
fot. Antoni Jezierski/misyjne.pl
Nauczmy się słuchania [KOMENTARZ]
Niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący, czy nie – to możemy jako społeczeństwo wynieść cenną lekcję z zakończonego niedawno Synodu o Synodalności. Lekcję wzajemnego słuchania. I do tego słuchania – zwłaszcza drugiej strony – chcę dziś zachęcić przede wszystkim polityków. Bez tego nigdy nie zbudujemy zdrowego społeczeństwa.
To nie będzie tekst polityczny – choć siłą rzeczy o politykę zahaczy. Trudno bowiem na chwilę po wyborach uniknąć tej tematyki. Zwłaszcza w społeczeństwie tak podzielonym jak to, które tworzymy (bo wciąż go nie budujemy). Będzie o rachunku sumienia, który powinniśmy sobie teraz zrobić – a bez którego nigdy nie pójdziemy do przodu.
My i oni
To smutna prawda – jesteśmy społeczeństwem mocno podzielonym. I to nie tylko na dwa zwalczające się obozy. Jesteśmy podzieleni znacznie bardziej – obozów i postaw jest znacznie więcej. I nie jest dla mnie w chwili pisania tego tekstu istotne, czy ktoś ma po niedzielnych wyborach w sobie poczucie klęski, porażki czy też dumę ze zwycięstwa. To w tym momencie nie ma żadnego znaczenia. Ważniejsze jest to, że mamy powód do wstydu – wszyscy. Od prawa do lewa, od góry do dołu. Bo jako społeczeństwo po raz kolejny nie zdaliśmy egzaminu. To już recydywa – bo my tego egzaminu nie zdajemy już od dobrych kilkunastu lat. I nie zdamy go – dopóki najważniejsze dla nas będzie podsycanie wrogości w stosunku do innych obozów. W stosunku do innego. Polacy głosujący na tę drugą stronę to dla nas obcy. Nie zdamy tego egzaminu, póki będziemy okopywać się na swoich – jedynie słusznych – stanowiskach – i nie będziemy chcieli usłyszeć drugiego.

Co ma do powiedzenia drugi?
Wybory to faktycznie święto demokracji. Szkoda tylko, że wyborcy od prawa do lewa bardzo często uczestniczą w tym święcie z przyczyn negatywnych – bo tak bardzo za kimś nie są. Głosują przeciw, nie za. Za rzadko głosujemy pozytywnie – opowiadając się za kimś, bo nam pasuje. I to się niestety nie zmieni, dopóki nie dostaniemy od klasy politycznej konkretnej, pozytywnej propozycji – miast walczenia z drugą, trzecią, czwartą stroną. A politycy tego nie zrobią – dopóki nie zaczną wsłuchiwać się w ludzi. Pisałem, że podział jest głęboki i skomplikowany, ale oczywiście – w uproszeniu tworzymy dwa plemiona toczące między sobą wojnę domową. I politycy z tych plemion nie próbują posłuchać ludzi z drugiej strony – wyborców drugiej strony. Mają swoje stanowiska, mają nawet jakieś pomysły i programy – ale co z tego, jeśli nawet nie próbują posłuchać tych drugich (trzecich, czwartych, piątych…). Może to naiwne, ale ja wierzę, że politykom tych zwalczających się frakcji zależy de facto na tym samym – na Polsce i na Polakach. I to dobra motywacja – gdzieś tam dająca kruszynę nadziei. Ale zapominają o jednym – że Polska to nie tylko ci, którzy oddali na nich głosy. Polska to też ci, którzy głosują na ich przeciwników. Warto, by politycy wyszli ze swoich baniek i zaczęli przysłuchiwać się temu, co ma do powiedzenia ktoś dla nich inny – bo głosujący na inną stronę.
Strachy i lęki
Dlaczego to ważne? Bo tylko wsłuchując się we wszystkie strony, będziemy w stanie budować w Polsce prawdziwą wspólnotę, dojrzałe społeczeństwo. Na razie tworzymy pewne społeczeństwo – bardzo podzielone – ale znacznie lepiej, byśmy je budowali. Chodzi o budowanie, które uwzględnia zdania, stanowiska innych – a nie traktuje ich jedynie jak przeciwników, którzy nie mają nic do powiedzenia. Bo przecież – jeśli myślisz inaczej – to na pewno nie masz racji, jesteś głupi, twoje zdanie nie ma znaczenia itd. Nie, od tego trzeba nam odejść. Owszem, żadnej partii politycznej nie uda się stworzyć programu, który zadowoliłby wszystkich – to jest zwyczajnie niemożliwe, pewnych sprzeczności nie da się pogodzić. Warto jednak wsłuchiwać się przede wszystkim w dwie rzeczy – w potrzeby innych i w ich lęki, strachy. Chyba nikt nie chce budować społeczeństwa, w którym dominują właśnie lęki i strachy – dlatego właśnie w nie trzeba się wsłuchiwać najbardziej. I próbować im zaradzić. Także ponadpartyjnie. Bo jeśli politycy zaczną słuchać wszystkich wyborców – to będą potrafili też rozmawiać ze sobą nawzajem. Rozmawiać – a nie przekrzykiwać się, co często obserwujemy na sali sejmowej czy w programach publicystycznych. Wsłuchując się w lęki i strachy – politycy będą mogli spróbować je oswoić, a może i wyeliminować. Dlatego przestańmy patrzeć na innych z góry. Wyborcy (ale i politycy oraz ci, którzy nie głosują – o tej grupie często zapominamy) żadnej ze stron nie mają monopolu na prawdę i jedynie słuszną rację. Nie jest też tak, że jedni znaczą więcej od innych, że są lepsi – „bo prawda moralna jest po naszej stronie, a nie ich”… Poczucie wyższości do niczego dobrego nie doprowadzi. A póki co to właśnie prezentuje każda ze stron naszego podzielonego społeczeństwa – choć poczucie to objawiać się może na różne sposoby.

Słuchać, słuchać, słuchać…
Niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący, czy nie – to możemy jako społeczeństwo wynieść cenną lekcję z zakończonego niedawno Synodu o Synodalności. Lekcję wzajemnego słuchania. Owszem, nie była to lekcja doskonała – Kościół wciąż uczy się synodalności i wiele ma jeszcze w tym temacie do wypracowania. Ale i tak była to lekcja bardzo wartościowa – z której warto brać przykład. Synod odbywał się na kilku poziomach –najpierw było słuchanie na poziomie parafii, potem diecezji i episkopatów krajowych, wreszcie na poziomie globalnym. Wsłuchiwanie rozpoczęło się od tych podstawowych jednostek – od parafii. I właśnie tym tropem słuchania powinna pójść polska polityka – jeśli chcemy dać naszemu społeczeństwu szansę na wyleczenie z trapiącej go (i wyniszczającej) od lat choroby. Trzeba wsłuchiwać się – w dzielnicach, gminach, powiatach, województwach i wreszcie centralnie. Zwłaszcza trzeba być wyczulonym na lęki i frustracje – bo to im w pierwszej kolejności trzeba zaradzić. Żeby nikt się nie musiał czegoś bać. Poszczególne regiony Polski różnią się od siebie. Czego innego boją się ludzie na zachodzie, czego innego ci na wschodzie. Co innego budzi frustrację mieszkańca wielkiej aglomeracji, czym innym martwi się mieszkaniec prowincji. Ale nie wierzę, że nie da się pogodzić ich potrzeb i leków. Da się – ale tylko po ich głębokim wysłuchaniu i postawieniu dobrej diagnozy. Zależy mi na Polsce. I wierzę, że i Wam – wyborcom, i Wam – politykom wszystkich opcji również. Więc się zacznijmy wzajemnie słuchać, a nie zamykać w bańce wyłącznie swoich poglądów i przekonań. Wtedy wygrana drugiej strony (niezależnie której) przestanie być dla nas źródłem strachu i lęku. Będziemy bowiem rozumieć, że im też zależy na Polsce i na nas – więc będą chcieli budować Polskę, uwzględniając potrzeby i lęki wszystkich. Będziemy rozumieć, że niezależnie od tego, kto wygrywa – to Polska jest w dobrych rękach.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |