Fot. DAMIAN WYŻKIEWICZ CM

Zobaczymy, jak przeżyjecie pierwszą zimę [MISYJNE DROGI]

Dzień po wylądowaniu w Rejkiawiku, 1 lipca 2023 r., dostałem kluczyki od ks. Patricka, proboszcza katedry, do terenowego auta, żeby pojechać do mojej nowej parafii w Stykkishólmur, miejscowości oddalonej o 2,5 godziny drogi od stolicy Islandii. Bardzo szybko.

Byłem tym faktem potrójnie zaskoczony: po pierwsze – jego ogromnym zaufaniem do mnie,
że spokojnie dotrę na miejsce; po drugie – nigdy nie jechałem samochodem z automatyczną skrzynią
biegów, więc było to dla mnie nowe wyzwanie; a po trzecie – nie znałem drogi, więc byłem zupełnie zdany na internetową nawigację. W trakcie jazdy podziwiam widoki islandzkich fiordów, wodospadów,
jezior, pól lawowych i skąpanych w słońcu gór, a zwłaszcza wygasłych wulkanów – wśród nich majestatyczny Snaefell, pokryty czapą lodowcową. Juliusz Verne wspominał, że jest w nim ukryte przejście do wnętrza ziemi. Wszędzie są obecne owce i konie pasące się na rozległych pastwiskach, a na nich kwitnący fioletowy łubin. Drogi są asfaltowe – wąskie i wyboiste, w wielu miejscach żwirowe. Czasem można było się przestraszyć, gdy z jednej strony widzi się przepaść, a z drugiej ścianę góry,
z której spadały kamienie. I po żadnej stronie nie było jakichkolwiek zabezpieczeń. Islandia to piękny kraj, ale z bardzo dziką naturą. Nie zdają sobie z tego sprawy liczni turyści, którzy
przyjeżdżają tu na przykład zobaczyć zorzę polarną – tak, Islandia leży już w Arktyce. Co roku wielu z nich ginie – bo są nieprzystosowani do panujących surowych warunków.

Fot. DAMIAN WYŻKIEWICZ CM


Klasztor na skarpie


Przybyłem do Stykkishólmur – małego, portowego miasta, pięknie położonego nad Oceanem Atlantyckim, z tysiącami malutkich wysp dookoła. Zaskoczył mnie widok ogromnego,
klasztoru sióstr franciszkanek, położonego na skarpie, którego rozświetlony krzyż na wieży widać z daleka. Tam miałem zamieszkać. Niestety, klasztor który został założony w 1936 r., już
nie działa. Siostry odeszły z powodu braku powołań w 2009 r. Prowadziły szpital, przedszkole i drukarnię. Dziś szpital należy do miasta, przedszkole i drukarnia nie działają, a klasztor stał się hotelem. Na miejsce sióstr franciszkanek przybyły „niebieskie siostry”, czyli siostry z argentyńskiego Instytutu Verbo Incarnato, które zaczęły prowadzić oratorium dla dzieci i odwiedzać osoby starsze w miejskim hospicjum. Luterańscy mieszkańcy tego miasteczka są bardzo życzliwie nastawieni do katolików, ponieważ każdy z nich doświadczył wiele dobra od sióstr w przedszkolu i szpitalu.

Fot. DAMIAN WYŻKIEWICZ CM


Kościół i hotel


Kolejnym zaskoczeniem było wejście do kościoła parafialnego. Żeby doń wejść, trzeba przejść przez hol,
w którym znajduje się recepcja hotelu. Kościół to dawna kaplica klasztorna i szpitalna. Turyści często odwiedzają ją i modlą się w niej. Obok kaplicy jest zakrystia i mieszkanie dla księży.
Jest kilka pomieszczeń przynależących do parafii: oratorium dla dzieci, kancelaria parafialna, pokój gościnny i mieszkanie dla księdza rezydenta. Siostry mieszkają w małym domku po drugiej stronie ulicy. Codzienność parafialna to zatem współistnienie kościoła i hotelu. W parafii czekał na mnie ks. Krzysztof, wikariusz, który przybył dwa tygodnie wcześniej na Islandię, ks. Hjalti – 80-letni rezydent, jedyny islandzki
ksiądz, oraz trzy siostry: s. Sabiduria z Argentyny, s. Ngiti z Filipin i s. Miłosierdzia z Polski. Kiedy spotykałem się pierwszy raz z parafianami, to wielokrotnie padało pytanie o to, na jak
długo przylecieliśmy. Bardzo mocno dziwiło nas to pytanie. Z największą szczerością odpowiadaliśmy, że na co najmniej 10 lat. Reakcją na odpowiedź był śmiech. „Zobaczymy, jak przeżyjecie pierwszą zimę! Wszyscy tak mówili!” – początkowo byliśmy tym zasmuceni, ale szybko zrozumieliśmy,
że jest to wołanie o stabilne duszpasterstwo, a przed nami stawiane są spore oczekiwania.

Fot. DAMIAN WYŻKIEWICZ CM

W wypożyczonych kościołach

Parafia jest bardzo młoda. Kiedy biskup zauważył, że w Stykkishólmur jest grupa katolików, to w 2018 r. powołał do istnienia parafię pw. św. Franciszka z Asyżu, która obejmuje cały półwysep Snaefell i Vesturland, czyli zachodnie wybrzeże. Pierwszym proboszczem był ks. Adam,
który po dwóch latach zmarł nagle na zawał serca. Drugim proboszczem był ks. Tomasz, który wrócił do Polski po dwóch latach posługi. To doświadczenie szybko zmieniających się księży – w dopiero co powstającej parafii – negatywnie odbiło się na świadomości parafian. Jednak to nie jest
największa trudność. Największą trudnością jest zintegrowanie parafii, sprawienie, żeby
wszyscy czuli się jedną wspólnotą. Jest to wielki obszar. Żeby dojechać do najdalszej miejscowości na mszę św. lub katechezę trzeba zarezerwować sześć godzin: dwie godziny na dojazd, dwie godziny na posługę i dwie godziny na powrót. Dojeżdżamy do czterech miejscowości: Akranes, Borgarnes, Grundarfjörður i Ólafsvík. Msze niedzielne odprawiamy w wypożyczonych kościołach luterańskich.
Pastorzy, z którymi współpracujemy, są bardzo życzliwie nastawieni do katolików. Natomiast katechezę
prowadzimy w domach rodzinnych, w domach kultury i wypożyczonych salach szkolnych – po godz. 17.30. Mamy 23 grupy dzieci i młodzieży. Każda grupa to od trzech do ośmiu osób. W tym roku przygotowujemy 15 dzieci do pierwszej Komunii i ośmioro młodych do bierzmowania.
Inną trudnością jest dotarcie do miejscowych katolików. Nie chodzi tu tylko o odległości, bo można niektóre dzieci katechizować online. Do parafii jest zapisanych ok. 900 osób, ale realnie mamy kontakt ze 150 osobami. Jedną z przyczyn takiej sytuacji jest praca na morzu. Bardzo wielu mężczyzn wypływa na kilka tygodni na łowienie ryb i nie ma ich w domu. To powoduje wiele problemów, przede
wszystkim alkoholizm i przemoc domową, z którymi islandzkie społeczeństwo zmaga się od lat. Ci, którzy są, uczestniczą świadomie w Kościele. Przekazują wiarę w domach, czują się odpowiedzialni za liturgię, przewodzą grupom i wspólnotom parafialnym. Można na nich liczyć.

Fot. DAMIAN WYŻKIEWICZ CM


Parafia wielokulturowa


Nasza parafia jest wielokulturowa. Oprócz Islandczyków najwięcej jest Polaków i Filipińczyków. Posługę prowadzimy w języku islandzkim, polskim i angielskim. Jest wiele małżeństw mieszanych. Polskie dzieci
mówią lepiej po islandzku niż po polsku, ponieważ chodzą do islandzkich szkół. Cieszę się, że młodzi są obecni w naszej parafii i ciągle ich przybywa. Oczywiście pomagają ogarnąć ich świeccy. Staramy się dotrzeć do nich poprzez katechezę, grupy parafialne – ministrantów i dzieci Maryi, przez
wspólne wyjazdy, rekolekcje i różne wydarzenia (np. Bal Wszystkich Świętych).

Fot. DAMIAN WYŻKIEWICZ CM


Nasz dziadek

Bardzo cenię sobie obecność w naszej wspólnocie ks. Hjaltiego, naszego seniora. To bardzo doświadczony i zacny kapłan. Pochodzi z rodziny luterańskiej. W młodości pracował jako
nauczyciel islandzkiego. Zdecydował się przejść na katolicyzm i zostać księdzem. Był proboszczem kilku parafii. Pomagał w tłumaczeniu mszału na język islandzki. Jest dla nas jak dziadek. Dzieli się z nami wieloma spostrzeżeniami dotyczącymi duszpasterstwa na Islandii. Wielokrotnie powtarza, że musimy tworzyć coś nowego, jednocześnie szanując kulturę kraju. Oprócz duszpasterstwa parafialnego otrzymaliśmy od biskupa dodatkowe zadania. Krzysztof został kapelanem czterech więzień,
a ja zostałem odpowiedzialny za organizację katechezy w diecezji. Nie mamy żadnych podręczników
do religii. Każda parafia sama organizuje katechezę. W październiku udało się po raz pierwszy zorganizować spotkanie dla katechetów z całej Islandii. Chociaż Islandia jest bogatym krajem, to Kościół katolicki na Islandii jest bardzo ubogi i liczbę organizowanych spotkań i inicjatyw ograniczają czasem pieniądze. To prawdziwa misja, zaczynając od warunków przyrodniczych po poziom świadomości religijnej. Wiele dzieci, które katechizujemy, nie zna w ogóle Biblii. Przed nami wielkie zadanie kształtowania dojrzałej wiary i budowania wspólnoty.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze