Rwanda: niewidome dzieci mają duże marzenia [MISYJNE DROGI]
W domu nie ma zazwyczaj prądu, a pięcioletnie dzieci dreptają do przedszkola kilka kilometrów. W szkołach, w klasie, jest nawet 80 dzieci. O zmienianiu świata w Rwandzie, a przede wszystkim o życiu dzieci niewidomych opowiadają siostry Pia Gumińska FSK i Jadwiga Maciejczyk FSK. Rozmawia z nimi Anna Gorzelana.
Anna Gorzelana: Siostry ewangelizują w Polsce, Indiach, Ukrainie i Rwandzie. Czy założycielka, bł. Róża Czacka, mówiła siostrom o pracy z niewidomymi na całym świecie, czy później zrodziła się taka potrzeba?
S. Pia: Jest zachowane nagranie głosu naszej założycielki, która błogosławi wszystkim siostrom, które są i które będą w Polsce i na całym świecie – a wtedy nie miałyśmy placówek poza Polską. Z tego możemy wnioskować, że założycielka tego chciała, a później pojawiły się warunki, żeby wyjechać. Matka zmarła w 1961 r., a pod koniec lat 80. powstała pierwsza placówka misyjna w Indiach.
Skupmy się na Afryce. Jak długo działa placówka w Rwandzie?
S. Jadwiga: Szkoła została zarejestrowana w 2009 r., natomiast siostra Rafaela Nałęcz przyjechała tu wcześniej, aby rozpoznać sytuację dzieci niewidomych. Po konsultacjach w Polsce m.in. z byłymi misjonarzami w Rwandzie nasze zgromadzenie zadecydowało o powstaniu ośrodka edukacyjnego, ponieważ było tu bardzo dużo dzieci niewidomych, z których większość nie ma możliwości nauki.
S. Pia: To była pierwsza szkoła dla niewidomych w Rwandzie. Wcześniej bardzo nikły procent dzieci niewidomych mógł się uczyć w zbiorowej szkole dla dzieci z niepełnosprawnościami. W tym roku świętujemy piętnastolecie.
Ile niewidomych dzieci się w niej uczy?
S. Jadwiga: W tym roku szkolnym mamy zarejestrowanych 187 uczniów – od szkoły podstawowej (primary 1). Jest też ordinary level (podobne do naszego gimnazjum) oraz advanced level – trzyletnie liceum profilowane. Po każdym etapie młodzież zdaje państwowe egzaminy – takie jak w innych szkołach, mają tylko dłuższy czas pisania i używają alfabetu Braille’a.
Ile Sióstr jest u Was?
S. Pia: W Kibeho jesteśmy dwie z Polski, jedna siostra z Kenii, trzy z Rwandy oraz dziewczęta w formacji, które poznają nasz charyzmat pracy z niewidomymi i dla niewidomych.
Czym różni się Wasza szkoła od innych?
S. Pia: Porównując do tutejszych szkół, w Rwandzie, mamy mniej dzieci w klasach. Tutaj w pierwszej klasie szkoły podstawowej może być nawet 60-70 dzieci w klasie i jeden nauczyciel. Nasze klasy są mniej liczne, mają od pięciu do 15 uczniów. Są też inne priorytety nauczania – pierwsze, czego dzieci muszą się nauczyć to samodzielność oraz opanowanie czytania i pisania w alfabecie Braille’a.
S. Jadwiga: Różne są też oczywiście metody nauczania, bo dziecko niewidome poznaje świat przez dotyk i doświadczenie. W szkołach w Rwandzie lekcje polegają głównie na tym, że nauczyciel mówi, a dzieci powtarzają i uczą się materiału na pamięć. Tutaj ludzie często wybierają zawód nauczyciela ze względu na awans społeczny. W mojej codziennej pracy widzę bardzo wyraźnie, że nauczyciele w naszej placówce z pasją nauczają dzieci niewidome i rzeczywiście chcą im pomóc. Starsi pracownicy wnoszą w edukację naszych uczniów doświadczenie, a młodsi zapał i nowe pomysły.
No dobrze. Dzieci kończą szkołę i… trafiają do domu bez prądu, wsparcia. Żyją w szarej rzeczywistości.
S. Jadwiga: Nasza szkoła ma 15 lat, więc dopiero nieliczni absolwenci wkraczają w dorosłe życie. Jesteśmy bardzo dumne z trojga naszych absolwentów, którzy podjęli pracę jako nauczyciele w naszej szkole. Niektórzy absolwenci studiują, dzięki otrzymanym stypendiom państwowym. Są też tacy, którzy próbują prowadzić własne biznesy. Utrzymują z nami kontakt – czasem potrzebują pomocy czy też rozmowy. Ostatnio zadzwonił student, który dzięki stypendium dostał się na uniwersytet, ale uczelnia nie jest przygotowana do kształcenia osób niewidomych i nie posiada materiałów w alfabecie Braille’a. Poprosił nas o pomoc w wydrukowaniu notatek i książek. Oczywiście są też tacy absolwenci, którzy wracają do domu i nie mają możliwości podjęcia dalszej nauki czy pracy.
S. Pia: Stypendium państwowe przyznawane jest najlepszym uczniom, jeżeli ktoś jest bardzo zdolny, ma możliwość ukończenia studiów, co daje mu szansę na zostanie nauczycielem, prawnikiem, urzędnikiem. Jeżeli ktoś nie ma możliwości podjęcia studiów, ma mniejsze szanse na zdobycie zawodu pozwalającego na lepsze dochody i samodzielność finansową. Niestety nie ma jeszcze w Rwandzie szkół zawodowych, w których osoby niewidome mogłyby uczyć się np. masażu czy informatyki. Naszą dużą troską jest więc też kwestia pomocy mniej zdolnym absolwentom, ale to jeszcze zadanie przed nami.
Zauważyły Siostry, żeby w Rwandzie, przez te lata, zmieniła się codzienność osób z niepełnosprawnościami?
S. Jadwiga: Oczywiście. Od niedawna w każdym urzędzie powiatowym jest osoba, która jest odpowiedzialna za osoby z niepełnosprawnościami, potrzebujący pomocy mogą się z nią kontaktować. Nie wszyscy o tym wiedzą, to jest początek tej działalności, ale coś już się zmienia na lepsze – na razie „od góry”.
S. Pia: Tutaj nie ma żadnych ulg podatkowych, dofinansowań. Na rynku pracy nie jest prosto, bo ludzie jeszcze nie wierzą, że osoba z niepełnosprawnością może coś zrobić. Zdarzają się takie osoby, które pracują w urzędach.
S. Jadwiga: W Kigali pracują niewidomi, którzy są wykształceni za granicą, bo jeszcze wtedy nie było możliwości nauki na miejscu. Gdy mieliśmy wizytację z ministerstwa, była właśnie pani niewidoma.
Struktury to jedno. W rodzinach wciąż pojawia się wstyd, przez który rodzice nie chcą niewidomego dziecka posyłać do szkoły? A może myślenie, że to kara od Boga, rzucona klątwa, czary…
S. Jadwiga: Myślenie w kategoriach „kary od Boga” jest już rzadsze, ale nadal niewidome dziecko to wstyd. Łączy się ono z lękiem, że takie dziecko jest nieużyteczne, nic z niego nie będzie w przyszłości, bo nie będzie przynosiło rodzinie dochodu, chyba, że wyślą je na ulicę, żeby żebrało. Nasz uczeń, Franek, przebywał w domu do 12. roku życia, bo rodzicom w głowie się nie mieściło, że może zdobyć wykształcenie. Kiedy miał 12 lat, „uparł się” i poszedł do najbliższej podstawówki, gdzie uczył się wszystkiego na pamięć. W czwartej klasie powiedziano mu, że nie ma szans na zdanie egzaminów, musiał więc opuścić szkołę. Wtedy sam poszedł do urzędu, gdzie otrzymał pomoc w znalezieniu naszej szkoły. Obecnie ma 17 lat i uczy się u nas w trzeciej klasie podstawówki, jest zdolny i ma możliwość ukończenia szkoły.
S. Pia: W Rwandzie wszystkie szkoły są płatne. Rodziny są liczne, więc gdy jest dzieci „naście”, czy nawet „tylko” siedmioro, rodzice wybierają jedno, które może się uczyć, gdyż nie stać ich na opłacenie nauki wszystkim dzieciom. Czesne w szkole, materiały, zeszyty, ubrania, mundurki… Wiele osób zakończyło edukację na niższym poziomie, czasem potem sami ją uzupełniają. Dzieci idą do szkoły, do piątej mają lekcje, ale już w domu to nie mają szans, żeby się dalej uczyć, bo muszą przynieść drewno, wodę, pomagają w gospodarstwie, w polu. A w domu często nie ma prądu, wody. Wszędzie chodzą pieszo. Jak się jedzie rano do Kigali, to widać całe drogi pełne dzieci, w mundurkach, które idą do szkoły – począwszy od takich pięciolatków dreptających do przedszkola kilka kilometrów.
Zmieniacie rzeczywistość, postrzeganie osób z niepełnosprawnościami. Jak wygląda przekazywanie wiary?
S. Jadwiga: Nasi uczniowie wiarę w istnienie Boga wynoszą z domu, ona jest w nich obecna. Możemy dalej z ich wiarą pracować, dbać o jej wzrastanie, tak, by mogli stawać się świadkami wiary i nadziei dla innych, także dla nas – i to jest wielki dar.
S. Pia: Wiara w Boga jest obecna wśród Rwandyjczyków w ich codziennym życiu. Znaki takie jak różaniec na dłoni czy na szyi, piosenki religijne puszczane w autobusach, napisy na samochodach mówiące, że Bóg jest dobry – są bardzo powszechne i naturalne. Towarzyszą także naszym niewidomym uczniom. Pragniemy rozwijać ich osobistą relację z Panem Jezusem, by pośród trudności życia, znajdowali silne oparcie w Bogu i nadzieję, że z Nim wszystko jest możliwe, nawet to, co czasem po ludzku wydaje się niemożliwe.
Czego jeszcze Siostry uczą się od podopiecznych?
S. Pia: Nasi uczniowie są dla mnie darem, dużo od nich otrzymuję. Są bardzo wdzięczni za wszystko… Niedawno zamontowałyśmy nowe huśtawki. Dla większości z dzieci była to pierwsza w życiu taka zabawa – trudno nawet opisać tę dziecięcą radość. Liczyli do dwudziestu i się zmieniali, po pięciu siedziało na jednym miejscu… Nasi uczniowie, mimo problemów ze wzrokiem, to dzieciaki naprawdę radosne, wdzięczne za życie. Przez większość dni w roku przebywają w szkole, z dala od rodziców… Są momenty, że tęsknią, płaczą, to normalne, ale pomimo wszystko jest w nich radość. I są bardzo pracowici, bardzo ważna jest dla nich nauka, bo wiedzą, że to szansa na lepszą przyszłość. Wzruszam się, widząc naszych absolwentów, którzy są nauczycielami, ponieważ jest to namacalny dowód, że dzięki edukacji w naszej szkole osiągnęli sukces.
S. Jadwiga: Bardzo motywuje mnie do pracy z niewidomymi dziećmi fakt, że one mają marzenia. Jeden licealista chce być prawnikiem, inny dziennikarzem. Oni uwierzyli w swoje możliwości, ale nie bujają w obłokach. Ten, który chce być prawnikiem, wybrał tę opcję jako swoją i rzeczywiście przykłada się do nauki. Ten, który chce być dziennikarzem, mocno ćwiczy języki. Mają marzenia i wierzą w swoje możliwości, których nie ograniczają problemy ze wzrokiem. W tym roku nasz uczeń był w gronie pięciu najlepszych z całego kraju z egzaminów państwowych, ze 130 tysięcy dzieci. Gdy w Kigali odbierał nagrodę, z dumą reprezentował szkołę dla niewidomych. I „poszło w świat”, że pomimo problemów ze wzrokiem, można. Robimy wszystko, by ci młodzi ludzie nie stracili tej nadziei.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |