Uganda: werbiści zostali z uchodźcami, proszą o wsparcie
Pandemia pogorszyła warunki życia w największym obozie dla uchodźców z Sudanu Południowego. Znajduje się on w Ugandzie i mieszka w nim 300 tys. osób. Od lat pomoc niosą tam księża werbiści i siostry ze Zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego. „Ludzie cieszą się, że z nimi zostaliśmy. Potrzeby są jednak ogromne, problemem jest nie tylko koronawirus” – mówi Radiu Watykańskiemu posługujący w obozie Bidibidi ks. Andrzej Dzida.
Misjonarze dbają nie tylko o potrzeby materialne uchodźców, ale w tym trudnym czasie starają się też zapewnić namiastkę życia duchowego. Nie jest to łatwe, ponieważ kościoły w Ugandzie pozostają zamknięte już szósty miesiąc. „Na terenie obozu mamy 30 kaplic, które są nie tylko miejscem modlitwy, ale formacji i pomocy materialnej” – mówi ks. Dzida.
„Szkoły i kościoły są od miesięcy pozamykane. My poprosiliśmy o zgodę na rozmowy duchowe z powodu dużego wzrostu napięć w rodzinie, przemocy domowej, prób samobójstwa i innych stresów. Musieliśmy uzyskać zgodę przedstawicielstwa biura premiera na obóz Bidibidi i ustalić następnie szczegóły z policją, żeby nas nie nękała – mówi papieskiej rozgłośni polski misjonarz. – W praktyce wygląda to tak, że możemy przyjechać i spotkać się z maksymalnie 8-osobową grupą, która jest ustawiona w oddali. Jak jedna grupa skończy, to może przychodzić kolejna. Wtedy przystępują do sakramentu pojednania i od razu otrzymują Komunię świętą. Przy okazji trochę wspólnie pośpiewamy i się pomodlimy, teraz policja już mniej krąży. Katechiści czy inne grupy modlą się też na różańcu. Są to jednak wszystko spotkania w małych grupkach, co oznacza, że w tej samej strefie obozowej trzeba zrobić sześć spotkań zamiast, jak wcześniej, jednego dużego. No i wtedy też, jak się uda, jak jest jakaś żywność, to ją rozprowadzamy wśród mieszkańców. My staramy się w jakiś sposób nieść wsparcie, ale nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, bo w obozie jest ok. 300 tys. osób. Najważniejsze jest to, że ci ludzie czują, iż jesteśmy z nimi”.
Jedna z sióstr pracujących w obozie uchodźców jest lekarką i pomaga potrzebującym dzięki swej mobilnej klinice. W obozie nie stwierdzono dotąd przypadków koronawirusa. Być może wynika to z faktu, że nie ma tam testów, a większość symptomów COVID-19 jest taka sama, jak przy malarii, stwierdza się więc tę chorobę. „Siostra Josepha Sun, która pochodzi z Chin, za przykładem pierwszego misjonarza werbistowskiego w tym kraju św. Józefa Freinademetza, dzielnie sprawuje posługę wśród chorych. Mała siostrzyczka, ale silna duchem! Jak nasz pierwszy misjonarz pomagał w czasie tyfusu, tak i ona w epoce koronawirusa” – podkreśla ks. Dzida.
Werbiści otrzymali zgodę na utworzenie na terenie obozu Bidibidi parafii. Prace w tym kierunku zostały zatrzymane przez pandemię. Aktualnie misjonarze pilnie potrzebują bezdotykowych termometrów, ale i samochodu. Konieczny jest on do transportu żywności oraz materiałów budowlanych koniecznych do budowy parafii, która powstaje w szczerym polu, 50 km od miejscowości, gdzie obecnie mieszkają. „Potrzeba samochodu jest naprawdę bardzo duża” – mówi ks. Dzida apelując o wsparcie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |