Nosowski: pod kierownictwem abp. Wojdy istotna część Kościoła, jaką jest KEP, pozostanie w marazmie
Pod kierownictwem abp. Tadeusza Wojdy istotna część Kościoła, jaką jest KEP, pozostanie w marazmie – ocenił Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny „Więzi”. Jego zdaniem wybór osoby „pozbawionej wyraźnych cech i właściwości” ma sprawić, żeby w Kościele „było, jak jest, bo jest dobrze”.
Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika „Więź” skomentował w rozmowie z PAP wybór metropolity gdańskiego abp. Tadeusza Wojdy na przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Nosowski powiedział, że przewidywał, iż na skutek zderzenia dwóch frakcji w KEP – liberalnej i konserwatywnej – dojdzie do wyboru jakiejś osoby mało rozpoznawalnej, nieskłonnej do publicznych wypowiedzi, „pozbawionej wyraźnych cech i właściwości”. Dodał, że „większość głosujących biskupów kierowała się strachem przed zmianami, więc głosowanie na kogoś bardziej wyrazistego, z jakimś zdecydowaniem, z własnymi poglądami, z jakąś wizją – z ich punktu widzenia byłoby ryzykowne, mogłoby powodować jakieś zamieszanie”.
>>> Abp Tadeusz Wojda (przewodniczący KEP) dla misyjne.pl: najważniejsza jest autentyczność
Ma być tak, jak jest?
Zdaniem Nosowskiego biskupi kierowali się wyznawaną przez siebie od lat zasadą, obowiązującą w wielu wymiarach życia polskiego Kościoła, że „ma być tak, jak jest, bo jest tak, jak ma być, nie należy specjalnie się zastanawiać, jak być powinno inaczej, bo uznajemy, że jest dobrze”.
Redaktor „Więzi” ocenił, że arcybiskup Wojda, który przed pracą w Gdańsku był metropolitą białostockim, niespecjalnie dał się zapisać na kartach historii polskiego Kościoła: nie zabierał głosu, nie komentował, nie odzywał się, a jedynie, z czego był znany, to z wywołania w Białymstoku ostrych protestów w związku z organizowaniem Marszu Równości w tym mieście, gdyż wydał oświadczenie, które wzywało do obrony chrześcijańskich wartości przed ideologią LGBT.
„Może nawet wbrew intencjom arcybiskupa wierni zrozumieli to wezwanie dosłownie, stanęli kordonem wokół katedry, potraktowali wyzwiskami uczestników Marszu Równości, doszło też do aktów przemocy fizycznej” – przypomniał Nosowski.
Jak powiedział, wprawdzie po tych incydentach arcybiskup Wojda wydał kolejne oświadczenie, że akty przemocy i pogardy są nie do pogodzenia z postawą chrześcijanina, tyle że nie potrafił publicznie przyznać, że te akty przed jego katedrą były odpowiedzią na jego apele, „więc właściwie można powiedzieć, że on, poprzez nieumiejętną komunikację, za to odpowiada” – zauważył. Dodał, że nieumiejętność otwartej komunikacji jest olbrzymim minusem we współczesnych czasach.
Nosowski: klasyczna kariera urzędnika kościelnego
W ocenie redaktora postać abp. Wojdy jest przykładem klasycznej kariery urzędnika kościelnego. Po zrobieniu doktoratu w Rzymie był pracownikiem Watykańskiej Kongregacji do Spraw Ewangelizacji Narodów, później został jej podsekretarzem, czyli trzecią w niej osobą a to „już jest poważna funkcja”. Jak ocenił Nosowski, wszystko to, co wiadomo na temat horyzontów intelektualnych i duchowych arcybiskupa Wojdy, wskazuje, że powierzanie mu przez Benedykta XVI funkcji metropolity białostockiego, a później „zupełnie niezrozumiałe” przeniesienie go przez Franciszka do Gdańska, było stawianiem go przed zadaniami, z którymi sobie po prostu nie jest w stanie poradzić.
„Do pełnienia takiej wymagającej funkcji jak arcybiskup metropolita Kościoła rzymskokatolickiego w dużym kraju europejskim w XXI wieku trzeba przede wszystkim wizji, pomysłu, jakiejś otwartości na świat, a w tym przypadku jakoś tego nie udało się zauważyć” – podkreślił.
Zbigniew Nosowski jest przekonany, że wiele można także zarzucić abp. Wojdzie, jeśli chodzi o stosunek do pedofilii w Kościele katolickim, a to „jeden z czołowych problemów, z którymi Kościół w Polsce się mierzy”. Jak podał, wiele środowisk, w tym same osoby skrzywdzone, wyrażało oczekiwanie, że na czele Konferencji Episkopatu Polski powinien stanąć ktoś, kto ma w tym zakresie czystą kartę”. Tymczasem arcybiskup Wojda, choć obiecywał twarde podejście w kwestii pedofilii i rozliczenie sprawców, nie zrealizował swoich obietnic, a „przyszedł z takimi hasłami do Gdańska na miejsce wielokrotnie i wielopoziomowo skompromitowanego skandalami arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia”.
Tym, co w ocenie Nosowskiego źle świadczy o abp. Wojdzie, jest m.in. to, że będąc metropolitą w Gdańsku, mógł uczciwie doprowadzić do końca pracę quasi-historycznej komisji w sprawie księdza Henryka Jankowskiego, którą jeszcze arcybiskup Głodź powołał, ale Wojda „wybrał zakończenie prac tej komisji po cichu i z niczym, bez żadnego efektu realnego”.
Kolejna sprawa, którą przywołał redaktor naczelny „Więzi”, jest związana z procesem kanonicznym księdza Andrzeja Dymera z decyzji szczecińskiej, który „między innymi wykorzystał seksualnie obecnego franciszkanina, ojca Tarsycjusza Krasuckiego”. Wojda miał mu obiecać, że osobiście, jak tylko otrzyma pozwolenie z Watykanu, przekaże mu szczegóły wyroku, jaki zapadł w tej sprawie, ponieważ duchownemu, który był ofiarą wykorzystania, go nie pokazano.
„Nie odezwał się do ojca Krasuckiego, to po pierwsze, a przede wszystkim wcale nie musiał mieć na to pozwolenia z Watykanu i mógł to zrobić sam” – podkreślił redaktor.
Jak stwierdził, nie jest to postawa szczególnie wzorcowa, „ale to dotyczyło dawnych spraw”. Jeszcze istotniejsze – zaznaczył – są te, które zależały już wyłącznie od arcybiskupa Wojdy jako szefa archidiecezji gdańskiej.
„W jednym przypadku, w którym na duchownym ciążyły bardzo poważne zarzuty, dotyczące m.in. wykorzystania 13-letniej dziewczynki, arcybiskup Wojda skierował tego duchownego, tak jakby karnie, do pracy jako kapelan w szpitalu psychiatrycznym. To dowodzi zupełnego braku wyobraźni i troski o pacjentów tego szpitala” – ocenił rozmówca PAP.
Zwrócił uwagę, że jeśli ktoś potrafił wykorzystać trzynastolatkę, a zdarzył mu się jeszcze inny przypadek wykorzystania seksualnego dotyczący osoby dorosłej, to oznacza, że pacjenci tego szpitala też byli na nie narażeni. Dopiero po interwencjach różnych osób metropolita gdański zmienił swoją decyzję.
Przyszłość Kościoła w Polsce
Zapytany o to, co czeka Kościół w Polsce pod „kierownictwem” abp. Wojdy, Nosowski odparł, że przewodniczący KEP nie rządzi Kościołem i osoba pełniąca tę funkcję niczego nie jest w stanie nakazać nikomu w episkopacie. „To nie są czasy prymasa Wyszyńskiego, który dostał szczególnego uprawnienia ze Stolicy Apostolskiej i miał charyzmę” – zwrócił uwagę Nosowski, dodając, że przewodniczący KEP powinien wskazywać kierunki myślenia, pewną wizję, zabierać głos publicznie w sprawach istotnych.
„W tym przypadku trudno się tego spodziewać” – zaznaczył. Nosowski ocenił, że pod kierownictwem abp. Wojdy bardzo istotna część Kościoła, jaką jest Konferencja Episkopatu Polski, pozostanie w marazmie.
„Natomiast życie Kościoła może i powinno się toczyć gdzie indziej (…) i mówię to z perspektywy własnej, jako zaangażowanego katolika, że nie w hierarchach należy szukać nadziei na przyszłość Kościoła, lecz na dole, tam gdzie mogą powstawać wspólnoty, które stają się miejscami modlitwy, miłości bliźniego, które przygarniają ubogich” – podkreślił Nosowski.
Ocenił, że głównym problemem Kościoła w Polsce jest to, że coraz więcej ludzi nie odnajduje w nim Boga, „a przecież Kościół ma sens tylko jako sakrament zbawienia”. „Kluczem do, jak ja to nazywam, ewangelicznej rewitalizacji Kościoła są relacje: bliskość z Bogiem, bliskość z innymi ludźmi, bliskość wobec problemu świata, w którym żyjemy. I do takiego przeżywania wiary w duchu Ewangelii nie trzeba pozwoleń od hierarchów” – spuentował Zbigniew Nosowski.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |