Kacper Kowalczyk, fot. Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia

Nie zatrzymać się w pół drogi, czyli kilka pytań o edukację zdrowotną [KOMENTARZ]

„Jak wiemy od dzisiaj do polskich szkół wchodzi nowy przedmiot nieobowiązkowy – edukacja zdrowotna. Zasadniczo ze strony polskiego Episkopatu kierowane są duże zastrzeżenia wobec podstawy programowej tego przedmiotu i zachęta do rodziców, aby wypisywali z niego swoje dzieci. Pozostaje pytanie, jak nie zatrzymać się w pół drogi” – pisze w swoim komentarzu Kacper Kowalczyk, konsultor Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Młodzieży i stypendysta Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia.

Jego komentarz zapoczątkował bardzo szeroką i interesującą dyskusję w sieci, do której włączył się też m.in. biskup Grzegorz Suchodolski.

Publikujemy dalszą część komentarza:

Skąd w takim razie młodzi ludzie mają wziąć wiedzę na temat seksualności? Pomińmy na razie inne elementy edukacji zdrowotnej. Ideał wskazywałby, że przekaz takiej wiedzy powinien być w rodzinach. Czy jest? Niech każdy sobie sam na to odpowie, ale nie oszukujmy się – większość rodziców nie ma odwagi wejść w takie tematy w rozmowach ze swoimi dziećmi.

Skąd więc młodzież czerpie taką wiedzę?

Głównie z internetu i od rówieśników. To na pewno nie jest bezpieczne i wiarygodne źródło informacji, zwłaszcza, gdy sięgają po po*nografię albo nakręcają się w gronie nastolatków, którym hormony buzują.

Czy wobec tego należało zostać przy WDŻWR?

Zdecydowanie nie. Z doświadczenia swojego i moich rówieśników, wiem, że po pierwsze nikt nie traktował poważnie tego przedmiotu. Po drugie, ciężko było go traktować poważnie, gdy treści albo były opóźnione względem realnego czasu stawiania przez młodzież pytań albo były przekazywane w niezbyt zgrabny sposób, a czasem pojawiały się tam treści mające luźny związek z rzeczywistością i wiedzą naukową.

fot. Pexels/Atlantic Ambience

Na marginesie

Chciałbym zauważyć, że w tej edukacji, jak i w przypadku innych przedmiot podstawa jest podstawą, ale każdy nauczyciel uczy na swój sposób. Tutaj moja wątpliwość, czy wypisywanie dzieci, gdy np. chodzą do wiejskiej szkoły, gdzie WDŻ i EZ uczy ten sam dobrze znany i często konserwatywny nauczyciel sprawi, że będzie się je chroniło przed niebezpiecznymi treściami czy może „wylejemy dziecko z kąpielą”?

Co z dalszą drogą?

Skoro jednak już zachęcamy do wypisywania dzieci z EZ (wielu tak zrobi, jedni z powodu wartości, inni z powodu chęci zaoszczędzenia tej godziny tygodniowo, która często jest na wagę złota), to czy nie powinniśmy zaproponować czegoś w zamian? Nie chodzi mi o to, żeby urządzać kato edukację zdrowotną w kościele czy na lekcjach religii, ale może powinniśmy zaproponować coś w zamian rodzicom? Może teraz duszpasterstwa rodzin mogłyby przygotować warsztaty dla rodziców, jak rozmawiać z dziećmi o seksualności, dojrzewaniu i budowaniu relacji? Nie pozwólmy na to, żeby zostawić dzieci i młodzież na pastwę internetu i ryzykowanych zachowań.

To są luźne dywagacje. Zapraszam do dyskusji!

Może Duszpasterstwo Rodzin Diecezji Siedleckiej coś zaproponuje? Może jakiś dodatkowy element w tej tematyce w ramach Warsztaty Wychowania Chrześcijańskiego i większe dotarcie z tą wiedzą do parafii? Brońmy swoich wartości, ale przede wszystkim wychowujmy do dojrzałości. Najpierw samych rodziców.

***

Edukacja zdrowotna to nie ideologia – przekonywała wiceszefowa Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Aleksandra Gajewska podczas konferencji w Warszawie. Razem z posłanką Dorotą Łobodą podkreślała, że nowy przedmiot w szkołach ma chronić młodzież przed depresją, hejtem i uzależnieniami. Polityczki Koalicji Obywatelskiej apelowały do rodziców, aby nie wypisywali dzieci z zajęć. Rodzice, decyzję w tej sprawie, mogą podjąć do 25 września.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze