fot. Marcin Wrzos OMI

S. Benigna, misjonarka z Kamerunu: nie chcą się szczepić [ROZMOWA]

– Do Afrykańczyka nie dociera to, że ma przestrzegać jakiegoś dystansu. Oni chcą być razem, chcą przywitać się po mszy, podać sobie rękę. To była dla nich katastrofa – jak możesz mi nie podać ręki? Jak możesz witać się łokciem? – opowiada siostra Benigna Boguszewska ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej.

O tym, jak wygląda walka z koronawirusem rozmawia z nią Hubert Piechocki.

Hubert Piechocki (misyjne.pl): Czy Siostra zachorowała na Covid-19?

Siostra Maria Benigna Boguszewska:–  Ja osobiście nie, ale moje współsiostry z Figuil tak. Wielokrotnie robiłyśmy sobie testy covidowe, przed podróżą do Polski też taki test musiałam wykonać. I były siostry z pozytywnymi wynikami.

Była już Siostra szczepiona?

– Tak, jestem już zaszczepiona. Tutaj – w Polsce. Szczepienie ułatwi mi teraz możliwość powrotu do Kamerunu.

>>> Kamerun. Bóg chroni nas przed koronawirusem [MISYJNE DROGI]

Czytałem niedawno, że w Kamerunie na razie zaszczepiono zaledwie kilkadziesiąt tysięcy osób.

– Do naszego ośrodka zdrowia w Figuil dostaliśmy niewielką liczbę szczepionek. Niestety, ludzie nie mają do nich przekonania i się nie chcą szczepić. Szczepiłyśmy tych, którzy przyszli i byli na to gotowi. Robiłyśmy wszystko, żeby jak najwięcej ludzi zaszczepiło się. Łatwiej polecało się szczepionki, gdy ludzie zaczynali zauważać u siebie pierwsze symptomy zachorowania. Covid-19 bardziej dotknął południowy Kamerun. U nas na północy jest bardzo dużo ciepła i słońca. Temperatury są wysokie – 45 stopni, niekiedy i 50. To nas chroniło przed koronawirusem. Pomagały nam też leki malaryczne, które zażywamy. Przestrzegaliśmy też wszystkich norm sanitarnych. Dzięki temu tych przypadków u nas było znacznie mniej niż na południu. Tam wysoka była też śmiertelność.

Z czego wynika ta niechęć Kameruńczyków do szczepionek?

– Brakuje im motywacji, mówią, że to choroba jak każda inna. Wiedzą, że dla nich niebezpieczniejsza jest malaria, na którą co roku umiera wielu Afrykańczyków. Ci, którzy nagle zachorują często zwlekają z pójściem do lekarza i z zakupieniem leków. To dlatego malaria zbiera tak śmiertelne żniwo. A Covid-19 jest dla nich czymś nowym. Wokół tej choroby jest bardzo głośno na świecie, pojawiają się liczne publikacje. A ludzie w kameruńskich wioskach w buszu nie mają pojęcia, co to jest Covid. Nie wiedzą, co to za choroba. Są daleko od tego. Jak zaproponowano nam noszenie maseczek i dezynfekcję rąk, to ludzie nie byli na to przygotowani. W Figuil np. ojcowie musieli zorganizować nagle 5 niedzielnych mszy świętych w plenerze – na dużym placu. Ludzie nie zrozumieli kwestii mycia rąk przed wejściem na teren celebracji czy też zasady utrzymania dystansu. Miejsca było tam mnóstwo, a ludzie i tak tłoczyli się obok siebie. Musieliśmy potem znakować miejsca, które można zajmować. Do Afrykańczyka nie dociera to, że ma przestrzegać jakiegoś dystansu. Oni chcą być razem, chcą przywitać się po mszy, podać sobie rękę. To była dla nich katastrofa – jak możesz mi nie podać ręki? Jak możesz witać się łokciem? Ludzie czasem przeczuwają, że mogą mieć Covid-19, ale wiedzą też, że zabić mogą ich inne choroby. I nie zgłaszają się do lekarza.

>>> Kamerun: 84 katechumenów przyjęło chrzest w oblackiej misji [WIDEO]

Siostra Bengina na placówce. Fot. Marcin Wrzos OMI


A nie jest tak, że tych zachorowań w rzeczywistości jest więcej, tylko ludzie po prostu ze strachu nie idą do lekarza?

– Koronawirus w Afryce jest bardzo złożonym społecznie problemem. Siostry pracujące w ośrodku zdrowia opowiadały, jak zgłosił się ojciec wielodzietnej rodziny. Miał wynik pozytywny i powinien udać się na kwarantannę. Ale jak w afrykańskich warunkach – w buszu – odbywać kwarantannę? To jest niemożliwe. Kto by się wtedy zajął jego dziećmi? Nie możemy się im dziwić, że się nie chcą zgłaszać z objawami.

A jak sobie Siostry radziły, gdy pojawił się Covid-19 na misji?

– Nasz ośrodek zdrowia otrzymał bardzo dużo testów, mamy też zapewnione leki. I gdy siostry poczuły, że coś jest nie tak i wiedziały, że to nie malaria – to zrobiły testy i okazało się, że to koronawirus. My mamy możliwość przebywania na kwarantannie, każda z nas ma swój pokój. Chora siostra brała leki, a my jej pomagałyśmy, przynosiłyśmy jedzenie. Po dwóch tygodniach ponowny test. I jak wynik był negatywny to mogły wrócić do życia.

>>> Tanzania, Burundi, Erytrea i Haiti – w tych krajach nie rozpoczęto jeszcze szczepień przeciwko Covid-19

Siostra mówi, że Afrykańczycy nie przyjęli łatwo obostrzeń pandemicznych.

– Z powodu moich obowiązków sporo podróżuję – autobusami i pociągami. Obserwowałam dużo podczas tych podróży – jeździłam choćby  autobusem do Ngaouendere i potem pociągiem do Jaunde. Na początku pandemii przestrzegano zasad dystansu czy dezynfekcji. Autobusy były wtedy mniej zatłoczone pasażerami. W sklepach, w biurach, w magazynach w stolicy trzymano się wytycznych sanitarnych. Wymagano przestrzegania tych zasad. Szkoły też się dostosowały. Niektóre zostały zamknięte. U nas nie było możliwości zamknięcia szkoły, więc uczniowie chodzili na zmiany. Niektórzy uczyli się rano, inni popołudniu

Szpital, w którym pracują polskie siostry. Fot. Marcin Wrzos OMI

To podejście do pandemii w dużych miastach i w wioskach w buszu czymś się różni?

– Jest wielka różnica. W dużych aglomeracjach – jak Jaunde, Ngaouendere czy Garoua – było więcej zachorowań. I dlatego ludzie przestrzegali tych zasad. A jak opowiadało się o tym ludziom w małych wioskach, to tylko przecierali oczy ze zdziwienia. Nie dowierzali.

>>> Od tropików po sawannę i pustynię. 50 lat pracy polskich oblatów w Kamerunie

A co z dostępnością środków ochronnych, takich jak maseczki i płyny do dezynfekcji?

– Był problem z powszechną dostępnością tych środków. Naszemu ośrodkowi zdrowia w Figuil dużo pomogła Polska, zwłaszcza Fundacja „Redemptoris Missio”. Otrzymaliśmy fundusze, za które mogliśmy kupić potrzebne materiały. Także władze Kamerunu nam pomogły. Ta pomoc rozdzielana była bardzo dobrze, np. szpital miejski dzielił się z nami. Władze lokalne przekazywały materiały do szkół. Było w tym widać troskę. Niekiedy przychodzili i sprawdzali, czy zasady są przestrzegane – to też wyraz troski. Na początku pandemii w naszym ośrodku zdrowia w Figuil mieliśmy też akcję szycia maseczek. Z czasem mogliśmy zaprzestać szycia.

Fot. redakcja

A życie religijne też stanęło w tym czasie na głowie?

– Nie, jak już mówiłam, ojcowie odprawiali więcej mszy w niedzielę, aby tłok był mniejszy. Każdy mógł przyjść na mszę świętą. W Kamerunie nie odczuliśmy, że nie możemy pójść do kościoła. Każdego dnia mogłam uczestniczyć w Eucharystii. Wszystkie msze, adoracje, nabożeństwa odbywały się normalnie. Tylko wydzielone były niektóre miejsca i trzeba było trzymać się dystansu.

>>> Droga do pokoju w Kamerunie

Siostra była zaskoczona, gdy docierały do niej informacje o tym, co dzieje się w Polsce?

– Mamy rodziny w Polsce i śledziłyśmy bardzo sytuację, która panuje w kraju. Patrzyłyśmy na dane o nowych przypadkach Covid-19, o śmiertelności. Dla naszych rodzin w Polsce to były trudne chwile i decyzje, zwłaszcza wtedy, gdy nie mogli pójść na mszę świętą lub gdy na 1 listopada zostały zamknięte cmentarze. Dużo się modliłyśmy za sytuację w Kamerunie i w Polsce. W naszym zgromadzeniu wprowadziłyśmy dodatkowe modlitwy i codzienny różaniec w intencji chorujących i służby zdrowia. Do tej pory trwają te modlitwy. Często słyszałyśmy od chorych, że dzięki naszym modlitwom jest im lepiej.

Jakie są teraz w Kamerunie najbardziej bieżące potrzeby związane z pandemią?

– Wciąż potrzebujemy różnych środków – maseczek, płynów do dezynfekcji itd. Wiem, że wzrasta liczba chorych. Leki w tym momencie są – ale nie wiemy, na jak długo wystarczą. Potrzeba nam też więcej takiego pokoju wewnętrznego. I jeszcze kwestia testów, np. przed podróżą. One są bardzo uciążliwe. Jest straszny bałagan. Czeka się na lotnisku i tak naprawdę nie wiemy, czy polecimy, czy nie. Ludzie są już bardzo zmęczeni.

>>> Ekspert: Nie bójmy się szczepionek na COVID-19. Przeciwwskazań jest niewiele 

Na koniec chciałbym zapytać o studnię. Woda jest nam bardzo potrzebna do życia, ale w Afryce są miejsca, w których niełatwo o wodę. Wiem, że Siostry teraz poszukują miejsca na studnię.

– Na szczęście w naszych wszystkich misjach w Kamerunie jest woda. Ale teraz przed nami stoi nowe wyzwanie – zbudowanie ośrodka zdrowia dla zgromadzenia. I na terenie, na którym ma powstać ten ośrodek borykamy się ze znalezieniem wody. Już czwarty raz próbujemy znaleźć wodę. Akurat dzisiaj miały być kolejne próby. Pochłania to mnóstwo pieniędzy. Afryka, ale i reszta świata cierpi, bo nie ma wody. W czasie pory suchej woda potrafi wysychać w studni. Ludzie od trzeciej nad ranem stoją przy studni, żeby o siódmej nabrać wody do takiego 20-litrowego baniaka. W Kamerunie problem braku wody jest powszechny. Mamy taką misję wśród trędowatych w Mokolo, w której widziałam kilometrową kolejkę ludzi czekających na wodę. Woda jest niezbędna – też do higieny – a to jeden z podstawowych środków zaradczych na Covid-19.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze