Ostatnia prosta ze św. Józefem
Święta Rodzina – Jezus, Józef i Maryja – w pierwszym skojarzeniu przywołuje na myśl Boże Narodzenie. Rodzinny nastrój, niemalże sielanka, choć wiemy, że ostatnie chwile przed i po porodzie nie były dla nich łatwe… Mimo to, kiedy myślimy o życiu rodziny Jezusa, o Jego pracy w warsztacie, o relacjach, jakie mógł mieć z Józefem, bliżej nam do ckliwych kolęd i piosenek, niż do wielkopostnych melodii.
Są takie dwa dni (najczęściej) w Wielkim Poście (pomijając niedziele) kiedy można się bardziej ucieszyć, a nawet nieśmiało poświętować. To 19 marca – uroczystość św. Józefa i 25 marca – uroczystość Zwiastowania (choć w tym roku wypada w Wielki Poniedziałek, więc przeniesiono ją na 8 kwietnia). Te dni trochę człowieka wyrywają z wielkopostnej zadumy, być może też po to, by przypomnieć sobie, po co pościmy. Ale z drugiej strony… Dlaczego nie spojrzeć na św. Jozefa, jak na człowieka Wielkiego Postu, jak na kogoś, kto pomaga przejść drogę nawracania się, kto pozwala zrozumieć, co to naprawdę znaczy żyć z Bogiem i w Nim umierać?
>>> Święty Józef – patron dla każdego z nas
Milczenie
Truizmem jest stwierdzenie, że w Ewangeliach nie znajdziemy żadnej wypowiedzi św. Józefa. Znawcy utrzymują, że z pewnością powiedział w swoim życiu jedno słowo: „Jezus”. Wszak zgodnie z nakazem anioła i żydowskimi zwyczajami miał, jako ojciec, podczas obrzezania nadać Dziecku imię. Tak czy inaczej – jest człowiekiem ciszy. A w ciszy może wydarzyć się dużo między ludźmi, i miedzy człowiekiem i Bogiem. Drugim truizmem jest stwierdzenie, że dzisiaj o ciszę trudno, zarówno jeśli chodzi o hałas zewnętrzny, jak i wewnętrzny hałas i chaos. Bardzo trudno się z tego wyrwać, bo życie pędzi i nie ma zamiaru poczekać. I właśnie dlatego warto i trzeba próbować ciszy, a doskonałą okazją do tego jest właśnie czas Wielkiego Postu. Dla wiary cisza wydaje się „konieczną koniecznością”. Okresowe milczenie praktykuje się w wielu klasztorach, nie brakuje go – a przynajmniej nie powinno – podczas liturgii. Cisza pozwala człowiekowi z jednej strony otworzyć się na swoje wnętrze i przychodzące myśli, a z drugiej – na słuchanie, innych i Boga. Praktykowanie ciszy może mieć rożne wymiary, na miarę różnych możliwości, na miarę potrzeb… Jedni potrzebują ograniczenia bodźców zewnętrznych, innym przydałaby się chwila milczenia własnego, brak komentowania, nieangażowanie się w kolejne dyskusje. Zamilknąć na chwile. Nie reagować od razu. Trudno o taki dystans – w rodzinach, w społeczeństwie. Widzimy to codziennie. Wydaje się że Józef tę umiejętność opanował i to w sytuacji dość – możemy się domyślić – emocjonalnej. Bo oto zaślubiona mu kobieta oznajmia, że jest w ciąży i to nie z nim. Nie krzyczał, nie rwał włosów z głowy – przynajmniej nie mamy o tym informacji – nawet nie robił wyrzutów. I choć zapewne się bał, co z tego wszystkiego wyniknie, postanowił działać. Ale nie od razu. Zanim cokolwiek przedsięwziął, przespał się z problemem, a ów sen okazał się kluczowy. Rada dla wszystkich – czasem warto poczekać. A może – to rada dla wierzącego – w razie chaosu, zamętu i wątpliwości zapytać Pana Boga, o co chodzi? Poprosić o światło Ducha, o mądrość? I starać się Jego odpowiedź usłyszeć. „Także poprzez niepokój Józefa przenika wola Boga, Jego historia, Jego plan” – napisał papież Franciszek w liście na rok św. Józefa. „W ten sposób Józef uczy nas, że posiadanie wiary w Boga obejmuje również wiarę, że może On działać także poprzez nasze lęki, nasze ułomności, nasze słabości. Uczy nas także, że pośród życiowych burz nie powinniśmy bać się oddać Bogu ster naszej łodzi. Czasami chcielibyśmy mieć wszystko pod kontrolą, ale On zawsze ma szersze spojrzenie” – czytamy dalej w papieskim dokumencie.
Postanowienie numer jeden – zatrzymać się na chwilę w milczeniu.
Życie Słowem
Jak to możliwe, że Józef tej Mądrości zaufał? Może dlatego, że znał Słowo i był na nie otwarty, i to do tego stopnia, iż nie miał wątpliwości, że to, co słyszy, to Boże natchnienie. Czy nie o to chodzi, nie tylko w czasie Wielkiego Postu, ale w życiu w ogóle? By nasza doga do Pana Boga była coraz wyraźniejszym słyszeniem Jego Słowa i pójściem za Nim? Czyż nie tym jest nawracanie się, dzień w dzień? I tak powoli ku wieczności. Jozef nie tylko słyszy, ale też idzie za Słowem – mimo że to, co usłyszał, nie pokrywa się z jego pomysłami na życie. On – przecież w dobrej wierze – chciał Maryję potajemnie oddalić. Bóg mówi mu, żeby się nie bał i wziął ja do siebie. Nie bój się – jakie trzeba mieć zaufanie do kogoś, żeby tak zwyczajnie uwierzyć, zostawić swoje plany, pójść dalej: „Wiele razy zachodzą w naszym życiu wydarzenia, których znaczenia nie rozumiemy. Naszą pierwszą reakcją jest często rozczarowanie i bunt” – pisał papież Franciszek. „Józef odkłada na bok swoje rozumowanie, aby uczynić miejsce dla tego, co się dzieje, choć może mu się to zdawać tajemnicze, akceptuje, bierze za to odpowiedzialność i godzi się ze swoją historią. Jeśli nie pogodzimy się z naszą historią, nie będziemy w stanie uczynić żadnego następnego kroku, ponieważ zawsze pozostaniemy zakładnikami naszych oczekiwań i wynikających z nich rozczarowań” – czytamy u Franciszka. Kolejny krok na drodze wiary – ufać, że to, co wydaje się zupełnie nieracjonalne, jest naszą drogą. Takiego zaufania nie da się wypracować z dnia na dzien. To droga wspólnych wzlotów i upadków, lęku i zaufania, pogłębiania relacji krok po kroku. Zadanie na całe życie. Dlaczego nie zacząć już dziś?
Postanowienie numer dwa – zapytać Pana Boga, jakie ma plany wobec mnie.
Umieranie…
Od samego początku było inaczej, niż miało być. Ciąża Maryi, poród poza domem, emigracja, powrót i zaczynanie wszystkiego od nowa. Zapewne Józef miał swoje plany i pomysły na rodzinne życie, ale zaryzykował. Trudno też zapewne było słuchać Józefowi, że jego ukochaną Maryję miecz przeszyje – z powodu Syna. Przeżywać musiał „zgubienie się” Jezusa w Jerozolimie i Jego znamienne słowa, że „powinien być w domu Ojca…”. To musiało zaboleć, mimo że przecież od zawsze wiedział. Ale może bolało mniej w zaufaniu i przekonaniu, że życie tu na ziemi jest swego rodzaju umieraniem dla siebie, swoich ambicji, planów. Papież Franciszek (za Pawłem VI) przypomina, że św. Józef „uczynił ze swego życia służbę, złożył je w ofierze tajemnicy wcielenia i związanej z nią odkupieńczej misji; posłużył się władzą, przysługującą mu prawnie w Świętej Rodzinie, aby złożyć całkowity dar z siebie, ze swego życia, ze swej pracy; przekształcił swe ludzkie powołanie do rodzinnej miłości w ponadludzką ofiarę z siebie, ze swego serca i wszystkich zdolności, w miłość oddaną na służbę Mesjaszowi, wzrastającemu w jego domu”. To specyficzne umieranie powoduje, że paradoksalnie utracone życie odzyskujemy zupełnie w innym wymiarze. To zapewne doświadczenie wspólne dla wielu, którzy zdecydowali się żyć nie (tylko) dla siebie. Czy to po świecku, czy po święceniach, w samotności czy życiu rodzinnym. Trudne do zrumienia na logicznym poziomie zdanie o tym, że „kto straci swoje życie ten je zyska” w praktyce okazuje się prawdą niemal oczywistą. Czy to nie boli? Oczywiście, że boli. Czasem mniej, czasem bardziej. Ale chrześcijaństwo w niepojęty sposób związane jest z cierpieniem i umieraniem. Tę prawdę przeżywamy przez te symboliczne 40 dni w sposób szczególny, będziemy w niej uczestniczyć podczas trzech świętych dni Triduum Paschalnego. Choć wiemy, że ta rzeczywistość jest o wiele głębsza niż nawet najbardziej głębokie teologiczne wyjaśnienia. Właściwie tylko osobiście, w naszej relacji z Bogiem, możemy odkrywać kolejne jej poziomy. Józef umierał w tym przenośnym sensie – dla swoich pomysłów i wizji rzeczywistości – na rzecz planów Bożych, które nie były jakimiś zewnętrznymi pomysłami, ale stały się jego własnymi. Ale św. Józef jest też patronem dobrej śmierci, tak po prostu. Św. Franciszek Salezy twierdził, że tak jak Pan Bóg złożył przy narodzinach i w młodości ciało Jezusa w ręce Józefa, tak w czasie śmierci on składa swego ducha w ręce Jezusa. Tak jak św. Józef troszczył się o ciało Pana Jezusa, tak On ma zatroszczyć się o duszę swego przybranego ojca. Tradycja przekazuje, że Józef umierał w bliskości Maryi i Józefa – czego chcieć więcej?
Postanowienie numer trzy – być przy Jezusie, jakbym miał umrzeć dzisiaj.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |