
fot. pixabay/fancycrave1
Opozycja ewangeliczna [KOMENTARZ]
Rozumiem tych, którym trudno dzisiaj szukać nadziei. Wydaje się, że nie można jej znaleźć w procesach wewnątrz kościelnych struktur. Kolejny raz zawiodły. Ale nasza rola pozostaje niezmienna – budowanie opozycji wobec tego, co odwraca uwagę od Ewangelii.
Rozczarowanie Kościołem instytucjonalnym to nie grzech. To reakcja obronna katolika, który dostrzega zgrzyt między tym, co jest głoszone, a tym, co pokazuje praktyka. I trzeba sobie powiedzieć, że nie dojdziemy do ideału. Nie tutaj. Ale ten argument nigdy nie może być usprawiedliwieniem dla opieszałości, braku zaangażowania czy odpowiedniej komunikacji.
Odsunięcie abp. Wojciecha Polaka
Arcybiskup Wojciech Polak został odsunięty przez Konferencję Episkopatu Polski (KEP) od prac nad powołaniem niezależnej komisji ekspertów, która ma zbadać zjawisko wykorzystywania seksualnego w Kościele w Polsce. Jego miejsce zajął bp Sławomir Oder. KEP tłumaczy tę decyzję lepszymi kompetencjami prawnymi biskupa gliwickiego, a to właśnie nadawanie komisji formalnego kształtu jest w tej chwili głównym zadaniem, przed jakim stoją polscy biskupi. Wydawałoby się, że to tylko decyzja personalna. Zmiana, która nie ma większego znaczenia, bo przecież wola powołania komisji pozostała niezmienna. Przynajmniej teoretycznie.
W praktyce cześć środowiska osób skrzywdzonych w Kościele czuje się oszukana przez Episkopat.
„Wśród osób, z którymi rozmawiałem, dominuje poczucie, że zostaliśmy oszukani i wykorzystani. Że wszystko, co zrobiliśmy – my jako osoby skrzywdzone, a także prymas i jego zespół – było na nic. Bo gdy przyszło do realnych decyzji, okazało się, że Konferencja Episkopatu Polski po prostu nie ma woli działania” – mówił Jakub Pankowiak w rozmowie z Dawidem Gospodarkiem (KAI).

Gra na czas?
Chodzi nie tylko o to, że abp Wojciech Polak, który od lat ma zaufanie osób skrzywdzonych, został odsunięty od prac nad powołaniem komisji. Rzecz w tym, że nadszedł już czas, żeby ta komisja zaczęła działać. Skończył się czas na roszady personalne i zmienianie koncepcji. Każda taka decyzja biskupów – jak ta z ostatniego zebrania plenarnego KEP – będzie odczytywana jako gra na czas.
– Ta zmiana oznacza de facto opóźnienie prac nad powołaniem komisji przynajmniej o kilka lat – tak ocenia sytuację Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Brak determinacji w działaniu może oznacza, że raport zostanie opublikowany dopiero za kilkanaście lat. – Nasze pokolenie może go nie doczekać – dodaje z rozczarowaniem Przeciszewski.
>>> Naprawdę mam prawo być traktowany w Kościele jak dorosły człowiek [ROZMOWA]
Zawodzi komunikacja. Znowu
To, co kolejny raz rzuca się w oczy to brak odpowiedniej komunikacji. Wydawałoby się, że trwanie w procesie synodalnym wprowadziło ją w Kościele na wyższy poziom. Ale okazuje się, że to fikcja. Środowisko osób skrzywdzonych nic nie wiedziało o tym, że misja tworzenia komisji zostanie powierzona innemu biskupowi. O wszystkim dowiedzieli się z konferencji prasowej.
„Naiwnie wierzyłem, że dla KEP jestem partnerem. W rzeczywistości jestem [dla nich] tylko przedmiotem” – napisał w mediach społecznościowych Robert Fidura, który w listopadzie zeszłego roku razem z Jakubem Pankowiakiem i Tośką Szewczyk spotkali się z polskimi biskupami podczas zebrania plenarnego na Jasnej Górze.
Wówczas nastroje były inne. Dominowały wypowiedzi o nadziei, o współpracy, o wspólnej drodze i rozmowie. Dzisiaj wydaje się, że to partnerstwo zostało jednostronnie zerwane.
Głos odrębny biskupów Muskusa i Ważnego
Nie wszyscy biskupi zgadzają się jednak z decyzjami, które zostały podjęte na ostatnim zebraniu plenarnym w Katowicach. Publicznie o swoich wątpliwościach powiedzieli bp Damian Muskus oraz bp Artur Ważny.
„Wprawdzie nie brałem udziału w ostatnim posiedzeniu KEP, ale nie mogę uciec od ciężaru odpowiedzialności za podjęte w Katowicach decyzje. Wciąż wierzę, że rozpoczętego procesu nie da się zatrzymać, i że wcześniej czy później powstanie komisja, która przedstawi i opisze zjawisko wykorzystania małoletnich przez duchowych” – napisał biskup Damian Muskus w swoim wpisie na Facebooku.
Biskup Artur Ważny udzielił z kolei wywiadu redakcji „Gościa Niedzielnego”, w którym przyznaje, że jest zaskoczony tym, jak potoczyły się losy powstawania komisji.
„Jestem podobnie jak wielu zaskoczony, rozgoryczony i smutny. (…) Okazało się, jak wiele mamy tutaj jeszcze do zrobienia – każdy z osobna i wszyscy razem. Jedni mniej, inni więcej, ale wiele pracy przed nami. Z czego to wynika? Z wielu powodów. Nie będę wypowiadał się za innych. We mnie pracują spotkania ze skrzywdzonymi, ich dramatyczne historie, przerażające konsekwencje zranień, które dźwigają często samotnie i oczekują chociaż minimum wrażliwości i zrozumienia oraz ustalenia prawdy. Wracając z Zebrania KEP miałem tak wiele ich twarzy i imion w sercu i modliłem się za nich. Wielu upominało się u mnie o zabranie głosu, o reakcję, o komentarz. Rozumiem to i przepraszam, jeśli się rozczarowali. Mam swoje powody, by tego nie robić i wcale nie wynika to z lęku czy zgody na to, co się stało. Paradoksalnie uznałem, że tak będzie lepiej dla sprawy komisji. Wciąż ufam, że pośród wielu z nas jest determinacja, że komisja powstanie, chociaż tak wielu już w to nie wierzy” – mówił biskup sosnowiecki w rozmowie z Jackiem Dziedziną.

Opozycja ewangeliczna
Osobom skrzywdzonym towarzyszą dzisiaj ból i rozczarowanie. Nie tylko im. Wielu katolików współodczuwa razem z nimi. Bo w powołaniu komisji nie chodzi o badanie faktów historycznych – chodzi w niej o odzyskanie nadszarpniętego moralnego autorytetu Kościoła, który nie tylko słowem, ale czynem i prawdą głosi Ewangelię. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest to dla nas trudne. Albo nawet upokarzające. Mówienie o grzechach Kościoła nie jest atakiem – tylko aktem oczyszczenia, które dzisiaj jest konieczne.
Marek Kita w książce „Zostać w Kościele. Zostać Kościołem” pisze o „opozycji ewangelicznej”. To postawa, która jest wymagana od katolików, którzy zauważają, że Kościół przestaje być sobą. Wówczas spór nie jest inspirowany chęcią podziału, ale właśnie potrzebą powrotu do tych wartości, które są dla nas fundamentem. Poczuwanie się do roli ewangelicznego opozycjonisty nie zwalnia nas jednak z obowiązku czuwania wobec samego siebie i rachunku sumienia. Nam, oburzającym się, także zagraża grzech pychy.
„Mamy prawo i wręcz powinność czuwać, żeby służba odpowiedzialnych za wspólnotę naprawdę pozostawała zanurzona w Panu – by wyczuwało się w niej Jezusowy styl. (…) Jeśli więc zachowanie kościelnych starostów (presbyteroi) nie pomaga wspólnej radości z Ewangelii (…) to zasadnicza lojalność wobec nich nie wyklucza sporu i być może sprzeciwu w imię Pana” – pisze Marek Kita we wspomnianej książce.
Rozumiem tych, którym trudno dzisiaj szukać nadziei. Wydaje się, że nie można jej wskazać w procesach wewnątrz kościelnych struktur. Kolejny raz zawiodły. Ale nasza rola pozostaje niezmienna – budowanie opozycji wobec tego, co odwraca uwagę od Ewangelii albo uniemożliwia jej skuteczne głoszenie. Bo słowo kłóci się z czynem. Dobrze, że chociaż kilku biskupów także potrafi wyrazić swój sprzeciw. Nie po to, by niszczyć jedność, ale po to, by pilnować miejsca i roli Ewangelii w relacji ze skrzywdzonymi.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |