Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl

Niech ludzie wydeptują ścieżkę. Czy potrzebne są odgórnie planowane modele duszpasterskie?

Kilka dni temu w mediach (katolickich) pojawiła się informacja, że biskupi widzą potrzebę i konieczność przemyślenia duszpasterstwa parafialnego. Alleluja!

Nie powiem, pomyślałam, że coś może drgnęło, kiedy przeczytałam, że „trzeba na nowo przemyśleć towarzyszenie ludziom w parafiach”. Ale entuzjazm zniknął przy kolejnym zdaniu: „Powstał zespól KEP do spraw towarzyszenia”.

>>> Bp Ważny: powstaje zespół KEP ds. towarzyszenia wiernym na drodze wiary w parafiach [ROZMOWA]

Biorę poprawkę na to, że po prostu mam taką naturę – nie bardzo lubię, jak ktoś tworzy modele mojego życia, nie zdając sobie sprawy z tego, co przeżywam. Może dlatego, że sytuację rodzinną mamy dość wymagającą i generalnie niewiele z rad zewnętrznych u nas się sprawdza. Tworzymy – często spontanicznie, bo wiele nie da się przewidzieć – sposoby życia i funkcjonowania, również na poziomie tzw. praktyki wiary. Może dlatego na słowo „model” trochę jeży mi się włos. Ale okej, w porządku. Jakiś szkielet, plan, cokolwiek i tak warto mieć.

Różnie z tymi „modelami”

Niemniej, kiedy myślę o życiu wiarą, to modele ogólne – tak jak je rozumiem, czyli jakieś odgórne, konkretne propozycje przeżywania wiary, duszpasterstwa, katechizacji itd. – są ostatnią rzeczą, która mi przychodzi do głowy. Rozumienie samego pojęcia „model” w teologii jest ponoć dosyć szerokie i nie zawsze stosowane w sposób precyzyjny. Spotkać więc można określenie, w myśl którego model to konkretnie wypracowany plan lub przykład działania, są modele odgórne (wskazane przez Magisterium) i oddolnie ukształtowane, mamy modele indywidualnej działalności pastoralnej i działalności wspólnotowej. Zatem pole rozumienia jest duże, ale nie wiem czemu, kiedy słyszę, że KEP tworzy jakiś model, od razu widzę z góry narzucony plan, z dołączonym konspektem. Rozważania teoretyczne można prowadzić i dowodzić swoich racji, ale to nie jest największą potrzebą Kościoła teraz. Może się okazać, że zamiast wymyślać coś nowego, wystarczy po prostu zachęcić, uświadomić, a często nawet poprzeć już podejmowane działania. Bo wiele  z tych rzeczy, o których „zespół do spraw” będzie zapewne debatował często już się dzieje. Nie zawsze w parafii – prawda. Bo wiele zależy od ludzi i chęci po obu stronach.

Powiedzmy po prostu głośno, jasno i wyraźnie: katecheza w szkole nie wystarcza. Katecheza szkolna jest małym ułamkiem tego, co możemy i powinniśmy robić w ramach przekazywania wiary. Konieczne jest wtajemniczanie w wiarę – nie na „zaliczenie” – w parafiach, a przede wszystkim w rodzinach. Ale żeby to było możliwe, konieczna jest katecheza i wtajemniczanie w wiarę ludzi dorosłych. Nie mamy monopolu na konspekty, możecie korzystać z czego chcecie. Możliwości dzisiaj są ogromne. W ogóle możecie nie używać gotowych planów. Wymyślcie coś. Dacie radę. Macie swoich duszpasterzy, proboszczów, wikarych, macie wspólnoty, jesteście ochrzczeni, a więc wszystkie dary Ducha Świętego czekają na wykorzystanie. Możemy pomóc, jeśli chcecie. Ale wtrącać się nie będziemy. Bo wy wiecie najlepiej, jakiego towarzyszenia w wierze Wam i waszym dzieciom potrzeba.

Model się nie sprawdził

Rozmowa z odpowiedzialnym biskupem z jednej strony – można powiedzieć – napawa optymizmem. Naprawdę dobrze się to czyta, z wrażeniem szczerości, z nadzieją, że rozumie, że chce, że działa. I nawet jak używa słowa „model” to ze świadomością, że rzeczywistość, którą chce ogarnąć jest zróżnicowana i bardzo trudna do opisania w prosty sposób. Także szacunek za otwartość. Po raz kolejny biskupi przyznają, że ten – nomen omen – model funkcjonujący od 30 lat się nie sprawdził. Bo jakby się sprawdził, to po tych 30 latach katechezy w szkole – i generalnie tylko w szkole, chyba że ktoś faktycznie szukał czegoś więcej – nie mielibyśmy tego, co mamy teraz. Ale nawet jeśli intuicje są właściwie – trzeba, aby parafie zainteresowały się bardziej i inaczej swoimi wiernymi – to tworzenie kolejnych odgórnych zespołów i modeli nic nie zmieni i nic po prostu nie da. I nie dlatego, że to z ludźmi coś jest nie tak, czy też ze światem w którym przyszło nam żyć. W dużej mierze to nie działa dlatego, że taki sposób odgórnie sterowanego duszpasterstwa, opartego na – zaryzykuję stwierdzenie – tym, co się wydaje decydentom, a niekoniecznie ma odniesienie do konkretu życia ludzi – dawno się wypalił, jeśli w ogóle kiedykolwiek funkcjonował w „zdrowy” sposób.

„Problem”, mam wrażenie, dotyczy rozumienia wiary i bycia w Kościele w ogóle. Jak zaznaczył ks. Grzegorz Strzelczyk w rozmowie: „Jak rozpoznać wypaczoną teologię”, jest taki rodzaj religijności, taki rodzaj ludzi, którzy potrzebują, by im mówić, co mają robić. Ale, dodaje ks. Strzelczyk, to jest ucieczka od wolności. Chcemy, by ktoś nam powiedział, co mamy robić np. w wymiarze moralnym – bo w razie „błędu” to „nie jest nasza wina”, choć przecież i tak konsekwencje wyborów spadają na nas. Chcemy czasem, żeby ktoś zajął się za nas tą duchową sferą, był pośrednikiem między nami a Bogiem – dokładnie z tych samych powodów. Ale czy o to nam chodzi w głoszeniu Ewangelii?

Tak jest po prostu wygodniej. I to dla obu stron. My ci damy model, kodeks, program duszpasterski i zestaw nabożeństw, przecież na tym się znamy i od tego jesteśmy, i wystarczy tylko, że w to wejdziesz. I może faktycznie niektórzy w to wchodzą, choć zaryzykuję stwierdzenie, że coraz rzadziej. I chwała Panu Bogu. Towarzyszenie powinno być odpowiedzą na potrzeby nie tyle konkretnych wspólnot parafialnych, co konkretnych ludzi. Trudno to ująć w model nawet najszczerszy. Co więcej, biskupi mówią, że chodzi o zmianę mentalności, zmianę myślenia, ale tworzenie odgórnych modeli i struktur tego myślenia nie zmienia. To błędne koło. Trudno zmienić mentalność ludzi ustaleniami, że maja zmienić myślenie. Nawet najszczersze intencje – bo wierzę, że takie przyświecają tym wszystkim działaniom – nic nie dadzą bez zmiany myślenia w centrali.

Nie wymyślajcie

Co proponuję – zaufajcie ludziom, księżom, świeckim, którzy te parafie tworzą, którzy widzą potrzeby i sami być może przyjdą z pomysłem na towarzyszenie sobie czy innym. Zachęcajcie, tłumaczcie, pokazujcie, promujcie, proponujcie, jeśli ktoś potrzebuje – wspierajcie. Ale nie wymyślajcie za ludzi. A co, jeśli nie przyjdą? Tym bardziej nie przyjdą do kolejnych pomysłów z góry narzuconych. Bo to przecież nie pierwszy i nie ostatni zapewne plan.

Jeśli ktoś chce zbudować na osiedlu chodniki – mówią niektórzy – to najpierw powinien się przyglądnąć, którędy mieszkańcy spontanicznie chodzą i gdzie wytyczają ścieżki. Dopiero potem, na tych wydeptanych ścieżkach, warto zrobić solidny chodnik. Skorygować to, co trzeba, wiadomo, nie będziemy komuś łazić po rabatce, ale słuchać ludzi. Bo chodnik jest dla ludzi, nie na odwrót.

Decentralizacja duszpasterstwa

Zaryzykujmy więc – tam, gdzie się da  i obiektywnie można – mały „plan Balcerowicza”. Decentralizację duszpasterstwa. Przejście z duszpasterstwa centralnie planowanego na rynkowe. Autonomia, choćby w przygotowaniach do sakramentów – choć ponoć z tym, przynajmniej w teorii, nie jest najgorzej. Niech parafie tworzą swoje modele – jeśli koniecznie chcemy tych słów używać. Zachęcajmy do zrobienia tego po swojemu, w konkretnych wspólnotach, wśród konkretnych ludzi. Zgodnie z Ewangelią, w mocy Ducha Świętego. To się już dzieje, tzw. alternatywnych przygotowań do Komunii czy bierzmowania mamy kilka – można wybierać. Najczęściej nie w parafiach. Ale kto chce, ten znajdzie. Wiem, bo jestem w samym środku tego. Do małżeństwa też można się przygotowywać w bardziej zaangażowany sposób. Powiedzcie o tym, napiszcie nawet: zachęcamy! Nie traktujcie tych pomysłów jak konkurencji, ale jako nasze dobro wspólne, jako dobro Kościoła. Macie księży, macie świeckich, wszyscy jesteśmy Kościołem i wszyscy możemy i powinniśmy ten Kościół tworzyć. Dajmy sobie szansę.

No chyba, że jest inaczej niż myślę. Że źle zrozumiałem ten cały pomysł z modelami. Że przecież chodzi o to, że ten „zespół do spraw” ma zebrać to, co już się dzieje, ma przez rok wizytować parafie i inicjatywy z parafiami niezwiązane, rozmawiać z ludźmi, pytać, patrzeć i notować. I potem, po tych kilkunastu miesiącach, modele – niezliczone – same się wyłonią w oparciu o to, czego się doświadczyło. I będzie lista pomysłów, sprawdzonych w praktyce, do dowolnego wykorzystania, i może natchnienie do kolejnych inicjatyw. Jeśli o to chodzi, to super. To przepraszam.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze