fot. unsplash

Prześladowania katolików w Bośni i Hercegowinie

W ponad ćwierć wieku od podpisania układu pokojowego z Daytonu (USA, grudzień 1995) wspólne życie różnych narodów, zamieszkujących Bośnię i Hercegowinę, nadal jest pełne konfliktów i napięć. Szczególnie dyskryminowani są tamtejsi katolicy, o czym w rozmowie z papieskim dziełem Pomocy Kościołowi w Potrzebie (PKwP) opowiedział biskup Banja Luki Franjo Komarica.

Na wstępie przypomniał, że wspólnota międzynarodowa, przede wszystkim europejska, była zgodna co do tego, że na tym terenie w latach 1992-95 toczyła się wojna, a od jej zakończenia Bośnia i Hercegowina jest nadal, jeszcze dziś, krajem tymczasowym, w którym różne problemy pozostają w martwym punkcie. Najwyższą władzę sprawuje tu w istocie Wysoki Przedstawiciel Międzynarodowy, którym od 1995 jest już siódma osoba. Mimo to kraj nie stał się państwem prawa – podkreślił biskup. Dodał, że miejscowi politycy ani nie spełniają wymaganych warunków, ani nie mają władzy niezbędnej do przekształcenia BiH w państwo z działającym prawem.

>>> ONZ ostrzega: Etiopia może przestać istnieć

Jest to wieloetniczne państwo federalne, tworzone przez trzy narody: Serbów, Bośniaków i Chorwatów oraz przez dwie jednostki: Republikę Serbską i Federację Bośni i Hercegowiny – tłumaczył dalej rozmówca PKwP. Wskazał, że Republika Serbska pozostaje pod dużym wpływem Rosji, Federacja zaś – pod wpływem Turcji i świata muzułmańskiego. A trzecia grupa etniczna, czyli Chorwaci, w większości katolicy, wymiera. „Depczą nas, nigdzie nie jesteśmy u siebie” – stwierdził biskup Banja Luki, będącej stolicą Republiki Serbskiej.

Podkreślił, że katolicy są dyskryminowani pod każdym względem: politycznym, społecznym i ekonomicznym. Często napotykają różne problemy tylko dlatego, że noszą nazwiska chorwackie, z trudem też mogą znaleźć pracę. Biskup zaznaczył ponadto, że istnieje jeszcze jedna część kraju – Hercegowina Zachodnia, „w której można jeszcze lepiej czy gorzej żyć”, tyle że również stamtąd katolicy wolą emigrować.

W tym kontekście biskup zauważył, że Chorwaci-katolicy są swego rodzaju „łącznikiem” między Serbami a Bośniakami i jeśli ta więź zniknie, podział między światem prawosławnym a islamem jeszcze bardziej się pogłębi i rozszerzy. „Nastąpiłyby nowe wstrząsy” – dodał.

>>> Niedźwiedzie polarne za płotem. Jak wygląda życie biskupa w Arktyce? [GALERIA]

Nawiązując do ucieczki katolików z tych ziem w czasie wojny pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, bp Komarica zwrócił uwagę, że 7. załącznik do porozumień z Dayton, mówiąc o uregulowaniu powrotu wszystkich uchodźców i uciekinierów, nie został wcielony w życie. Dokument z 1995 stanowił, iż zarówno BiH, jak i społeczność międzynarodowa mają wspierać politycznie, prawnie i materialnie tych, którzy chcieliby powrócić do swego kraju, ale nie objęło to Chorwatów – oświadczył mówca.

Powołał się na fragment układu sprzed 26 lat, który jasno stwierdzał, iż ułatwianie powrotu dotyczy „zarówno milionów przemieszczonych Serbów, jak i Bośniaków”, nie ma natomiast nic o powrocie Chorwatów bośniackich. „Nie otrzymujemy więc nic [pomocy] z tej strony” – stwierdził z bólem hierarcha z Banja Luki. Jego zdaniem jeśli w Europie istnieje „Kościół w potrzebie, to jest nim na pewno nasz”. Zwrócił uwagę, że w jego diecezji 95% budynków kościelnych zostało zniszczonych lub poważnie uszkodzonych w czasie wojny i dodał, że PKwP przyczyniła się w dużym stopniu do odbudowy wielu z nich. „Równie ważne jest, aby dzieło to rozumiało nasze problemy i słuchało nas” – zakończył rozmowę bp Komarica.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze