O stratach w kompleksie św. Ducha w Toruniu [+GALERIA]
Gdyby to był „zwykły” obywatel, to sprawa byłaby pewnie już w prokuraturze. Ten cały łańcuch kolejnych zaniechań jest tu wręcz niebywały — powiedział prof. Tomasz Kozłowski z UMK o zalaniu reliktów średniowiecznego kompleksu św. Ducha w Toruniu. Dodał, że „lokalnie zostały chyba wyczerpane wszystkie możliwości”.
„Ustawa nakłada określone obowiązki na inwestora/właściciela terenu w takich przypadkach. Gdyby to był zwykły obywatel, to sprawa byłaby pewnie już w prokuraturze. Ten cały łańcuch kolejnych zaniechań jest tu wręcz niebywały. Nie wiem, czy są takie możliwości prawne, ale wygląda, że jedynym efektywnym sposobem szybkiego poradzenia sobie z tymi problemami byłoby błyskawiczne objęcie tych reliktów zewnętrzną ochrona — kontrolą, a wszystkich działań komisarycznym nadzorem. Wydaje się, że wewnętrznie/lokalnie zostały chyba wyczerpane już wszystkie możliwości. Maski pospadały z wielu twarzy. W tym całym bałaganie to jedyny plus. Choć powodem do zadowolenia to być raczej nie może” – ocenił prof. Kozłowski, antropolog z UMK, zaangażowany w sprawę od miesięcy.
Skutki zalania
W sobotę przed południem zakończyło się wypompowywanie wody z zalanego po piątkowych ulewach kompleksu św. Ducha w Toruniu. Na miejscu pracowali strażacy i przedstawiciele wodociągów. Wypompowano wodę ze studzienki, a także z wykopów archeologicznych
Od piątku wyciek powodował zalewanie średniowiecznych murów. Relikty średniowiecznego kompleksu św. Ducha zostały zalane wodą w wyniku ulewnego deszczu, który padał w Toruniu w piątek i w nocy z piątku na sobotę. Deszcz powodował zwiększanie stanu wody w wykopach archeologicznych, a dodatkowo na mury lała się woda z nieszczelnej studzienki kanalizacji deszczowej. Ta nie jest do niczego podłączona, mimo wcześniejszych ustaleń z wojewódzkim konserwatorem zabytków, że tak się stanie.
Również od piątku — jeszcze przed zalaniem terenu — w biurze Rady Miasta leży wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji. Podpisało się pod nim zaledwie pięcioro z 25 członków rady.
„Oglądałem w piątek wieczorem relacje toruńskiego przewodnika Marcina Orłowskiego i dziennikarza PAP Tomasza Więcławskiego i powiem szczerze, że był to obraz nędzy i rozpaczy, rozgoryczenia. Dużo pracy włożonej, dużo pieniędzy zainwestowanych w przeprowadzenie dotychczasowych badań, a efekt został zniszczony w ciągu jednego dnia. Można to było zabezpieczyć. Wszędzie osadziła się maź” – powiedział radny niezrzeszony Karol Maria Wojtasik, który do rady startował z list PiS. To on zainicjował debatę o nadzwyczajnej sesji rady miasta, a potem podpisał się pod formalnym wnioskiem złożonym przez klub Aktywni dla Torunia, do którego należą Bartosz Szymanski, Margareta Skerska-Roman i Maciej Krużewski. Swój podpis złożyła także radna PiS Katarzyna Chłopecka.
Wnioski radnych
Radny Szymanski wskazał, że „w piątek był pierwszy poważniejszy opad, a kolejne przed nami”. „Za chwilę nawet nie będzie czego zasypywać. Szkoda” – wskazał. Zadeklarował, że jeżeli społecznicy uruchomią pod nadzorem naukowców wdrażanie koncepcji prof. Tomasz Kozłowskiego, Bogumiły Rouby, Krystyny Sulkowskiej-Tuszyńskiej i Małgorzaty Grupy, to przyjdzie i pomoże workować urobek. Workami z urobkiem z wykopów proponują oni przykryć teren na zimę, żeby zabezpieczyć mury i wykopy, a potem usiąść do stworzenia koncepcji przeprojektowania drogi, którą przez teren reliktów chce puszczać miasto, dalszych, niezbędnych badań terenu i możliwej w przyszłości ekspozycji.
Miasto po interwencji wojewódzkiego konserwatora zabytków organizowało wypompowywanie wody. Akcja wypompowywania rozpoczęła się po godzinie 9 – mimo zgłoszeń kilkanaście godzin wcześniej. Strażacy wypompowali wodę ze studzienki, która przeciekała od piątkowego popołudnia, a także wykopów archeologicznych.
„Byłem przy wypompowywaniu, ustaliłem z panem Sławomirem Wiśniewskim, że najszybciej jak to możliwe wykonane zostanie tymczasowe połączenie studzienki deszczowej przy schodach ze studzienką po stronie zachodniej. Planowane są też dodatkowe badania pod kierunkiem prof. Chudziaka, co potrwa kilka dni, a potem miasto zamierza zasypać relikty według projektu, który gwarantować będzie przetrwanie” – powiedział PAP wojewódzki konserwator zabytków Sambor Gawiński. Zdaniem Gawińskiego pozostawienie niezabezpieczonej studzienki było „błędem”, bo sam deszcz nie spowodowałbym takiej skali zalania.
Ochrona dziedzictwa
Dyrektor Wydziału Inwestycji i Remontów UMT Sławomir Wiśniewski powiedział, że jego zdaniem „nikt nie jest winny tej sytuacji”. „My cały czas mówimy, żeby to zabezpieczyć w sposób taki, żeby to zasypać i żeby nie było oddziaływania warunków atmosferycznych. Żeby zabezpieczyć tę studzienkę, powinna być połączona z następną, powinna być dokończona kanalizacja deszczowa. Cały czas chcemy wznowić roboty, a cały czas jest awantura, żeby tutaj nie pracować. Najwłaściwszą metodą jest zasypanie tego i ochrona dziedzictwa. Musicie to w końcu zrozumieć” – mówił Wiśniewski.
Wojewódzki konserwator zabytków Gawiński zwracał się do miasta o to, aby zabezpieczyć odkryte relikty przed warunkami atmosferycznymi. „Zwracałem także uwagę na studzienkę kanalizacji deszczowej. Już podczas narady 12 października informowałem o konieczności podłączenia jej do kolejnej studzienki, żeby woda spływająca kanalizacją deszczową ze Starówki miała ujście dalej, a nie wlewała się do wykopu” – powiedział PAP Gawiński.
Rzecznik prasowa magistratu Malwina Jeżewska przekazał, że „zespół osób analizuje rozwiązania”. „Jedno z nich zostanie wdrożone w poniedziałek rano” – wskazała. Jeżewska — do czasu publikacji artykułu — nie przesłała PAP odpowiedzi na pytania o konkretną odpowiedzialność za to, co się stało, poszczególnych osób i organów. Nie odpowiedziała także, czy wykonawca zgłosił w piątkowy wieczór awarię inwestorowi, czyli miastu. Zgłosił to natomiast reporter Polskiej Agencji Prasowej
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |