Specjaliści od wschodu [MISYJNE DROGI]
Oblacki Wolontariat Misyjny. Od prawie dwudziestu lat wyjeżdżają na misje – głównie na Wschodzie. Zaczynali sami, z własnej inicjatywy. Dziś chcą być jeszcze dalej i robić więcej.
O trochę wyprzedziliśmy Kościół. Papież Franciszek napisał w „Evangelii Gaudium” (31), że czasem duszpasterze muszą iść za osobami świeckimi, gdyż to one wychodzą z dobrą inicjatywą i przez nie mówi Bóg. Tak było z nami. Pomysłodawcą i prekursorem wyjazdów była Magdalena Kudełka-Lwowska. Zaangażowana w życie parafii oblackiej w Katowicach, pojechała na Ukrainę, aby pomóc pracującym tam oblatom. Był to rok 1998. Wkrótce w wyjazdach zaczęli brać udział także znajomi Magdy, głównie z Katowic. Przygotowanie do pierwszych wyjazdów odbywało się w jej domu. Wtedy jeszcze wolontariat misyjny nie istniał oficjalnie. Były to po prostu wyprawy grupy przyjaciół, którzy chcieli zrobić coś dobrego dla Kościoła na Wschodzie. Grupa się rozrastała, przybywało miejsc, w których była potrzebna pomoc wolontariuszy i dzieło wolontariatu misyjnego zaczęło nabierać kształtu. W 2008 r. oblaci zaczęli tworzyć centrum formacji młodzieży w Kokotku. Dzięki temu również wolontariat zyskał miejsce spotkań. Wraz z rozwojem duszpasterstwa młodzieżowego, w tym miejscu rozwija się także Oblacki Wolontariat Misyjny „Niniwa”.
Misje zmieniają
Wolontariat misyjny to dobre doświadczenie. Pomaga w otwarciu się na drugiego człowieka. Zawsze cicha i nieśmiała, rzucona na głęboką wodę, przełamuję swoje ograniczenia. Na weekendowych spotkaniach formacyjnych odkrywam, że są ludzie, którzy myślą podobnie i mają podobne cele. Każdy zupełnie inny, z różnymi temperamentami, z innych części Polski – a świetnie się dogadujemy. Taka jedność w różnorodności. Na spotkaniach ważna jest dla mnie wspólnota, wspólna modlitwa i nauka języka. Uczymy się tam tak naprawdę, jak być ze sobą. Przez wspólną modlitwę i dzielenie się nią możemy się wzajemnie wzbogacać.– twierdzi Aleksandra Rojek, wolontariuszka w Obuchowie (Ukraina) oraz w Szumilinie (Białoruś). – Wyjazd na misję dużo daje. Mogę dać komuś cząstkę siebie. Odkrywam też, że warto marzyć i realizować te marzenia oraz że status materialny tak naprawdę nie jest ważny. Ważni są ludzie, którzy nas otaczają, z którymi robimy coś wspaniałego, nasza gotowość i otwartość na nowe wyzwania – dodaje.
Centrum w Kokotku
Na misje nie można wyjechać nieprzygotowanym. Wówczas jest się bardziej obciążeniem dla misjonarzy niż pomocą. Formujemy się w duchu oblackim, działamy w ramach oblackiego duszpasterstwa, jednak wolontariusze pochodzą nie tylko ze środowisk związanych z oblatami. Przyjeżdżają z różnych części Polski, z różnych parafii, wspólnot i duszpasterstw. O wolontariacie misyjnym „Niniwa” dowiedziałam się podczas wyjazdu na Światowe Dni Młodzieży w Madrycie. Miałam wtedy 17 lat i nosiłam w sobie chęć wyjazdu na misje. Wolontariat Misyjny w Kokotku był odpowiedzią na pragnienie misji. Po pierwsze spełniałam kryterium wieku, bo wyjazd odbył się w czasie wakacji, gdy ukończyłam 18 lat. Po drugie miejsce – Ukraina była zawsze mi bliska, gdyż mój dziadek pochodził ze Lwowa. Po trzecie nie musiałam się bać, że przeszkadza on mojej nauce, gdyż wyjazd odbywa się w czasie wakacji – opowiada Weronika Miler. – Kiedyś podczas wakacji byłem kilka dni w Kokotku i wpadła mi w ręce książka Magdy Kudełki-Lwowskiej o wolontariacie prowadzonym przez oblatów. Wtedy nie wiedziałem, że w ogóle taki wolontariat istnieje. Zajrzałem do środka, przekartkowałem kilkanaście stron – były tam opisane historia powstania wolontariatu, wyjazdy i dużo zdjęć. Trochę się tym zainteresowałem, a że akurat w Kokotku była dziewczyna, która wróciła z wolontariatu w Tywrowie (Ukraina), chwilę z nią o tym porozmawiałem. Potem przyjechałem na pierwszy zjazd, drugi zjazd i tak się zaczęło – dodaje Łukasz Proksa.
Pięć zjazdów
Obecnie formacja bezpośrednio przygotowująca do misji, obejmuje pięć weekendowych zjazdów w ciągu roku. Każdy z wolontariuszy zobowiązany jest do brania udziału w formacji duszpasterskiej w swojej parafii. Każdy zjazd ma nieco inny program. Staramy się jednak, aby były także stałe punkty programu. Brewiarz, rozważanie Słowa Bożego, adoracja Najświętszego Sakramentu, koronka lub różaniec oraz oczywiście Msza św. są stałymi i najważniejszymi elementami formacji duchowej. Bo skąd czerpać siłę, jeśli nie od Boga? Kiedy rozeznać, dokąd Pan chce nas posłać, jeśli nie w czasie modlitwy? Ten duchowy plan dnia jest zbliżony do pór stałych modlitw w placówkach, do których jeździmy.
Czasem pierogi
W ramach spotkań przygotowujący się do wyjazdów zdobywają cenne wiadomości oraz umiejętności. Wysłuchują konferencji na różne tematy nawiązujące do oblackiej duchowości czy dotyczące formacji. Wolontariusze uczą się od siebie nawzajem. Świadectwa innych wolontariuszy i opowieści z ich wyjazdów są źródłem informacji „z pierwszej ręki” na temat konkretnych placówek. Spotkania z zaprzyjaźnionymi Ukraińcami oraz Białorusinami (przyjaciółmi ze Wschodu) dają nam obraz sytuacji Kościoła w krajach, do których jedziemy. Niezbędna jest też znajomość języka używanego w kraju, do którego jesteśmy posłani. Wśród naszych wieloletnich wolontariuszy są osoby studiujące filologię rosyjską, prowadzą więc zajęcia językowe dla pozostałych. Znając podstawy języka, uczymy się także tekstów Mszy św. oraz prostych pieśni i piosenek, które na miejscu można wykorzystać zarówno do animacji dzieci, jak i całej parafii.Poznajemy proste gry i zabawy, które sprawdzają się w pracy z dziećmi w różnym wieku. Podczas zjazdów formacyjnych sami przygotowujemy posiłki, co jest też okazją do rozwinięcia zdolności kulinarnych. Kilka lat temu podczas jednego ze zjazdów wolontariuszki własnoręcznie przygotowały na obiad dokładnie 613 (!) pierogów, aby wyżywić całą wolontariacką wspólnotę oraz domowników kokotkowego klasztoru. Mimo wielu zajęć i zadań zjazdy są także czasem budowania wspólnoty. Wieczorne gry, zabawy, rozmowy do późna są okazją, aby lepiej się poznać, wymienić doświadczeniami. Zjazdy w Kokotku są okazją do wyciszenia się i do bliższego niż na co dzień spotkania z Jezusem. Dużo czasu spędzam na osobistej modlitwie, uczestniczę we Mszy Św. Cieszę się obecnością innych wolontariuszy. Od tych, którzy byli już na wyjeździe, zawsze mogłem dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat miejsca, w którym pracowali, charakteru wolontariatu w tamtym miejscu, co ułatwiło mi wybór tego, do którego chcę pojechać. Śmiechu nie brakowało, a wieczorem przed wyjazdem tradycyjnie graliśmy w gry, zajadaliśmy się lodami i rozmawialiśmy do późnych godzin – opowiada dalej o spotkaniach formacyjnych Łukasz. – Zjazdy formacyjne są doskonałą okazją do oderwania się od co dziennych spraw i obowiązków. Czas spędzony z ludźmi, w których sercach gra podobna muzyka, by służyć innym, bardzo buduje i umacnia, kiedy pojawiają się trudności. Jest to czas na refleksję nad własnym życiem, nad relacją z Bogiem i budowanie z Nim więzi – potwierdza Agnieszka Szulc.
Na różne sposoby
Wolontariusze wyjeżdżają na doświadczenia misyjne głównie na Ukrainę i Białoruś oraz do Czech i na Słowację. Wcześniej odbywały się także wyjazdy do Rosji czy Mołdawii. Przez klika tygodni, a czasem dłużej, pomagają w placówkach misjonarzy oblatów (Ukraina i Białoruś) oraz misjonarek miłości (Czechy). Aby móc wyjechać, należy wziąć udział minimum w trzech (z pięciu) zjazdach formacyjnych. Trzeba też mieć ukończone 18 lat w momencie wyjazdu na doświadczenie misyjne. Wyjazdy odbywają się w kilkuosobowych grupach. Co roku w ramach Oblackiego Wolontariatu Misyjnego „Niniwa”, na doświadczenie misyjne wyjeżdża około 15 osób. Każde miejsce, do którego są posyłani, jest inne, wymaga innego rodzaju pracy, ale jednocześnie każdy może tam znaleźć coś dla siebie. Wolontariusze opiekują się dziećmi, pomagają w organizacji festiwalu młodzieżowego, pomagają przy remontach czy pracach porządkowych. Rozdają także posiłki ubogim, odwiedzają samotne i chore osoby, pomagają w organizowaniu i prowadzeniu rekolekcji. Biorą też aktywny udział w życiu parafii, animując modlitwę i śpiew. Prowadzą lekcje języka polskiego dla młodzieży chcącej np. wyjechać na studia do Polski. Dla wielu wolontariuszy doświadczenie misyjne nie jest tylko jednorazową akcją: często wyjeżdżają w kolejnych latach, mają stały kontakt z placówkami, w których pracowali oraz aktywnie przygotowują kolejnych wolontariuszy do wyjazdów. Niektórzy, jak Łukasz Krusz z Katowic, decydują się na dłuższy wyjazd. Łukasz wyjechał z grupą na kilkutygodniowe doświadczenie misyjne do Sławutycza. Zdecydował, że przeznaczy rok swojego życia dla Kościoła na Ukrainie. Pracował w Tywrowie, gdzie bardzo potrzebna jest wszelka pomoc. Jako skrzypek służył także przez muzykę, koncertując w różnych miastach.
Na razie wyjeżdżamy głównie na Wschód. Jednak jak mamy nadzieję, za rok pojedziemy też do krajów Afryki i Ameryki Łacińskiej.
Magdalena Dylus
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |