fot. PAP/Darek Delmanowicz

Można odejść na zawsze, by stale być blisko [FELIETON]

Przychodzi taki czas w życiu każdego z nas, że ten jeden pusty talerz przy stole wigilijnym nabiera nowego znaczenia. Że odczuwa się pustkę i smutek. Bo zaledwie rok temu przy tym stole ktoś jeszcze z nami był. A dziś tak uporczywie go nie ma…

Są takie słowa ks. Jana Twardowskiego „Można odejść na zawsze, by stale być blisko”. I choć znam je od dawna, to nigdy jeszcze nie pracowały we mnie tak mocno, jak dziś. Jak na dwa tygodnie przed wigilią, podczas której przy stole w mojej rodzinie zabraknie dwóch ważnych osób. I właściwie nie mam pojęcia, jak te święta będą wyglądały. Nie wyobrażam ich sobie zupełnie…

Rok pożegnań

Jeden dzień. Tyle minęło od pogrzebu jednej osoby z mojej bliskiej rodziny, kiedy odebraliśmy telefon z informacją, że umiera ktoś jeszcze nawet bardziej mi bliski. Powiedzieć, że to był najtrudniejszy czas w moim życiu, to właściwie jak nic nie powiedzieć. Trudny był dzień Wszystkich Świętych. I pójście ze zniczem do kogoś, z kim jeszcze nie tak dawno można było tak zwyczajnie porozmawiać. I trudny jest okres przedświąteczny. Szczególnie, gdy w telefonie wyświetla się zdjęcie zrobione dokładnie rok temu z prezentem i z kartką zapisaną słowami „Jestem z Tobą. Dasz radę”. Dziś jest ten prezent. Może jest też ta kartka. Wiele niewypowiedzianych słów. I będzie puste miejsce przy wigilijnym stole.

Inaczej ubiera się choinkę bez tej ważnej osoby. Nie piecze się z nią pierników, nie jest się na bieżąco z tym, co u kogo w domu już gotowe, a co jeszcze nie. Nie wybiera się wspólnie prezentu dla rodziny. I nie idzie się razem na pasterkę. A na imieniny, które wypadały w grudniu nie kupuje się jak co roku gwiazdy betlejemskiej, lecz wiązankę na grób. To boli. I choć jesteśmy wierzący, choć wierzymy, że jest życie wieczne, że jeszcze kiedyś się z tym kimś spotkamy, to trudno zrozumieć i jakkolwiek pojąć, że pierwszy raz nie zobaczymy się przy wigilijnym stole. Stole, który zawsze był pełen radości. A dziś tak bardzo wypełnia się tęsknotą.

>>> Patryk Bożemski: tańczenie do kolęd na TikToku to nadal propagowanie Bożego Narodzenia [ROZMOWA]

fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Dzień dziś (nie)wesoły

W mijającym roku z pewnością wielu z nas straciło ważne dla nas osoby. Ktoś umarł po długiej chorobie, a ktoś nagle, zupełnie niespodziewanie. Ktoś się z kimś rozstał, ktoś zerwał kontakt. Nie ma już tych, którzy byli z nami zaledwie rok temu. I chciałoby się powiedzieć, że przecież takie jest życie, że przemijanie i pożegnania to jakiś jego stały element. Ale nie da się do tego przyzwyczaić i udawać, że nic się nie stało, kiedy wewnątrz zalewa nas fala smutku. Jak śpiewać „Z narodzenia Pana dzień dziś wesoły”, kiedy temu dniu do wesołego tak daleko? Czy to nie jakaś forma hipokryzji?

>>> Kiedy następne? Nie pytaj. Bo sama chciałabym wiedzieć [FELIETON]

Może to śmiałe stwierdzenie, ale wydaje mi się, że nie. Że do hipokryzji tutaj daleko. I że chociaż nawet nie czujemy tej radości, nawet jeśli zamiast niej pojawiają się łzy i ogromna tęsknota, to wbrew temu wszystkiemu Jezus znów się narodzi. Bo świat, który być może stracił dla nas sens wraz z odejściem bliskich, się nie zatrzymał. Choć były momenty, że chciałoby się, żeby tak się stało. Sama o tym marzyłam. Ale dziś marzę o jednym – by Chrystus znów narodził się w moim sercu i w sercu wszystkich, szczególnie tych, którzy też nie potrafią sobie wyobrazić świąt bez tej jednej osoby. Niech On da nam nadzieję. I upewni nas w tym, że jeszcze się kiedyś spotkamy. I że – jak w zacytowanych wcześniej słowa ks. Jana Twardowskiego – nie będziemy w te święta sami. Bo można odejść na zawsze, by stale być blisko.

Tak jak teraz Ty, Ciociu, bo wiem, że czytałaś każdy mój tekst.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze