Laos

Krajobraz Laosu, fot. pixabay

#MisyjnyWtorek – morze krwi wylane dla ewangelizacji Laosu

Misjonarze poświęcają życie dla Chrystusa, czasem muszą je również stracić. Przy próbach ewangelizacji Laosu zginęło wielu misjonarzy, a jednak ciągle pojawiali się nowi, którzy nieśli poganom światło Ewangelii. Niniejszy tekst jest przedrukiem artykułu „Wikarjat Apostolski w Laosie. Próby ewangelizacji” pochodzącym z dwunastego numeru Oblata Niepokalanej z roku 1933. Pisownia została nieznacznie uwspółcześniona.

Gdy na początku 17-go wieku prześladowanie zamknęło bramy Japonii przed misjonarzami chrześcijańskimi to Jezuici prowincji Makao osiedlili się w różnych miejscach wybrzeża indochińskiego, od Tonkinu począwszy aż do Syjamu. Nie możliwe, żeby nie byli próbowali nawrócenia Laosu, będącego wówczas w rozkwicie.

O. Antonio Cardino, Portugalczyk, został posłany do Syjamu, by szukać najdogodniejszej drogi wejścia do kraju. Król odmówił mu paszportu, potrzebnego w podróży. O. Cardino wybrał się, by z Tonkinu próbować dojścia do Laosu, lecz przybywszy do Tonkinu zachorował i musiał zaniechać zamiaru.

W roku 1639 (albo 1640) podjął na nowo ten plan O. Bonelli, Włoch. Przyłączył się do poselstwa posłanego przez króla Tonkinu do króla Laosu. Przybywszy do granicy umarli misjonarz i poseł na febrę albo z trucizny. Ciało O. Bonelli przynieśli chrześcijanie do głównego kościoła w Tygu Hoa.

Następnie odebrał O. Jan. Marja Leria, Włoch, od swoich przełożonych zlecenie, by podnieść sztandar, wypadły z rąk jego współbraci. Będąc misjonarzem w Kambodży, dokąd musiał się uciec przed prześladowaniem w Kochinchinie, nie mógł jednak wybrać się drogą Mekongu, co mu się wydawało najnaturalniejszym, gdyż było już po porze wysokiej wody. Udał się przeto do Syjamu, uzyskał od króla paszport, przyłączył się do karawany, wracającej do Laosu, ale gdy przybył do granicy zabroniono mu przekroczenia jej i zmuszono go do powrotu do Syjamu.

Wrócił do Kambodży, a w kwietniu 1642 r. siadł na statek z Laosjanami, wracającymi do swego kraju drogą Mekongu. Przez cały miesiąc musiała załoga tak silnie walczyć z prądem, że – pisze o. de Marine – gdyby te trudne przejazdy były jeszcze trochę dłużej potrwały, „to O. Leria i towarzysze jego wszyscy byliby wnet przenieśli się z tego na drugi świat”.

Fot. arch

Ale dzielny pionier przezwyciężył wszystkie trudności i przybył do stolicy Vienchan po trzymiesięcznej podróży. Król przyjął go na audiencji, kazał mu wyznaczyć mieszkanie i traktować go jak posła. Misjonarz pozyskał wkrótce zadanie króla i większej części mandarynów, którym opowiadał ewangelię. Ale poważanie jego u dworu obudziło nienawiść wróżbiarzy (kapłanów) i kilka mandarynów, którzy intrygowali przeciwko niemu, by go zgubić. W czasie 5 lat, które przebywał w Laosie, misjonarz walczył z różnym powodzeniem z wściekłością owych wrogów, którym jednak nie udało się pozbawić go wpływu. „Dostojnicy królestwa i król sam słuchają nauki i podziwiają jej świętość. I gdyby to wystarczyło – mówi kronikarz – toby wszyscy stali się chrześcijanami”.

Tymczasem misjonarz został sam jeden w Laosie, bez wiadomości i bez wskazówek postępowania od swych przełożonych, i bez pomocy. Jeden ze współbraci, o. Jacek Hurando z Kochinchiny, próbował dostać się do niego drogą lądową, ale gdy przybył do granicy król Kochinchiny zabronił mu przekroczenia jej. Musiał się wrócić i zmarł w drodze w lesie.

Ojciec Leria był wobec tego zniewolony pożegnać się z królem, któremu jednak musiał obiecać, że wróci z innymi misjonarzami. Król sam zapewnił mu swobodę w głoszeniu ewangelii w całym królestwie. Nadto dał mu eskortę i listy dla króla Tonkinu. Misjonarz przybył do Tonkinu poprzez góry i lasy, a stąd udał się do Makao. Laos nie miał już zobaczyć ani o. Leria ani żadnego z jego współbraci.

Towarzystwo Misji Zagranicznych w Paryżu wznowiło od początku swego założenia próby oo. Jezuitów.

W roku 1683 wysłał ks. biskup Pallu ojca Grosse do Laosu drogą Menamu. Misjonarz umarł przybywszy do Sokkotai. Ze strony Tonkinu, Kochinchiny, Kambodży i Syjamu posyłali wikariusze apostolscy misjonarzy i katechistów: ks. bp. Reydelet w r. 1771; ks. bp. Davoust w 1785; ks. bp. Florens w 1832; ks. bp. Gauthier w 1853; ks. bp. Miche w r. 1842 przez Kochinchinę, w r. 1850 przez Kambodżę, 1855 przez Syjam; ks. bp. Dupont w 1860 i 1875. Można powiedzieć, że drogi Laosu są naznaczone trupami misjonarzy, poległych w drodze nim mogli wstąpić do tej Ziemi obiecanej. Ostatnie próby ks. bpa Puginier dały kosztem bolesnych ofiar szczęśliwe rezultaty: w Chau Lao, nad granicą najdalej na zachód wysuniętą Tonkinu raczej niż w Laosie właściwym, poległo 24 misjonarzy na febrę po części, a po części gwałtowną śmiercią. W r. 1924 posługuje w Chau Lao 4 misjonarzy europejskich i 4 księży annamskich z pomocą 20 katechistów. 3539 chrześcijan i 1275 katechumenów to do tego czasu, rezultat tych ogromnych ofiar.

Ostateczne założenie misji w Laosie posiadało pierwsze znamię dzieł bożych, mianowicie powodzenie mimo słabości środków użytych.

W r. 1876 został z Jutthia, dawnej stolicy Syjamu, wysłany młody misjonarz, o. Konstanty Prodhomme na poszukiwanie chrześcijan, którzy wyjechali w świat. Wędrówki jego zaprowadziły go aż do krańca lasu „Don phaja fai” o którym wyżej była mowa. Tu obok chrześcijan, którzy niezupełnie zapomnieli jeszcze o swym chrzcie, spotyka Laosjan, którzy go chcieli słuchać. Zakłada tu po kolei trzy biedne kapliczki, naokoło których w r. 1880 już jest zgromadzonych 200-300 neofitów. Lecz misjonarz, wycieńczony przez febrę, bez krwi, musi wrócić do Bangkoku, gdzie lekarz mu obiecuje zaledwie jeszcze kilka miesięcy życia.

A więc po tylu innych znowu niepowodzenie? Nie, bo to ostatnie nasunęło plan, który nareszcie musiał doprowadzić do celu. Ks. bp. Vey, mąż wielkiego doświadczenia, zrozumiał, że chcieć podjęć się ewangelizacji Laosu przez te okolice pograniczne, niezdrowe i słabo zaludnione to znaczy poświęcać misjonarzy na śmierć prawie pewna za wynik bardzo skromny. Postanowił więc prowadzić dalej starania, ale zanieść je prosto w samo serce Laosu, na brzegi Mekongu, gdzie ludność gęstsza zorganizowana. jest w prowincje i gdzie klimat jest zdrowszy.

Podczas gdy plan ten się opracowywał o. Prodhomme dzięki Bogu, dzięki swej żelaznej woli i lekarstwom, których sam sobie dostarczał, uchylił się od wyroku lekarzy, którzy go skazali na niechybną wczesną śmierć; po kilku miesiącach cieszył się z kwitnącego zdrowia. Bóg sam zdawał się przeznaczyć go do nowego zadania, które przyjął z radością. Dodano mu jako towarzysza młodego misjonarza, przybyłego dopiero co z Francji, o. Ksawerego Guégo. Dnia 1 kwietnia 1881 r. wyruszyli ci dwaj misjonarze w nieznane, obdarzeni bardziej błogosławieństwem współbraci niż dobrami ziemskimi.

Potrzebowali trzech i pół miesiąca pełnych trudów i niebezpieczeństw, by dotrzeć do Oubon, celu sobie wytkniętego. Przybyli tu 24 kwietnia 1881 r.

Za pozwoleniem gubernatora urządzili się w szopie publicznej, gdzie podróżni mieszkali bezpłatnie. Ciekawość przyciągała mieszkańców, a misjonarze głosili im naukę religii. Sześć miesięcy minęło tak bez najmniejszego owocu. Nauka, której dobrodziejstw oni ocenić nie umieli, osiąga trudno rozum Laosjan: po owocach poznaje się drzewo. Pewne wydarzenie miało wsławić tych dwóch apostołów dając im okazję do działalności dobroczynnej i cywilizacyjnej.

W czasie tym, który opisujemy, panował w Laosie handel niewolnikami. Bandy Birmanów, zaopatrzonych w paszporty do handlu wołami i końmi, oddawały się handlowi niewolnikami, przynoszącemu większe zyski. Uzbrojeni przebiegali dalekie prowincje graniczące z Tonkinem, zabierali całe wsie albo pośredniczyli u gubernatorów laoskich, uprawiających to samo rzemiosło. Potem przychodzili sprzedawać swoje zdobycze w wielkich centrach Laosu. Król Syjamu, Chullalongkorn, któremu lud dał przydomek „Mądrego”, wydał ostre prawa przeciwko niewolnictwu, ale w tych oddalonych prowincjach praw tych nie przestrzegano, a wspólnictwo możnych kupców zapewniała bezkarność handlarzy.

Laos

Fot. arch

Dnia pewnego wystawiono na sprzedaż na targu w Oubon rodzinę składającą się z 8 osób. Gdy wybuchła kłótnia mieli Birmani śmiałość zażądać opieki Ojca Prodhomme. Na wiadomość tę pobiegł misjonarz na targ, napiętnował wobec mandarynów i ludu ten zbrodniczy handel, potępiony przez Boga i zakazany przez prawo. Żądał sankcji i osiągnął od mandarynów, zastępców króla i stróżów prawa w swych prowincjach to, że tę rodzinę puszczono na wolność z prawem osiedlenia się gdzie zechce.

Wyrwani z kraju ojczystego, w obawie nowych zasadzek oddali się ci biedni ludzie pod opiekę swych oswobodzicieli, w cieniu kaplicy, wystawionej naprędce na terenie błotnistym. Tacy byli pierwsi katechumeni Laosu i taki początek kościoła w Oubon.

Sława misjonarzy roznosiła się od wsi do wsi i prędko zaczęli napływać katechumeni. Co rok około miesiąca grudnia stanął O. Prodhomme lub O. Gućgo, albo później jakiś inny misjonarz na czele karawany, by udać się do Bangkok po zapasy. Wracał stąd z jednym albo) drugim nowym misjonarzem. To pozwalało czuwać starannie nad ugruntowaniem pierwszych początków tworzącej się misji, podczas gdy O. Prodhomme podróżował i walczył z niezwyciężoną energią z wściekłością Birmonów, pozbawionych haniebnego zysku, i z perfidią, niektórych gubernatorów, zazdrosnych o swoje wpływy.

Na początku 1883 r. badał brzegi Mekongu i jechał rzeką pod prąd aż do Vienchan. Podróż trwała sześć miesięcy. W Lakhon spotkał 6 chrześcijan, pochodzących z Tonkina, którzy uciekli z kraju w czasie prześladowania. Jedenastu ludzi z ich pokrewieństwa wstąpiło do katechumenatu. To był pierwszy początek gminy chrześcijańskiej w Lakhon. Przechodząc do Phanom uwolnił z niewoli sto osób, które poszły z nim, by wzmocnić gminę chrześcijańską w Oubon.

W r. 1884 uwolniono z niewoli w Sakon 80 niewolników tonkińskich i 10 Laosjan. Przeszło 50 katechumenów przyłączyło się do nich i osiedlili się w wiosce około 10 km od miasta. To był początek gminy chrześcijańskiej w Thare. Na końcu tego roku uwolniono w Bangmouk przeszło 200 niewolników, którzy również poszli z misjonarzem do Thare.

W r. 1885 uwolniono w Bassac 96 niewolników, Annamitów i Laosjan, którzy schronili się w Oubon.

Ale niewolnicy nie byli jedynymi uczniami misjonarzy; inni mniej nieszczęśliwi poszli za ich przykładem; lecz prawie wszyscy, w różnym stopniu, należeli do biednych ewangelii: Pauperes evangelizantur – Biednym opowiada się ewangelię.

W r. 1886 uwolnił o. Prodhomme w Bangmouk 105 niewolników. Lud w takiej liczbie do niego się garnął, że musiał uciekać, nie mogąc wziąć na siebie wyżywienia tylu nieszczęśliwych.

W ciągu r. 1887 udzielono 617 chrztów dorosłych; liczba chrześcijan osiągnęła 1395.

Na końcu 1897 r. liczba chrześcijan wynosiła blisko 8 tys.

Dnia 24. maja 1899 r. wyniósł Ojciec Św. Leon XIII misję Laos do godności wikariatu apostolskiego. Wtedy mógł o. Prodhomme pierwszemu wikariuszowi apostolskiemu, ks. bp. Cuaz, przedłożyć spis 9262 chrześcijan, rozproszonych w 10 centrach, a jako owoc kończącego się roku 629 chrztów dorosłych i 1761 katechumenów. Seminarium, założone w r. 1890, aby wychować jeżeli nie licznych tubylczych kapłanów, to przynajmniej dobrze wykształconych katechistów, liczyło około 100 uczniów. Misja w Laos była więc dobrze założona na trwałych fundamentach.

Obecny stan misji w Laosie

W r. 1924 pod pastorałem ks. bpa Gouin liczy Wikariat apostolski Laos 16010 o chrześcijan i 1313 katechumenów. Jest podzielony na 20 obwodów, z których najliczniejsze są najpierw założone: Oubon z 1270 chrześcijanami, Thare z 2975.

29 misjonarzy i 3 księży tubylców, z których 2 Syjamczyków, opiekuje się 71 gminami chrześcijańskimi w 65 kościołach czy kaplicach.

Siostry św. Pawła z Chartres prowadzą szkolę i sierocińce w Oubon i w Nong Seng. Szkoła katechistów i nauczycieli została w r. 1923 założona.

Wychowanie kleru tubylczego było i jest ciągłą troską wszystkich misjonarzy. Lecz z licznych uczniów, którzy przeszli przez Seminarium, założone w r. 1890, jeden jedyny wytrwał. Od 1907 r. wysyła misja seminarzystów swoich do Seminarium w Syjamie, lecz wielu wraca przed ukończeniem studiów. Obecnie kończy jeden seminarzysta swoje studia w kolegium w Penang; dwóch innych odbywa nowicjat; 20 uczniów studiuje w Małych Seminariach w Bangxang (Syjam) i Vinh (Tonkin). Nie należy się dziwić tym skromnym owocom. Rasa długi czas ujarzmiona nie podnosi się z dnia na dzień. Misjonarze pracują starannie nad udoskonaleniem swych neofitów, gdyż poniżenie rasy jest największą trudnością w wychowaniu duchowieństwa. Tacy, jakimi są, w tym otoczeniu pogańskim, tak zepsutym, tworzą katolicy Laosu w liczbie 16 tys. dusz elitę, której wpływu zaprzeczyć nie można, i która z dnia na dzień będzie lepszym czynnikiem ewangelizacji.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze