O. Antoni Bochm OMI: nie możemy ewangelizować tylko z ambony [ROZMOWA]
O kondycji oblatów w Europie i na świecie, największych wyzwaniach stojących przed zgromadzeniem oraz o tym, jak zapalać w młodych ogień wiary nie tylko na Festiwalu Życia opowiada o. Antoni Bochm OMI, nowy wikariusz generalny Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Szymon Zmarlicki (NINIWA): Jak to jest zostać wicegenerałem zgromadzenia misjonarzy oblatów?
Antoni Bochm OMI: Niespodzianka. W pierwszej chwili ogromna niespodzianka.
SZ: A chwilę później, kiedy te pierwsze emocje już opadły?
To dość dziwne uczucie, nawet jeśli wcześniej byłem radnym na Europę, czyli dość szeroko znałem zgromadzenie, a zgromadzenie znało mnie. Mimo wszystko, kiedy moje nazwisko pojawiło się w gronie kandydatów na wikariusza generalnego, a zwłaszcza potem, gdy już zostałem wybrany, było to dla mnie niespodzianką. Jednak częścią mojej duchowości jest godzenie się na to, co zostaje mi zaproponowane, więc wybór przyjąłem, choć z pewnym lękiem, ale i zaufaniem Panu Bogu. Nie jestem już taki młody i dlatego mam już pewne doświadczenie, a ono wskazuje mi, że Pan Bóg zawsze mnie prowadził i dlatego ufam, że dalej będzie mi pomagał także w tym nowym zadaniu.
SZ: Po wyborze w nagłówkach różnych portali pojawiały takie określenia, że wicegenerał to „druga osoba w zgromadzeniu”. I to jakoś łatwiej sobie wyobrazić niż formalne stanowisko – „wikariusz generalny”, czyli… no właśnie, kto?
To, co można było przeczytać w nagłówkach, to prawda. Wikariusz generalny to druga osoba w zgromadzeniu. Niektórzy mówią, że to cień ojca generała. O ile generał dużo podróżuje, odwiedza poszczególne prowincje i rozmawia z oblatami, o tyle wikariusz generalny pozostaje więcej w Rzymie, czyli skupia się na wszystkich tych zadaniach, które trzeba wykonywać na miejscu. Jest on też pewnego rodzaju przełożonym dla członków administracji generalnej. Do jego zadań należy też na przykład przygotowanie i organizacja prac rady generalnej, a także podejmowanie pewnych decyzji pod nieobecność generała, choć oczywiście nie są to decyzje na najwyższym szczeblu.
>>> O. Antoni Bochm OMI: świeccy to część oblackiej rodziny [+ GALERIA]
SZ: Pozostańmy jeszcze przy Kapitule Generalnej, która trwała w Nemi we Włoszech przez cały miesiąc. Jakie wskazałby Ojciec najważniejsze wnioski z tematów, które zostały tam poruszone?
Takich wniosków mógłbym wymienić wiele, ale skupię się na tych związanych z tematem kapituły, czyli „Pielgrzymi nadziei w komunii”.
Po pierwsze: tak jak pielgrzymi, jesteśmy ciągle w drodze. Na kapitule bardzo mocno została wyrażona konieczność formacji stałej oblatów. Wiemy, że podobnie jest w wielu zawodach – nie poprzestaje się tylko na ukończeniu studiów czy kursów, ale cały czas potrzebujemy się rozwijać. O taką ciągłą formację powinniśmy na co dzień dbać na każdym poziomie naszego życia – duchowym, intelektualnym, pastoralnym itd.
Po drugie: myśląc o słowie „nadzieja”, spojrzeliśmy na kontekst, w którym żyjemy, na obecną sytuację na świecie: wojny, katastrofy humanitarne, ekologiczne… My, jako misjonarze i ci, którzy należą do Chrystusa, mamy nieść nadzieję, która od Chrystusa pochodzi. Chrystus jest nadzieją i niesie nadzieję. My mamy to światu ukazać. Bardzo mocno podkreślaliśmy również kwestię nawrócenia ekologicznego w oparciu o encyklikę papieża Franciszka “Laudato si’”. Owszem, to nie jest najważniejszy temat w Kościele, ale gdy mówimy o ochronie naszej planety, to myślimy także o trosce o ubogich, ponieważ różne katastrofy ekologiczne powodują wielkie ubóstwo.
I po trzecie: w komunii, czyli razem. Widzimy, że współczesny, bardzo indywidualistyczny świat potrzebuje świadectwa życia wspólnotowego, mimo że jest ono wyzwaniem. Jako misjonarze oblaci mamy nie tylko razem mieszkać, ale też razem się modlić, razem pracować, razem decydować o wspólnych sprawach. Być rodziną. To dotyczy również wspólnot międzynarodowych. Wobec wielu różnych podziałów, jakie widzimy dzisiaj na świecie, mamy dawać świadectwo tego, że potrafimy żyć razem, w zgodzie i pełnić naszą misję też razem. Dlatego chcemy, żeby w naszym zgromadzeniu było więcej wspólnot, których członkowie pochodzą z różnych krajów.
SZ: Jak wygląda kondycja zgromadzenia w Europie i na świecie? Gdzie wspólnoty oblackie rosną, a gdzie – mówiąc wprost – są w odwrocie?
Zacznę od tej słabszej części, czyli Europy, bo na naszym kontynencie od wielu lat spada liczba oblatów i powołań. Patrząc tylko na Polskę, w oblackim seminarium w Obrze jeszcze 15 lat temu było 100 kleryków, a teraz mamy ich zaledwie 20. Obraz europejskiego Kościoła i obraz oblatów w Europie niestety nie napawa optymizmem. Na szczęście pytanie dotyczyło też reszty świata, a w tym kontekście można powiedzieć więcej dobrego. W wielu regionach jest dużo powołań, globalnie mamy ponad 600 kleryków i 120 nowicjuszy, co wobec 3500 wszystkich oblatów jest naprawdę sporą liczbą. Zgromadzenie buduje się, liczba oblatów wzrasta (choć niestety nie w Europie), dlatego mamy nadzieję, że inne części świata nam pomogą. Zresztą to się już dzieje, bo w wielu prowincjach Europy pracują oblaci z innych, bardzo dalekich stron. Tak jak kiedyś Europa wysyłała misjonarzy na różne kontynenty, tak teraz z otwartymi ramionami czekamy na misjonarzy z innych części świata.
>>> Generał oblatów spotkał się z oblacką parafią w Zahutyniu
SZ: Wcześniej pytałem o to, czego dotyczyły rozmowy na kapitule. I pojawiło się w Ojca odpowiedzi słowo „wyzwanie”, więc teraz zapytam o to, co trzeba zrobić. Tych wyzwań jest z pewnością mnóstwo, wszak misjonarze oblaci są obecni na wszystkich kontynentach. Zatem jakie konkretnie Ojciec widzi dla siebie najważniejsze zadania do wypełnienia w trakcie tej sześcioletniej kadencji?
Jedno wyzwanie dotyczy samego zgromadzenia, chodzi o coraz ściślejszą współpracę między różnymi prowincjami i delegaturami. Taka współpraca może odbywać się na różnych poziomach, na przykład personelu. W Polsce niekoniecznie muszą posługiwać sami Polacy, ale mogą również pracować oblaci z innych prowincji – i nie dlatego, że mamy braki personalne, ale właśnie dla podkreślenia naszej wspólnotowości, jedności, międzynarodowości. Zresztą wydaje mi się, że poprzez przebywanie i życie z różnymi ludźmi stajemy się bardziej otwarci, pokorni, łatwiej nam rozumieć drugiego człowieka.
Patrząc szerzej, dla nas, jako Europejczyków, wielkim wyzwaniem misyjnym jest ewangelizacja w kontekście sekularyzacji. Na Zachodzie zaszła już ona bardzo daleko, ale także w Polsce nie jest to już obce słowo, bo wyraźnie widzimy, jak ten proces postępuje w naszym kraju. Jak skutecznie ewangelizować? Przecież nie możemy tego robić tylko z ambony, bo do kościoła przychodzi już tylko garstka ludzi. Jak dotrzeć do tych, którzy żyją już poza Kościołem?
SZ: I jakie są odpowiedzi na te pytania?
Trudne. Podejmujemy wiele prób, żeby zbliżyć się do ludzi, których nie ma w Kościele. Powiedziałem wcześniej o wspólnocie – i to rzeczywiście działa! Jest na zachodzie Europy kilka naszych wspólnot, po których widać, że poza obsługą kościołów i udzielaniem sakramentów oddziałują na innych przede wszystkim swym wspólnotowym życiem, swoją radością, obecnością na ulicy, w szkole, na uniwersytecie czy festiwalach – czyli wszędzie tam, gdzie ludzie – zwłaszcza młodzi – mogą zobaczyć, że jesteśmy „do tańca i do różańca”. Widzimy też, jak ważna jest komunikacja w internecie, bo nawet jeśli młodzi nie przyjdą do kościoła, to dostrzegą nas w mediach społecznościowych. Trzeba szukać różnych dróg, a tam, gdzie sami nie potrafimy ich odnaleźć czy zrozumieć, nieocenionym wsparciem są dla nas osoby świeckie.
>>> Jak świeccy żyją charyzmatem oblackim? O kongresie w Kokotku [RELACJA]
SZ: Skoro padła już wzmianka o festiwalach, to porozmawiajmy o Festiwalu Życia, największym i najdłuższym tego typu wydarzeniem dla młodzieży w Polsce. Czy to, co od kilku lat na początku lipca przez cały tydzień dzieje się w Kokotku, może być inspiracją dla innych wspólnot i – najogólniej mówiąc – formacji duszpasterskich w Europie i na świecie?
Wspominając o festiwalach, myślałem właśnie o Festiwalu Życia w Kokotku, ale także o tych typowo świeckich wydarzeniach, gdzie również staramy się być obecni. Na przykład Przystanek Jezus organizowany obok Pol’and’Rock Festival jest metodą, żeby być z młodymi tam, gdzie oni są. Oczywiście, jako duszpasterze nie możemy polegać tylko na festiwalach, ale takie wydarzenie jak Festiwal Życia jest miejscem, gdzie spotykamy młodych ludzi, a także gdzie oni mogą spotykać się między sobą. Już same przygotowania do niego są formą ewangelizacji, bo oblaci i osoby świeckie pracują razem, zaś sam festiwal przekazuje wiele wartościowych treści – i to w sposób, o którym młodzi nie powiedzą, że to ich nudzi. Jednak trzeba pamiętać o tym, że festiwal jest takim punktem dojścia (całe przygotowania) i wyjścia, bo potem musimy kontynuować tę wspólną drogę.
SZ: Żeby ten ogień szybko nie zgasł, kiedy wszyscy ci młodzi wrócą do swoich parafii i do swoich środowisk w szkole czy na studiach.
To moja wielka nadzieja, że tym entuzjazmem będą dzielić się w swoim otoczeniu, ale to też wielkie wyzwanie dla duszpasterzy, żeby pomóc im podtrzymać to pragnienie bycia bliżej Jezusa. To wymaga codziennej pracy z młodzieżą w parafiach, bo jeśli za szybko byśmy od nich odstąpili, to ten zapał wiary może zaraz zgasnąć.
SZ: Dlaczego zatem warto przyjechać do Kokotka?
Warto z bardzo wielu powodów, bo przecież nie przyjeżdżamy do Kokotka tylko na Festiwal Życia. Dzieje się tu dużo innych wydarzeń! Z jednej strony, szukając odpoczynku i relaksu znajdziemy je tu, bo to wyjątkowo piękne miejsce w otoczeniu lasu i wody. Z drugiej – na rekolekcjach w bardzo różnych formach możemy odnowić się tutaj także duchowo. Z kolei inne propozycje pomagają wzrastać nam jako ludziom. Spotkamy tutaj osoby, które czekają na nas i przyjmują nas, stając się coraz bardziej wspólnotą. Muszę przyznać, że dla mnie samego każdy przyjazd do Kokotka jest wielką radością i odnową. Przyjeżdżajmy!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |