienie ich na kilkadziesiąt minut na działanie promieni słonecznych, a niekiedy potrzeba zniwelować wilgoć, ogrzewając membranę przy rozpalonym ognisku. Nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że ludzie Afryki muzykę i taniec mają we krwi. Ten styl jest nie tylko formą modlitwy, ale też sposobem na wyrażenie siebie, swoich emocji, zaangażowania, przynależności do grupy. Sposobem na okazanie kulturowej tożsamości. W bogatszych wioskach, do których dociera prąd, dołączają też współczesne instrumenty – keyboardy. Oczywiście regulowane, a w zasadzie często wydaje się, że bez regulowania siły dźwięku.

Afryka nauczycielką rytmiki i tańca

Muzyce afrykańskiej wykonywanej na bębnach zawsze towarzyszy taniec i śpiew. Tak jest obecnie. Sięgając do historii, bycie graczem na djembe wykluczało możliwość śpiewu. Gracze tworzyli w zasadzie muzykę kobiecą na użytek tańca, co niekiedy spotykało się z dość uszczypliwym przydomkiem – jako tych, którzy zabawiają kobiety. Z tej racji nie mogli oni liczyć na wielkie profity oraz uznanie społeczne. Obecnie myślenie to zmieniło się dzięki obecności turystów, muzycznych impresariów czy też misjonarzy, którzy stwarzają bębniarzom możliwość wyjazdu z Afryki na inne kontynenty. Dzięki temu muzyka w rytm tam-tamów rozpowszechnia się na cały świat, zaszczepiając w entuzjastach swój folklor i muzyczny walor.

Uganda. Tradycyjny taniec plemienny po liturgii/Fot. ARCHIWUM MARCELEGO RYSZARDA GĘŚLI OFM

Tego nie da się słuchać

Wszyscy, którzy choć raz brali udział w liturgii, za której oprawę odpowiadali rodzimi mieszkańcy Czarnego Lądu wiedzą, jakie nastroje towarzyszą uczestnikom zgromadzenia. Niepowtarzalne rytmy, śpiewy, które stroją bez kamertonu, i nieopisana radość oraz ekspresja towarzysząca wykonawcom. Wobec takiej scenerii nie można przejść obojętnie. Nie można nie brać w tym przedziwnym spektaklu udziału. Tego nie da się tylko słuchać. W to mimowolnie angażuje się cały człowiek. Zanim się zorientuje, już widzi, jak całe ciało bierze udział w liturgii w rytm afrykańskich dźwięków. A taka Eucharystia trwa kilka godzin i nikomu się nie dłuży.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Śpiew jest zawsze donośny, wyraźny i zdaje się być jak okrzyk na polu walki. Afrykańczycy znają na pamięć po kilka, a czasem po kilkanaście zwrotek pieśni. Muzyczna oprawa liturgii nowicjuszy, którzy są na niej pierwszy raz, może przerazić, wtajemniczonych zagrzewa do modlitwy i wciąga jak wir, z którego ciężko jest się wydostać. Afrykańczycy zostali obdarzeni naturalnym zmysłem muzycznym. Bardzo niewielu ma profesjonalne wykształcenie w tym kierunku. Często bywa tak, że przykościelne schole prowadzą kilkunastoletnie dzieci. I to działa. To stroi. To sztuka, której Europejczycy muszą uczyć się miesiącami, a niekiedy latami. Słuch muzyczny, którym zostali obdarzeni Afrykańczycy ma także ogromny wpływ na naukę języków obcych, która przychodzi im dość szybko i bez większych problemów. Jest to ogromne bogactwo, jakim zostali obdarzeni. Kiedy dodamy do Eucharystii lokalny język, kościoły czy kaplice w kształcie chat afrykańskich, tabernakula w formie spichlerzy miejscowego ludu, szaty liturgiczne w miejscowym stylu, figury i obrazy Jezusa, Maryi, świętych – „zafrykanizowane” – to widzimy, jak wszystko, co się dzieje, wpływa na budowanie ich relacji z Bogiem. Wiedzą, że ten Bóg jest Bogiem uniwersalnym, ich Bogiem, a nie tylko Europejczyków.                                                                                               

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze