O. Żak o raporcie nt. McCarricka: ktoś musiał złamać sekret papieski [ROZMOWA]
Raport w sprawie kariery byłego kardynała McCarricka pokazuje naocznie, jak bardzo posługa papieska w ogóle – nie tylko Jana Pawła II – była i jest narażona na manipulacje ze strony ludzi nieuczciwych, w tym także ze strony współpracowników odpowiedzialnych np. za przeprowadzanie procedur wyłaniania i powoływania osób na wysokie stanowiska w kościołach lokalnych i w Watykanie – mówi ks. Adam Żak SJ.
KAI: Stolica Apostolska we wtorek 10 listopada opublikowała raport dotyczący byłego kardynała Theodore’a McCarricka. Ukazuje on w jaki sposób temu jednemu z największych oszustów w historii Kościoła, udało się wprowadzić w błąd dosłownie niemal wszystkich, samego Jana Pawła II nie wyłączając. Choć z raportu wynika jasno, że Jan Paweł II mianował McCarricka arcybiskupem Waszyngtonu nic nie wiedząc o jego skłonnościach homoseksualnych bądź wykorzystywaniu małoletnich, to pojawiają się komentarze, iż rzekomo raport ten jest dowodem na to, że to właśnie Jan Paweł II „zamiatał pod dywan” i był główną siłą ukrywającą te przestępstwa w Kościele. Co w istocie pokazuje raport w tej kwestii?
O. Adam Żak SJ: Raport w sprawie kariery byłego kardynała McCarricka pokazuje naocznie jak bardzo posługa papieska w ogóle – nie tylko Jana Pawła II – była i jest narażona na manipulacje ze strony ludzi nieuczciwych, w tym także ze strony współpracowników odpowiedzialnych np. za przeprowadzanie procedur wyłaniania i powoływania osób na wysokie stanowiska w kościołach lokalnych i w Watykanie. Wydaje się, że Jan Paweł II miał szczególnego pecha zarówno za życia, jak i teraz po śmierci. Wspomnę tylko sprawę austriackiego kard. Hermanna Groëra, metropolity Wiednia, czy pod niektórymi względami podobną do niej sprawę abp. Paetza. Obydwaj do końca brnęli w zaprzeczenia, aż zostali zmuszeni do odejścia. Raport dotyczący kariery McCarricka ujawnia coś, co prawdopodobnie także w tych dwóch nominacjach odgrywało niemałą rolę, tzn. kłamstwa i nierespektowanie reguł obowiązujących przy nominacjach biskupich.
List McCarricka skierowany do papieskiego sekretarza w odpowiednim momencie procesu decyzyjnego o obsadzeniu stolicy arcybiskupiej w Waszyngtonie był możliwy tylko dlatego, że ktoś biorący udział w tym procesie, czy to w Rzymie, czy w USA, np. w nuncjaturze, zdradził sekret papieski. Ktoś z wtajemniczonych musiał poinformować McCarrica o dwóch rzeczach objętych tym sekretem, o których on nie miał prawa wiedzieć w tym momencie. Tzn. o tym, że jest na liście kandydatów do Waszyngtonu i że do Stolicy Apostolskiej dotarły poważne podejrzenia dotyczące jego niemoralnego życia. Tylko ta zdrada sekretu tłumaczy list, w którym McCarrick twierdzi, że nigdy i z nikim nie złamał przyrzeczeń celibatu. Przyczyną błędu Jana Pawła II, który w końcu powołał McCarricka do Waszyngtonu, nie było tylko kłamstwo McCarricka, lecz także fałszywe świadectwa 3 biskupów amerykańskich, którzy – jak to ujawnia raport watykańskiego Sekretariatu Stanu – wbrew znanym sobie faktom, w zarządzonym przez Jana Pawła II dochodzeniu poświadczyli nieprawdę.
>>> Prymas Polski: wierzę, że Chrystus domaga się od nas drogi oczyszczenia
Oszustwo McCarricka wprowadzające Jana Pawła II w błąd, mogła mieć tak daleko idące skutki, bo nie dochowali sekretu ci, którzy odpowiadali za rzetelne prowadzenie procedur nominacyjnych i kłamali świadkowie, którzy byli ich uczestnikami. W świetle raportu świętość Jana Pawła II wobec przewrotności ludzkiej i karygodnych zaniedbań instytucjonalnych broni się skutecznie. Raport pokazuje, że święty papież nikogo nie osądzał pochopnie i samowolnie, tylko ufał procedurom obowiązującym w Kościele i je stosował, ufając ludziom, którzy byli wyznaczeni do ich przeprowadzenia. Komentarze, które z Jana Pawła II i jego osobistego sekretarza czynią uczestników przestępstwa są po prostu niegodne.
Skoncentrujmy się na działaniach Jana Pawła II w odpowiedzi na kryzys wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych, który ujawniony został w Kościele w końcu ubiegłego stulecia, i stopniowo ogarniał różne kraje. Na czym polegała odpowiedź Jana Pawła II i czym charakteryzował się jego pontyfikat w tym względzie?
Jan Paweł II już w pierwszym okresie swego pontyfikatu zaproponował nową linię wobec problemu wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych i dokonał swego rodzaju rewolucji. Kodeks prawa kanonicznego (KPK) promulgowany przez niego w 1983 r. stwierdza w kanonie 1395, że «Duchowny, który w inny sposób wykroczył przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, jeśli jest to połączone z użyciem przymusu lub gróźb, albo publicznie lub z osobą małoletnią poniżej lat szesnastu, powinien być ukarany sprawiedliwymi karami, nie wyłączając w razie potrzeby wydalenia ze stanu duchownego». Zgodnie z KPK z 1983 r. procesy wobec sprawców miały być przeprowadzane w diecezjach. Natomiast do Stolicy Apostolskiej mogły być wnoszone dopiero apelacje od wyroków sądowych wydanych przez trybunały diecezjalne, a konkretnie do Roty Rzymskiej.
Praktyka jednak pokazała, że lokalne episkopaty miały trudność w stosowaniu tego prawa i z różnych powodów go nie stosowały. Jan Paweł II zaczął sobie z tego zdawać sprawę co najmniej od początku lat 90, o czym świadczy fakt, że powołał komisję ekspertów, aby przestudiowała, jak skuteczniej stosować normy prawa kanonicznego. Chodziło szczególnie o sytuację w Stanach Zjednoczonych. Owocem pracy tej komisji był indult, jakiego w 1994 r. Jan Paweł II udzielił biskupom amerykańskim z USA. Indult miał uruchomić oczyszczającą pracę w Kościele, ale nie przez to, że stanowił jakieś nowe normy, chociaż niektóre zmieniał, lecz przede wszystkim przez to, że zamierzył skończyć z unikaniem procesów wobec sprawców tych przestępstw, i wreszcie zacząć stosować przewidziane przez prawo kary – aż do wydalenia ze stanu duchownego włącznie. Indult stanowił, że procesy kanoniczne miały być wszczynane natychmiast po zgłoszeniu przestępstwa i faktycznie akceptował zasadę „zero tolerancji”. Miało to oznaczać, że każdy ksiądz sprawca wykorzystania seksualnego osoby małoletniej przed 18. rokiem życia – po procesie kanonicznym – miał być wydalany ze stanu duchownego. Ponadto czas przedawnienia został wydłużony do dziesięciu lat, liczonych od ukończenia przez ofiarę osiemnastego roku życia. Indult z 1994 r. dla Stanów Zjednoczonych został w 1996 r. rozszerzony na Irlandię. Jednak Jan Paweł II musiał sobie szybko zdać sprawę z tego, że zmiany regulacji kanonicznych przez indulty dla Kościołów w poszczególnych krajach nie rozwiążą problemu obecnego w Kościele powszechnym.
Dlaczego?
W Kościele tym czasie np. w USA trwała „zmowa milczenia”, na dodatek opłacana coraz to większymi sumami odszkodowań negocjowanych po cichu z ofiarami. Problem bagatelizowano z różnych przyczyn, m. in. z powodu braku fachowej wiedzy nt. skutków wykorzystywania seksualnego dzieci. Sądzono także, że aby problem rozwiązać, wystarczy terapia kapłana-sprawcy, połączona ze zmianą środowiska. Wielu biskupów, na czele z arcybiskupem Bostonu kard. Bernardem Law i jego poprzednikiem, uważało, że kierując księdza-sprawcę na terapię i przenosząc go po cichu w inne miejsce – ratowali jego kapłaństwo. Zresztą takie opinie wydawali wówczas czołowi psycholodzy. To nie ofiary przestępstw były na pierwszym miejscu, tylko wizerunek instytucji oraz dobro sprawcy.
>>> Watykan: rola kard. Dziwisza w sprawie McCarricka sprowadzała się jedynie do przekazania listu
Analiza historii kryzysu w Kościele w Stanach Zjednoczonych – i także w innych krajach pokazuje, że nie jest to kryzys „techniczny”, jakiś błąd w sztuce, powiązany z ewentualną, i tylko do pewnego stopnia wytłumaczalną ignorancją nt. sposobu działania sprawców oraz długotrwałych skutków dla ofiar, tylko, że jest to kryzys strukturalny związany z odwróceniem hierarchii wartości. Bowiem miejsce człowieka, który miał być „drogą Kościoła”, zajęła instytucja i jej wizerunek publiczny. Taka była w gruncie rzeczy diagnoza sformułowana przez Benedykta XVI wiele lat później w liście pasterskim do katolików w Irlandii z 19 marca 2010 r. A jeszcze dosadniej została ona powtórzona w jego tekście napisanym na emeryturze i opublikowanym 11 kwietnia 2019 r. pt. „Kościół a skandal wykorzystywania seksualnego”. Diagnoza ta odsłania kryzys wiary i klerykalne (korporacyjne) rozumienie Kościoła oraz chronienie za wszelką cenę kapłaństwa, które w życiu sprawców było wypalone, martwe.
Ponadto – nie tylko w USA – przez lata w Kościele dominowało relatywizowanie własnych problemów związanych w wykorzystywaniem seksualnym małoletnich, bo „gdzie indziej jest gorzej”. Taka mentalność przyczyniła się do tego, że ten „wrzód” ślimaczył się przez lata.
Jak na tę szalenie trudną sytuację reagował Jan Paweł II?
Wobec takiego traktowania tego problemu przez Kościół w poszczególnych krajach, Jan Paweł II był coraz mocniej przekonany, że konieczna jest odpowiedź globalna z decydującym udziałem Stolicy Apostolskiej. Dlatego w pięć lat później, w 2001 r. ogłosił nowy, przełomowy dokument w postaci listu apostolskiego motu proprio „Sacramentorum sanctitatis tutela” (O ochronie świętości sakramentów). Zawierał on „Normae de gravioribus delictis” (Normy o najcięższych przestępstwach) i zastępował obowiązującą w Kościele instrukcję „Crimen sollicitationis” z 1922 r. Przestępstwo wykorzystania seksualnego osoby małoletniej poniżej osiemnastego roku życia, którego dopuścił się duchowny, zostało wtedy włączone do nowej listy najcięższych przestępstw kanonicznych zastrzeżonych Kongregacji Nauki Wiary, a każdy taki przypadek, mający przynajmniej cechy prawdopodobieństwa, nakazał zgłaszać do tejże Kongregacji. Dalsze postępowanie miało być prowadzone wedle jej wskazań.
Ponadto nowy dokument określał wyraźnie tryb postępowania w sprawach o przestępstwo przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, popełnione przez duchownego na szkodę osoby poniżej osiemnastego roku życia, czyli przestępstwo wykorzystania seksualnego osoby małoletniej. Czyny te zostały uznane za najcięższe przestępstwa jakich może dopuścić się kapłan, na równi z przestępstwami przeciw świętości sakramentów pokuty i Eucharystii.
Dokumentem wykonawczym w stosunku do motu proprio „Sacramentorum sanctitatis tutela”, jest dokument „De delictis gravioribus”, podpisany 18 maja 2001 r. przez kard. Josepha Ratzingera, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Zawarto w nim przepisy proceduralne. Warto zauważyć, że za decyzją o włączeniu wykorzystywania seksualnego małoletnich przez kapłanów do najcięższych przestępstw kanonicznych, stała poważna motywacja teologiczna. Kościół ma chronić „dobra sobie powierzone” najlepiej jak potrafi. Ochrona dóbr powierzonych Kościołowi przynależy do misji wyznaczonej mu przez Zbawiciela. Tymi dobrami są przede wszystkim sakramenty oraz nietykalność życia dzieci. Papież Franciszek w przemówieniu inaugurującym pontyfikat w uroczystość św. Józefa 19. marca 2013 r. przypomniał o tym, wymieniając pośród najważniejszych dóbr wymagających ochrony m. in. dzieci i młodzież, dla których wspólnota Kościoła musi być bezpiecznym środowiskiem rozwoju. Jan Paweł II rozumiał to doskonale umieszczając normy chroniące dzieci w szeregu norm, chroniących świętość sakramentów pokuty i eucharystii.
Czy na skutek tego dokumentu nastąpił przełom w Kościele w USA?
Od razu nie. W USA niezbędny był jeszcze silny wstrząs spowodowany publikacjami w mediach. Do przełomu doszło, kiedy poczynając od lutego 2002 r. „Boston Globe” publikuje szokujące informacje o skali wykorzystywania seksualnego przez duchownych archidiecezji bostońskiej. Był to rodzaj zapalnika, który uruchomił łańcuchową reakcję kolejnych ujawnień. W reakcji na to Jan Paweł II w kwietniu 2002 r. zwołał wszystkich kardynałów amerykańskich do Rzymu i wygłosił do nich przemówienie, które było pierwszą całościową analizą problemu. Padły w nim bardzo ważne tezy, które oznaczały radykalny koniec z negacją przestępstw lub ukrywaniem faktów. Jan Paweł II jako przyczynę narastającej nieufności do Kościoła wskazał nie tyle atak nieprzychylnych mediów, co fakty jakie miały miejsce, czyli na „wielkie zło wyrządzone przez niektórych księży i zakonników”. Co więcej, uznał, że częścią tego zła, które zraniło wielu, był sposób działania kościelnych przełożonych. Jasno powiedział, że „ludzie muszą wiedzieć, że w stanie kapłańskim i życiu zakonnym nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdziliby młodych”. Obie części tego zdania są istotne, bo po pierwsze „ludzie muszą wiedzieć” – czyli że te sprawy mają być załatwiane w sposób przejrzysty a nie ukrywane – a po drugie, że w Kościele nie może być tolerancji dla krzywdzicieli dzieci i młodzieży. Takie jest rozumienie zasady „zero tolerancji” przez Jana Pawła II.
>>> O. Żak: w Kościele trwała zmowa milczenia na temat pedofilii [ROZMOWA]
W tym samym przemówieniu Jan Paweł II mówił o tym, że oczyszczenie Kościoła nie może być dokonywane z powodów wizerunkowych. Chodzi bowiem o ewangeliczne nawrócenie, które polega, na „radykalnej decyzji odwrócenia się od grzechu i powrotu do Boga, która sięga głębi duszy ludzkiej i może dokonać niezwykłej przemiany”. Wyjaśniał, że tak rozumiane oczyszczenie nie jest dla Kościoła czymś dowolnym: „Jest ono koniecznie potrzebne, jeśli Kościół chce bardziej skutecznie głosić wyzwalającą moc Ewangelii Jezusa Chrystusa”. Oczyszczenie Jan Paweł II rozumiał jako konieczny i istotny proces z punktu widzenia samej istoty misji Kościoła, zarówno tej do wewnątrz jak i na zewnątrz. Był przekonany, że tylko Kościół oczyszczony, Kościół jasno i zdecydowanie rozprawiający się z wykorzystywaniem seksualnym w swoich szeregach, „pomoże także społeczeństwu zrozumieć trapiący je kryzys i go przezwyciężyć”.
Jakie były konsekwencje tego spotkania z amerykańskim episkopatem?
Zaczęto faktycznie traktować przestępstwa seksualne na szkodę małoletnich zgodnie z obowiązującymi – a wprowadzonymi w „Sacramentorum sanctitatis tutela” na około rok przed ujawnieniami „Boston Globe” – kościelnymi procedurami. Zaczęto osądzać je pod nadzorem Stolicy Apostolskiej. Rozpoczęto też szeroko zakrojone działania prewencyjnie. Trzeba przyznać, że Kościół w Stanach Zjednoczonych w kolejnych latach zdecydowanie postawił na dobro i ochronę dzieci i młodzieży oraz zbudował bardzo skutecznie działający system prewencji. Dziś mamy tam do czynienia z prewencją obejmującą wszystkie instytucje kościelne i całą działalność Kościoła z dziećmi lub młodzieżą. Zostały wypracowane odpowiednie profesjonalne programy. W tę pracę są systemowo włączeni rodzice i świeccy współpracownicy. A przez szkolenia przeszło do tej pory ok. 5 milionów osób uczestniczących czynnie w misji Kościoła.
Oprócz tego Episkopat USA zlecił niezależnej instytucji badawczej szczegółową analizę skali wykorzystywania seksualnego małoletnich na przestrzeni 52 lat: od 1950 do 2002 r. Uczestniczyło w tych badaniach 97% wszystkich jurysdykcji diecezjalnych i zakonnych. Przeanalizowano również przyczyny i czynniki ryzyka. Stworzono też skuteczne programy skierowane do sprawców, mające za cel, aby więcej nikogo nie krzywdzili. Wprowadzono coroczny centralny audyt wszystkich jurysdykcji diecezjalnych, weryfikujący na bieżąco wypełnianie postanowień „Karty ochrony dzieci i młodzieży” i realizację przyjętych norm. Dane wskazują, że ten wysiłek przynosi spodziewane owoce.
Niestety Kościół w USA nie wyciągnął odpowiednich konsekwencji z drugiego elementu diagnozy Jana Pawła II i nie dokonał rozliczenia tych kościelnych przełożonych, którzy popełnili rażące błędy. Stąd druga ostra faza kryzysu na tle pedofilskim w Stanach Zjednoczonych wybuchła w 2018 r., kiedy Wielka Rada Przysięgłych Pensylwanii opublikowała raport z analizy dokumentów kurialnych sześciu diecezji tego stanu i ujawniła jak działali biskupi oraz ich kurie. Okazało się, że kryzysu nie da się zażegnać bez rozwiązania problemu rażących zaniedbań ze strony biskupów. Tym bardziej, że niektórzy z nich zrobili „kariery” w Kościele w USA. A prawie żaden nie poniósł konsekwencji z powodu swych rażących błędów. Inaczej było w Irlandii, gdzie Stolica Apostolska za pontyfikatu Benedykta XVI przeprowadziła wizytacje w diecezjach. Dziś nie ma tam już u steru żadnego biskupa z okresu ujawnień. Ostatni musiał ustąpić bodajże w 2008 r.
Jan Paweł II zbyt ufał biskupom? Wierzył, że uczciwie zajmą się tymi sprawami?
Jan Paweł II musiał mieć wątpliwości odnośnie do działań biskupów, skoro zdecydował, że ostateczny głos w osądzaniu spraw zawiązanych z wykorzystywaniem seksualnym małoletnich ma Stolica Apostolska. Poddanie tych spraw bezpośredniemu nadzorowi Kongregacji Nauki Wiary było z jego strony swoistym votum nieufności do zdolności episkopatów lokalnych – w zakresie samodzielnej i prawidłowej odpowiedzi na kryzys. A jeśli nie votum nieufności, to przynajmniej konstatacją, że sobie z kryzysem nie radzą.
Wynika z tego, że Jan Paweł II uświadomiwszy sobie skalę problemu, robił wszystko, aby położyć mu tamę. Dlaczego więc jest tyle zarzutów medialnych, że rzekomo zamiatał te sprawy pod dywan?
Nie są to zarzuty prawdziwe. Aczkolwiek trzeba powiedzieć, że wydanie tych dokumentów – a nawet podporządkowanie wszystkich spraw Kongregacji Nauki Wiary – nie rozwiązywało do końca sprawy, a stanowiło tylko punkt wyjścia. Stolica Apostolska zdawała sobie sprawę z braku jedności na tym tle pośród biskupów w różnych krajach, spośród których wielu nie przyjmowało problemu do wiadomości i starało się go faktycznie „zamieść pod dywan”.
A czy kwestia – braku rozliczania kościelnych przełożonych – nie rzuca cienia na samego Jana Pawła II, który może okazał się zbyt tolerancyjny dla „braci w biskupstwie”?
Myślę, że Jan Paweł II wiedział o zaniedbaniach przełożonych kościelnych. Zdiagnozował je bowiem dość precyzyjnie w kwietniu 2002 r. w przemówieniu do kardynałów amerykańskich wygłoszonym po ujawnieniach w Bostonie, mówiąc, że „wielu czuje się zranionych tym, jak działali przełożeni kościelni”. Przypuszczam, że nie miał jednak wiedzy precyzyjnej, dotyczącej konkretnych biskupów oraz skali i rodzaju ich zaniedbań. Taką wiedzę mógłby mieć, gdyby zostały przeprowadzone wizytacje apostolskie na miejscu, a nie było odpowiednich struktur do ich przeprowadzenia. Watykan po prostu nie był przygotowany na tak wielowymiarowy kryzys i nie miał odpowiedniego aparatu, by takie wizytacje przeprowadzić na szerszą skalę. Rozpoznanie ze strony Jana Pawła II nie bazowało więc na znajomości wszystkich szczegółów, bo takich informacji papież nie posiadał. Pomimo to Jan Paweł II jasno zdefiniował ten problem na podstawie informacji, jakimi dysponował i podjął nowe, radykalne środki służące jego rozwiązaniu.
Dzisiaj – jeśli chodzi o biskupów i innych wyższych przełożonych kościelnych – Stolica Apostolska ma instrument prawny wprowadzony przez motu proprio papieża Franciszka „Vos estis lux mundi”. Na jego podstawie wierni świeccy i duchowni mogą składać doniesienia o rażących zaniedbaniach biskupów za pośrednictwem nuncjuszy lub metropolitów. Natomiast Jan Paweł II podejmując w roku 2001 decyzję o kontroli ze strony Stolicy Apostolskiej wszystkich kanonicznych postępowań w sprawach oskarżeń o wykorzystywanie seksualne małoletnich zgłoszonych w Kościołach lokalnych, otworzył w ten sposób drogę do pociągania do odpowiedzialności również przełożonych kościelnych za ich rażące zaniedbania, za które dzisiaj grozi im kara aż do usunięcia z urzędu włącznie. Franciszek idzie konsekwentnie drogą wyznaczoną przez Jana Pawła II, uzupełniając ją o kolejne, niezbędne elementy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |