fot. PAP

O Żydach – Polakach Polak do Polaka

Wystarczy jeden taki człowiek, wystarczy jeden taki list, wpis, komentarz czy e-mail. Jedno zdanie rzucone na ulicy: „wynoś się stąd”, jeden tak list: „nie ma tu dla ciebie – żydku – miejsca” i jeden podobny wpis na Facebooku. Już ten jeden to katastrofa.  

 

Gdy kilka dni temu napisałem to:

 


 …wielu zarzuciło mi wyolbrzymianie problemu, generalizowanie i przylepianie innym łatki „Polaka – antysemity”. Słyszałem i czytałem: „Maciej, przesadzasz. Nie rób z nas (w domyśle: „nas – Polaków|) antysemitów. Jeśli coś się takiego zdarza, to jest to margines”. Chodziło mi w tamtym czasie o zdarzające się w przestrzenie publicznej wypowiedzi nienawistne wobec Żydów. I zostawiam na boku całą dyskusję o nowelizacji ustawy o IPN oraz racje strony rządowej i tych, którzy te rozwiązania krytykują (głównie z obawy o ograniczenie wolności słowa). W tym wpisie chodziło mi tylko i aż o stosunki międzyludzkie, które niestety w przestrzeni medialnej i internetowej potrafią przyprawić o ból głowy.

Po pierwsze – co chcę zaznaczyć z całą mocą – nigdy nie lubię generalizować, unikam tego jak ognia. Nie lubię mówić, że „naród zrobił tak, a tak” albo że „naród X ma takie, a nie inne cechy”, a tym bardziej że naród za coś odpowiada. Nie jestem historykiem i nie mam warsztatu historyka, ale nie powiedziałbym chociażby, że naród niemiecki odpowiada za Holocaust. Bo czym jest naród niemiecki? Czy to wszyscy Niemcy, którzy żyli w czasach II wojny światowej, czy też ci, którzy urodzili się po wojnie? A przecież nie wszyscy Niemcy żyjący w czasach II wojny światowej wspierali zagładę narodu żydowskiego. Za Holocaust odpowiada państwo niemieckie – jego instytucje, rządzący nim ludzie i ci, którzy ich rozkazy i polecenia wykonywali. Konkretni ludzie, konkretni Niemcy.  


Nie naród, a ludzie 
 

Tak samo nie miałem na myśli Polaków jako narodu, społeczeństwa, ani państwa. Polacy nie są antysemitami, ale są Polacy, którzy nimi są. Miałem na myśli konkretnych Polaków, którzy nie lubią, nienawidzą Żydów tylko z tego powodu, że są Żydami. Dla mnie taka postawa jest nie do zrozumienia ani usprawiedliwienia. Po prostu, po ludzku. Dałoby się to uargumentować na podstawie prawa naturalnego, praw człowieka i niejednej filozofii. Przede wszystkim jednak jest to dla mnie tak po ludzku nie do przyjęcia. Możemy nie lubić Żydów/Niemców/Francuzów/Włochów za konkretne ich cechy, za to co robią, czy za to jacy są (bo mamy z nimi określone doświadczenia, kontakty, wspomnienia). Można kogoś nie lubić, to przecież normalne. Nie można jednak drugiemu człowiekowi odmawiać podstawowej godności. Nienawistne uczucia tylko z powodów etnicznych to nic innego jak właśnie brak szacunku do drugiego człowieka. Nie mogę więc zrozumieć tych, którzy nie lubią/nienawidzą innych tylko z tego powodu, że ktoś ma taką a nie inną przynależność narodową. Nie mamy wpływu na to, kim się rodzimy: pod względem etnicznym, rasowym, religijnym, płciowym.  

 

Winny jest posłaniec złych wiadomości? 

Do tej dyskusji w gronie znajomych doszła dyskusja na temat tego, jak o trudną historię i jeszcze trudniejszą o niej dyskusję powinny przedstawiać media (a nawet czy w ogóle powinny). W ostatnich gorących dniach dostało się mediom, które podnoszą te tematy i które poddają je krytyce. Dostaje się im często za to, że – zdaniem krytyków – wyolbrzymiają sprawę i generalizują zjawiska. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Tak jak na wstępnie napisałem – nie lubię generalizacji. Jednocześnie z tą samą mocą nie lubię przymykania oczy na ważne problemy społeczne – nawet jeśli są one marginesem. Jedno drugiego nie wyklucza, jedno z drugim można pogodzić, a nawet trzeba. Media muszą informować także o sprawach marginalnych, szczególnie jeśli ich kontekst może być groźny (kontekst społeczny, historyczny). Oczywiście trzeba pamiętać o zachowaniu proporcji, a tu spotykają się te dwa ważne warunki: unikanie generalizowania z jednoczesnym informowaniem o wszystkim. 


 Wiele razy słyszałem, że zachowania pokazane przez Superwizjer TVN (spotkania neonazistów, m.in na Dolnym Śląsku) „to przecież margines”, że „mówienie o tym tylko niesprawiedliwie przyprawi nam gębę neonazistów”. Tylko, że i w poprzedniej sytuacji (antysemickich wpisów i opinii) i w tym już margines jest groźny. Nie można go więc ani bagatelizować, ani tym bardziej przemilczeć. Nie po to historia doświadczyła nas takimi wydarzeniami, by teraz zachowania, które się do nich odwołują, były potraktowane z pobłażaniem.  

 

Z tym, co mówi serce, trudno polemizować  

Do takiego spojrzenia na sprawę skłaniają mnie dodatkowo słowa tych, których te wydarzania bezpośrednio dotyczą. Ostatnio gościem Radia Zet był Mikołaj Grynberg – pisarz i fotograf – jak sam o sobie mówi: drugie pokolenie ocalone z Holocaustu. Mówi, że wśród jego znajomych Żydów są tacy, którzy myślą o wyjeździe. I jeśli już same takie myśli się pojawiają, to jest to powód do poważnego zastanowienia. – Ja mam 52 lata i jestem już na to za stary, by życie zbudować w jakimś miejscu od nowa a poza tym tu jest mój dom i zostaję tu – mówił w Radiu Zet Mikołaj Grynberg. I chociażby w skali całego kraju, „tylko” kilku takich ludzi miało podobne odczucia, to nie możemy traktować tego jak marginesu, który można potraktować ze spokojem. A podobne sygnały docierają i to na większa skalę – do izraelskiej ambasady w Warszawie. To e-maile i telefony.  

Księga Wyjścia  

Ci ludzie mówią, że są zawstydzeni. Wydawało im się, że trudna historia relacji polsko-żydowskich dawno odeszła w niepamięć, a to się jednak wlewa w naszą rzeczywistość. Nie możemy polemizować z odczuciami tych ludzi. Oni tak czują, a są współlokatorami naszego polskiego domu. – Przez lata wielu uważało, że jesteśmy u siebie, że możemy dyskutować, spierać się, a na raz cała ta dyskusja spadała o 10 pięter w dół – mówi pisarz i dodaje: – Polska to moja ojczyzna, tu są moi przyjaciele, to mój język, już w żadnym nie będę mówić tak jak po polsku…-

Zdjęcie: Mikołaj Grynberg podczas rozmowy z Radiu Zet, 10.02.2018

 

Po wojnie, jak Żydzi wracali, ci, którzy przeżyli, nagle się okazało, że to, co na nich czeka, to są pogromy. Potem był ’56 rok, kiedy była pierwsza fala antysemicka i kolejne wyjazdy. Potem był ’68, potem było strasznie długo spokojnie. Część moich bohaterów z mojej nowej książki o roku 1968 „Księgi wyjścia” mówi: „Daliście się nabrać, bo za długo była cisza i przyzwyczailiście się, że oni tego znowu nie zrobią”. 

Oni kto? – dopytywał prowadzący rozmowę Łukasz Konarski. 

Oni polscy obywatele. Czyli dla mnie my. Dla nich nie, ponieważ moim bohaterom zabrano polskie obywatelstwo. Dlatego oni mówią „oni”. I coś takiego się stało. (Mikołaj Grynberg w Radiu Zet)

 

W tej wypowiedzi dokładnie widać, jak trudna jest sytuacja pana Mikołaja. Jest jednym z „nich” i jednym z „nas” jednocześnie. Zapytany, czy antysemityzm jest w kraju  nad Wisłą marginesem, odpowiada, że ma nadzieję, że jest, ale od razu dodaje, że gdy codziennie słyszy się tę samą obelgę, to samo wypowiadane zdanie: „to nie jest miejsce dla ciebie” to jest to po prostu uciążliwe. Człowiek zaczyna się wtedy zastanawiać, czy to miejsce dla niego, dla jego dzieci. – Żydzi mają dużo złych doświadczeń, że gdy się coś zaczyna, to nie warto czekać, aż się skończy – tłumaczy Mikołaj Grynberg. Powinniśmy my – Polacy – ich bracia – być na te doświadczenia wrażliwi.  

 

Tutaj się urodziliśmy, jesteśmy przyzwyczajeni, że zimą pada śnieg, a latem jest gorąco, tu się zakochujemy, tu umieramy, tu są groby naszych rodziców i dziadków i tu jest nasze miejsce. (Mikołaj Grynberg w Radiu Zet)

fot: Grzegorz Michałowski, PAP

 

To też ich miejsce  

I oby to miejsce nadal było także ich. W tym rola nas wszystkich. Także mediów. A media – szczególnie informacyjne – nie są od poklepywania po plecach, zamiatania problemów pod dywan, nie są też oczywiście od wzbudzania pożarów i nie powinny sztucznie podkręcać atmosfery. Bezsprzecznie są za to od informowania. A gdy są to informacje alarmujące, to bez żadnych skrupułów powinny je wystawiać na światło dziennie. I nie do mediów powinny być pretensje, że takie informacje się pojawiają. Takie jest po prostu życie. Tu, w Polsce. I musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy, by marginesy tego życia wyglądały tak, jak to teraz niekiedy bywa.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze