Zdjęcie poglądowe fot. unsplash/Adam Mccoid

Na początku roku na lekcji religii było 2 osoby. W grudniu przychodziła cała klasa

Niektórzy pytają, czy lekcje religii w szkole mają sens. Czy dzieci i młodzież są jeszcze zainteresowanie religią, wiarą i duchowością. Mateusz Zapolski jest nauczycielem w szkole średniej w Puszczykowie, niedaleko Poznania. Można więc powiedzieć, że pracuje z najtrudniejszym „targetem”.

Od 2 do 12

– Opowiem historię z początków, kiedy zacząłem uczyć w szkole. Uczyłem wtedy w szkole zawodowej i technikum. Na początku roku w jednej z klas trzecich przychodziły do mnie na lekcje tylko 2 osoby; chłopak i dziewczyna. A w klasie było 12 osób. Pytałem, co się wydarzyło, że wszyscy się wypisali rok wcześniej. Opowiadali o tym, że katechetka czytała im bajki i generalnie traktowała ich jak dzieci. Wtedy z religii wypisali się wszyscy, ale we wrześniu właśnie te dwie osoby postanowiły dać mi szansę, jako nowemu nauczycielowi. W listopadzie przyszła kolejna osoba. Później jeszcze i piąta… i siódma. Pamiętam, że któregoś razu na lekcji jedna z dziewczyn po wysłuchaniu świadectwa wstała i w bardzo mocnych słowach powiedziała, że ona w to nie wierzy, że dla niej te słowa nic nie znaczą. Pamiętam, że próbowałem zachować wtedy zimną krew – i mi się to udało – i powiedziałem jej, że ma prawo tak myśleć, ma prawo tak uważać, że może tutaj przychodzić na lekcje, bo nie przeszkadza mi, że myśli inaczej, ale by może następnym razem spróbowała się wyrazić nieco kulturalniej. I dzięki temu, że jej wtedy nie ukarałem to została do końca roku szkolnego, a do tego była najbardziej aktywna na lekcjach. Dziś jest już dorosła, ma już dzieci, ale cały czas mamy kontakt – opowiada Mateusz.

Ta dziewczyna była siódmą, która wróciła na lekcje religii, a do świąt Bożego Narodzenia wróciła cała klasa. Przyszedł też chłopak, który po Pierwszej Komunii przestał chodzić na religię i wrócił właśnie w tej trzeciej klasie. Zobaczyli, że można trochę inaczej pracować, że można rozmawiać też o swoich problemach, o związkach, a niektórzy z nich planowali już zakładać rodzinę.

Nauczyciel opowiada także, że kiedy poznali go bardziej, ponieważ na lekcjach bardzo dużo rozmawiali, zaprosili go na wigilię klasową. – To była najwspanialsza wigilia klasowa, na której byłem – wspomina. Ponieważ to był klasa kucharzy, to postanowili wszystko przygotować „na żywo”. Przynieśli kuchenki turystyczne i przygotowywali prawdziwe wigilijne potrawy.

– Myślę, że chociaż ja nigdy o tym nie mówiłem, to oni czują, że wytworzyła się między nami pewna więź. Takie momenty sprawią, że chce się pracować i można zobaczyć sens tej pracy. Zresztą takich momentów miałem więcej – mówi katecheta.

Pytania i pytania i… pytania

Często się mówi, że młodych nie jest łatwo czymś zainteresować. Żyją w kulturze przesytu, co po części sprawia, że są zdystansowani do wszystkiego.

– To, co od początku robię, co uczniowie bardzo lubią i w co wchodzą bardzo mocno, to lekcja pytań i odpowiedzi. Zbieram karteczki, na których bez żadnego skrępowania, oporów mogą zadać każde pytanie związane z wiarą, z teologią, z życiem i z Kościołem. Te pytania zbieram we wszystkich klasach, a mam ich 15, więc jest z tym trochę pracy. Mówię im też, że na część odpowiem na bieżąco i rzeczywiście kiedy zbieram kartki to odpowiadam na kilka od razu, a resztę zostawiam sobie na dłuższe przygotowanie, ponieważ czasami pytanie jest tak głębokie i tak wieloaspektowe, że przeznaczam całą lekcję, by odpowiedzieć na to jedno pytanie. I nie boję się tego robić, bo widzę, że to działa. Ale czasami staję też wobec takich pytań, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Nie udaję wtedy, że jestem alfą i omega i wiem wszystko – opowiada Mateusz.

>>> Moja mama katechetka: w akcje misyjne angażują się dzieci niechodzące na religię [PODKAST]

Zdjęcie poglądowe fot. unsplash/Norbert Kundrak

Uzdrowienie na rekolekcjach szkolnych

Oprócz „mocnych” momentów relacyjnych są także te stricte związane z życiem wiarą. Nauczyciel opowiada, że wydarzenie, które zapadło mu w pamięci bardzo mocno, to wyjazd, który zorganizowali razem z kolegą z Poznania. Zebrali cały autokar młodych i pojechaliśmy na Stadion Młodych. Mówi, że było to świetne wydarzenie dla uczniów i do dzisiaj pamiętają muzykę, spowiedzi, śpiew…

– Kolejnym wydarzaniem było fizyczne uzdrowienie chłopaka, który miał poważne problemy z kolanem na skutek kontuzji. Te rekolekcje prowadziła Wspólnota św. Jacka, czyli ewangelizatorzy Lednicy, i ten chłopak na końcu podszedł nieśmiało i poprosił ich o modlitwę. Oni się nad nim pomodlili i na moich oczach, na oczach pani dyrektor i kilku osób, które jeszcze zostały on zerwał ortezę z nogi i zaczął skakać na chorej nodze, jakby kontuzja się nie wydarzyła. Płakał ze szczęścia. I jeszcze cały w emocjach nagrał na Facebooku w wydarzeniu rekolekcji filmik, w którym na żywo wszystkim, którzy kliknęli opowiedział, co się właśnie stało. Poprosił później, żebym pomógł mu przygotować się do spowiedzi. Więc pomogłem mu i umówiłem go ze znajomym franciszkaninem. Chłopak bardzo owocnie tą spowiedź przeżył – opowiada.

Co jest ważne w pracy z młodymi? Otwartość, czas, bycie dyspozycyjnym, a przede wszystkim rozmowy z uczniami. Oni doceniają, że porusza się tematy, które są dla nich ciekawe. Wciąż to od nas bardzo zależy, czy młodzi odkryją w chrześcijaństwie „coś dla siebie”, czy przedstawimy im naszą wiarę jako coś, co jest zupełnie obok ich życia.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze