fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Obra: sztuka „Grube ryby” przygotowana przez kleryków

W trzeci i czwarty weekend maja klerycy Wyższego Seminarium Duchownego w Obrze wystawiali sztukę „Grube ryby”. Jej reżyserem był o. Łukasz Krauze OMI.

Przedstawienie teatralne przygotowywane przez naszych kleryków to już tradycja i (z przerwą na pandemię) odbywa się co roku. Ostatnio klerycy zaprezentowali „Dożywocie”, na którym również miałam okazję być. Dlatego mój pierwszy wniosek jest taki, że tegoroczna sztuka wypadła lepiej niż poprzednia. Poruszone zostały ważne życiowe wątki dotyczące relacji międzypokoleniowych i miłosnych. W niektórych momentach było zabawnie, w innych poważnie. Na twarzach widzów można było zaobserwować zarówno zaskoczenie, jak i uśmiech. Zresztą – sama doświadczałam tych emocji.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Klerycy dobrze weszli w swoje role. Na uwagę na pewno zasługuje fakt, że potrafili nawet zmienić swoje głosy czy też sposób poruszania się. Mam tutaj na myśli szczególnie kleryka Jacoba Mganbung OMI, który odgrywał rolę staruszka i w siwej peruce wyglądał naprawdę realistycznie. W dodatku jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze poradził sobie ze starą polszczyzną, chociaż – jak przyznaje w rozmowie ze mną – zdarzały się słowa, których znaczenia nie znał: „Mówię lepiej po polsku niż w zeszłym roku. Ale tym razem miałem jeszcze więcej tekstu do nauczenia się. Nie było to łatwe i musiałem poświęcić na to dużo czasu. Nie rozumiałem znaczenia wyrazów takich jak 'bodajcie’ albo 'byłem na wychodnym’. Ale nie wyobrażałem sobie wymawiać ich podczas przedstawienia i nie mieć pojęcia, co moja postać ma na myśli, dlatego wcześniej dowiedziałem się, o co w tym wszystkim chodzi. Cieszę się, nawet moi współbracia podczas próby generalnej zauważyli moją zmianę głosu czy też postawy, dzięki czemu jeszcze bardziej upodobniłem się do odgrywanego przeze mnie Wistowskiego”.

Co ciekawe – Kubie podczas występów nie towarzyszył właściwie żaden stres, co można było łatwo zauważyć, gdyż kleryk czuł się na scenie seminaryjnej auli bardzo swobodnie. Podobnie jak Mateusz Chrzanowski OMI, odgrywający rolę ojca Heleny, a nawet Tomasz Maruszak OMI, który zagrał Wandę.

– Przygotowania do sztuki rozpoczęliśmy ponad trzy miesiące temu. Nie był to dla mnie problem, że odgrywałem kobiecą rolę. Ale podczas prób dużo zastanawiałem się, jaka to może być osoba, jak może się zachowywać i w jaki sposób coś przeżywać. Jeśli chodzi o strój – mamy pod sceną dość dużo rekwizytów, dzięki czemu nie musiałem długo go szukać. W tym roku też towarzyszył mi na deskach seminaryjnego teatru mniejszy stres niż ostatnio, bo miałem już większe doświadczenie – mówi oblat.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Z tegorocznym swój występ sprzed roku może porównać też Karol Kłosowski OMI wcielający się w postać zakochanego w Helenie Pagatowicza.

– Rok temu miałem główną rolę i nie chciałem teraz być aż tak bardzo zaangażowany. Ale tak się stało, że zostałem „dobrym duszkiem” tego wydarzenia i dbałem o to, żeby wszystko wypadło dobrze. Przez to czasami się denerwowałem, bo znałem właściwie na pamięć wszystkie teksty i kiedy któryś ze współbraci się pomylił lub o czymś zapomniał – zawsze, nawet nieświadomie, zwracałem na to uwagę – uśmiecha się kleryk.

Karol zajął się również scenografią, która – choć nieco podobna do tej sprzed roku – teraz też robiła wrażenie. Były prawdziwe drzwi, którymi aktorzy wchodzili na scenę, okno czy też dopasowane do czasów, w których rozgrywała się akcja fotele.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

W tym roku kleryków było też lepiej słychać niż w zeszłym. Była dobra oprawa muzyczna i światła, które dodawały nastroju. O to wszystko zadbał Wojciech Wilczek OMI, który pojawiał się na każdej próbie i dopasowywał oświetlenie. Na początku jego praca wymagała bardzo dużo skupienia: „Cały czas śledziłem scenariusz słowo po słowie, aby na pewno włączyć muzykę w odpowiednim momencie i zaświecić światło. Nie mogłem się rozproszyć nawet na chwilę, bo wtedy się myliłem. Teraz, gdy odegraliśmy już sztukę dziesięć razy – zdążyłem nauczyć się słów-kluczy i wiedziałem, co kiedy mam zrobić, by wyszło dobrze”.

Jak w prawdziwym teatrze – nie obyło się też bez wpadek. Podczas jednego z występów pojawiły się duże problemy z włączeniem muzyki, przez co chłopaki zaczęły improwizować i udawali na scenie, że zepsuło się radio. Czasami, gdy ktoś pomylił tekst, konieczne było wejście mu w słowo lub wypowiedzenie także innej kwestii niż ta, która powinna być według scenariusza. Na szczęście na każdą z takich sytuacji oblaci znaleźli sposób. A ja polecam, by w przyszłym roku znaleźć czas na obejrzenie sztuki wystawianej w murach obrzańskiego seminarium, która z pewnością też się odbędzie.

Klasztor w Obrze k. Wolsztyna istnieje od 1291 r., kiedy na te tereny południowej Wielkopolski przybyli cystersi. Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej mury pocysterskie przejęli w 1926 r., organizując w nich Wyższe Misyjne Seminarium Duchowne. Wykształcili tu do 1939 r. niespełna 100 prezbiterów, którzy rozpoczęli pracę w kraju jako rekolekcjoniści i duszpasterze parafialni i sanktuaryjni, a także poza krajem – jako misjonarze i duszpasterze polonijni. W okresie powojennym mury seminarium opuściło około 700 wyświęconych księży. Dziś absolwenci seminarium pracują na wszystkich kontynentach, w ponad 25 krajach. Pięciu z nich przyjęło świecenia episkopatu: Eugeniusz Jureczko OMI (Kamerun; zmarł w 2018 r.), Jacek Pyl OMI (Ukraina-Krym), Radosław Zmitrowicz OMI (Ukraina), Wiesław Krótki OMI (Kanada Północna – Eskimosi) i Jan Kot OMI (Brazylia). Obecnie w Obrze kształci się około 30 kandydatów na prezbiterów z różnych kontynentów. Aktualnym przełożonym i rektorem seminarium jest o. dr Sebastian Łuszczki OMI. 



Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze