fot. Vatican Media

Ośrodek Przyszłość dla Ukrainy. „To jest coś najpiękniejszego”

Ludzie, którzy nas nie znali, przeżywali to wszystko razem z nami – opowiadają Ukrainki, które od trzech lat mieszkają w Pallotyńskim Centrum „Przyszłość dla Ukrainy”. W rozmowie z mediami watykańskimi podzieliły się swoimi doświadczeniami wojny w Ukrainie i ogromu dobra, którego doświadczyły w Polsce.

„Największe zaskoczenie to Boża miłość, jaką oni nam tutaj dali; uczucie, że Pan Bóg jest zawsze z nami i że On zawsze nas ukryje i pomoże w takich trudnych sytuacjach” – opowiadają mieszkanki centrum prowadzonego przez Księży Pallotynów w Ołtarzewie.

Z Charkowa, Chmielnickiego i Tarnopola; Irena, Małgorzata i Maria – trzy kobiety, które wraz ze swymi dziećmi, uciekając od dramatu wojny trafiły do specjalnego ośrodka – Pallotyńskiego Centrum „Przyszłość dla Ukrainy” w podwarszawskim Ołtarzewie. Miejsca, które nie jest jedynie noclegownią, a przestrzenią, gdzie otrzymały wsparcie, zaplecze terapeutyczne, duchowe oraz poczucie „domowego ciepła”. Ich dzieci mogły podjąć naukę w miejscowych szkołach, a one zawodową pracę.

Zaskoczenie 

Po trzech latach pobytu, Ukrainki opowiadają o największych pozytywnych doświadczeniach tego niełatwego czasu wojny, przed którą uciekając trafiły do Polski. Dziś mówią o ogromie dobra, którego doświadczyły przez ostatnie kilkanaście miesięcy. „Mogliśmy tu spać z dala od wojny … Poświęcili nam dużo czasu… Księża przyjęli nas z taką serdecznością… Tu było jak u rodziny… Mimo całego stresu, tutaj poczułam się bezpiecznie” – opowiadają.

fot. PAP/EPA/IGOR TKACHENKO

Początek

„Chłód” – to pierwsze wspomnienie Małgorzaty Sulimy z poranka 24 lutego 2022 r. 

Do Polski, wszystkie Panie wraz z dziećmi, trafiły po pierwszych dniach pełnoskalowej agresji Ukrainy na Rosję sprzed trzech lat.

Irena Szelkowa wspomina, że kiedy obudziła się, trzy lata temu, pamiętnego lutowego dnia i usłyszała od znajomych – dziś już nawet nie pamięta kto zadzwonił – jedno hasło „jest wojna”. „Po prostu ona była” – wspomina. Jej pierwsza myśl: „Co wy wyprawiacie?… Co to jest?… Czy to jakieś żarty?”. Pamięta, że później, włączyła telewizor i zobaczyła co się dzieje. Każdy kanał, wszystkie serwisy informacyjne przekazywały to samo. Wszędzie bomby, samoloty, czołgi. „Szok i brak formy reakcji” – opowiada po latach. Dzieci zostały w domu; nie było mowy o pójściu do przedszkola czy szkoły.

Irena opowiada, że to co tak bardzo było odczuwalne i tak trudne w pierwszych godzinach czy dniach wojny to stres i płacz dzieci. „Jak schronić się od samolotów?” – ta myśl często do niej wracała. Cały czas wyła syrena, ostrzegając przed nalotami, a jedynym miejscem, które mogło służyć jako schronienie była przydomowa spiżarnia. 

Głuchota

Maria Koziar z Tarnopola, opowiada co dla niej – jako osoby niepełnosprawnej z wadą słuchu – było największą trudnością. „Pierwsze dni wojny, a ja nie mogłam usłyszeć alarmów – wspomina – dla mnie to było bardzo straszne, bo nie wiedziałam, kiedy się schronić od zagłady”. Uczucie strachu potęgował fakt mieszkania na dziewiątym piętrze i świadomość tego, że nie zdążysz uciec do schronu. 

„Zimno” to kolejne brutalne wspomnienie, które pojawia się w opowieściach Ukrainek. Tak było, gdy musiały przebywać w schronach czy piwnicach. Po kolejnych nocach i dniach spędzonych w takich warunkach, wiedziała, że nie chce tego dłużej robić. Wojna szybko pokazała, co staje się „nienormalnym życiem”.

Ucieczka

Samochodem, autobusem albo koleją – tak trafiały do Polski.

Irena wspomina, że na początku nie chciała słyszeć o wyjeździe z Ukrainy. Najpierw namawiała ją siostra byłego męża, aby zdecydować się na ewakuację pociągiem specjalnie przygotowanym dla kobiet z dziećmi. Na początku miała jeszcze myśl, że „cała ta wojna” bardzo szybko się skończy. Kiedy okazało się, że z każdym dniem walki, narastało napięcie i wątpliwości o to, co będzie dalej, wzięła samochód i przyjechała z dziećmi do Ożarowa Mazowieckiego. Tam w tymczasowo przygotowanej sali gimnastycznej była osiem miesięcy. Najpierw słyszała, że będzie tam mieszkać tydzień, najwyżej dwa; a jak wszystko się skończy to bezpiecznie wróci do swego domu. Jednak, po pierwszych miesiącach trafiła do specjalnie przygotowanego centrum, który mieści się w seminarium Księży Pallotynów w pobliskim Ołtarzewie.

fot. PAP/EPA/STRINGER

Przyszłość

„Zebrać się w całość i zacząć coś nowego” – opowiada Irena mówiąc o pobycie w ośrodku. Ten czas pozwolił im na rozwój, przygotowanie do „nowego życia” w Polsce czy też gdzie indziej.

Na pytanie czego najbardziej potrzeba dziś Ukrainie, Panie zgodnie odpowiadają: „pokoju”; aby to wszystko już się skończyło, a ludzie mogli wrócić do normalnego życia. Mówią także o potrzebie wsparcia z zewnątrz dla Ukrainy; traumie, która dotyka całe rodziny i będzie trudnym zagadnieniem, z którym trzeba będzie się zmierzyć.

Na chwilę obecną nie mówią o powrocie do rodzinnego kraju, bo „dom został zniszczony przez bombardowanie” i nie ma do czego wracać, a dla siebie i dzieci „chcą ciszy i spokoju”. Dalej tęsknią za rodzinnym domem i ludźmi, z którymi tam żyły; ale wiedzą, że Ukraina nie będzie już tym samym krajem.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze