Emigracja: w krainie kangurów
Australia i Nowa Zelandia kojarzą się z kangurami, misiami koala, niezamieszkałym pustynnym środkiem kontynentu czy Górą Kościuszki. Polacy stanowią obecnie niewiele ponad 1% mieszkańców Australii i nieco ponad 2% ogólnej liczby katolików australijskich. Ta niewielka grupa jest jednak widoczna na różnych polach życia społeczno-kulturalnego i w budowaniu nowych australijskich parafii. Od ponad pięćdziesięciu lat Polacy mieszkają w Australii. Nabożeństwa po polsku odprawiane są w prawie stu kościołach.
Staramy się pomagać i przekazywać wiarę dzieciom. Nie jest to łatwe w tak wielokulturowym społeczeństwie. Mamy świadomość, że religia jest jednym z elementów spajających Polonię w Australii – mówi Izabela z Melbourne.
Bez zgody
Strukturę Polskiej Misji katolickiej (PMk) w Australii i Nowej Zelandii w roku 1953 r. zakładał bp Józef Gawlina, polowy biskup polskiej armii na zachodzie, a po wojnie ordynariusz polskiego uchodźstwa. Powołana do życia PMk w Australii i Nowej Zelandii została przyjęta przez Polonię i jej duszpasterzy. Przez ponad 60 lat cieszy się tolerancją lokalnej hierarchii, ale odpowiedniej jurysdykcji i zgody na samodzielność nigdy nie otrzymała.
Wielokulturowość
W skład przeciętnej australijskiej parafii wchodzą przedstawiciele wielu narodowości. Niemal jedna trzecia australijskiego Kościoła to emigranci pierwszego pokolenia. Rekrutują się z ponad 200 narodowości, mówią w domach blisko 150 językami. Ich duchowe potrzeby i wyniesione z rodzinnych krajów, różne oczekiwania dotyczące Kościoła zderzają się z koniecznością integracji i są ciągłym wyzwaniem dla nas. W każdej diecezji istnieją struktury zajmujące się duszpasterstwem emigrantów. Konferencja Episkopatu powołuje delegata i utrzymuje specjalne biuro zajmujące się potrzebami emigrantów. Etnicznych kapelanów nominują ordynariusze, wyposażając ich w rozszerzone uprawnienia. W większych diecezjach kapelani etniczni tworzą oddzielne dekanaty, często się spotykają. Biskupi chętnie odwiedzają wspólnoty etniczne, czują się za nie odpowiedzialni i nie szczędzą im komplementów. Parafie etniczne o charakterze personalnym, znane w innych częściach świata, w Australii i Nowej Zelandii nie mają formalnego statusu.
Na początku jezuici
Duszpasterstwo polskie na antypodach sięga 1870 r., kiedy to po dłuższych staraniach pierwsi polscy emigranci z zaboru pruskiego doczekali się swojego księdza. Był nim o. Leon Rogalski, jezuita z prowincji krakowskiej. Służył rodakom w południowej Australii przez 36 lat. Ich potomkowie włączyli się w życie lokalnych parafii. Pozostały po nich skromny kościółek i niewielka szkoła pw. św. Stanisława Kostki w Polish Hill River. Mieści się w nich dzisiaj ważne dla Polonii muzeum. Po II wojnie światowej kolejnym falom polskich kombatantów i uchodźców docierającym do Australii towarzyszyli także kapelani. Czasową przystań na piątym kontynencie znaleźli również polscy misjonarze wyrzucani z Chin pod koniec lat czterdziestych oraz ocaleni z hitlerowskiej zagłady księża kacetowcy. Oni to stali się pionierami polskiego duszpasterstwa w powojennej Australii. Duchową opiekę nad rodakami rozpoczynali w przejściowych obozach imigracyjnych, a potem, nie bez trudności, przenosili się z pracą do kościołów parafialnych. Mieszkając w trudnych warunkach, utrzymywani ze skromnych składek, przemierzali setki kilometrów, śpiesząc z posługą wszędzie tam, gdzie osiedlali się Polacy. Nawiązywali kontakty z lokalnym duchowieństwem, ucząc się ich języka i obyczajów. Walczyli o swój status, łamali lody nieufności i torowali drogę polskim formom katolicyzmu. Stanowili mozaikę księży diecezjalnych i zakonnych pochodzących z różnych diecezji i zgromadzeń. Utrzymywali z sobą żywy kontakt i wzajemnie się wspierali. Byli opiekunami społecznymi, tłumaczami, organizatorami życia społeczno-kulturalnego, redaktorami, wydawcami i nauczycielami. Dzieląc z rodakami codzienny chleb, współtworzyli z nimi zręby zorganizowanej
australijskiej Polonii. Wielu z nich zmarło w Australii. Niektórzy wrócili do Polski lub z różnych powodów opuścili Australię. Pierwsi chrystusowcy dopłynęli do Sydney w 1959 r. Zapraszając następnych współbraci, przejmowali kolejne placówki od starzejących się pionierów, otwierali nowe i dziś stanowią największą zakonną grupą pośród polskich duszpasterzy w Australii i Nowej Zelandii.
Współczesność
Obecnie duszpasterstwo Polaków w Australii i Nowej Zelandii oparte jest o ponad 20 domów zakonnych, pięć kościołów wzniesionych rękami Polaków, o kilka ujęzycznych parafii, prowadzonych przez polskich księży oraz o blisko 70 parafii, w których odprawiana jest polska liturgia. Wyłącznie polskim duszpasterstwem w Australii zajmuje się obecnie 30 księży z sześciu zgromadzeń zakonnych (chrystusowcy, jezuici, franciszkanie zmartwychwstańcy, salwatorianie i dominikanie). W Nowej Zelandii posługuje Polakom dwóch chrystusowców. Oprócz nich kilkunastu polskich księży łączy anglojęzyczne duszpasterstwo parafialne z posługą dla Polaków (salwatorianie, zmartwychwstańcy, paulini, chrystusowcy, dominikanie, michalici, oblat i księża diecezjalni). Trzy polskie zgromadzenia żeńskie: zmartwychwstanki i nazaretanki od wczesnych lat pięćdziesiątych, oraz misjonarki Chrystusa króla od 20 lat na różne sposoby wspierają polskich duszpasterzy.
Niewielu Polaków przybywa dziś na antypody. – widać po nas, gdy się rozglądamy na Mszach św., że się starzejemy. Nowych emigrantów nie przybywa, a młodzi średnio się garną – komentuje Michał z Sydney.
Chociaż australijska Polonia ciągle jeszcze wydaje się być prężną i dobrze zorganizowaną i liczy blisko 200 tys. osób; chociaż cieszy się szacunkiem i uznaniem władz i innych grup etnicznych, a następne pokolenia urodzone pod krzyżem Południa nie wstydzą się swej polskości, to jednak z roku na rok liczby maleją. W czasach powojennych, gdy w Australii stosowano politykę asymilacji i gdy wyrzuconym z gniazda Polakom wydawało się, że znaleźli się na końcu nieznanego im świata, jedynie bliski sercu kościół katolicki ze swą łacińską liturgią stawał się dla nich skuteczną kotwicą. Emigracja lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia zastała na antypodach dobrze zorganizowane centra polskiego duszpasterstwa i mogła na nie liczyć. Do nich to kierowała pierwsze kroki, szukając podstawowej informacji, pomocy, serca i poczucia przynależności. Trudno dziś sobie wyobrazić australijską i nowozelandzką Polonię bez Polskiej Misji katolickiej i bez ścisłej z nią współpracy.
Wiesław Słowik SJ
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |