Paweł Kurtyka: Nie winię Boga za Smoleńsk

Czy gdy odchodzi najbliższa osoba, to więcej na Boga złości czy jeszcze więcej Jemu zawierzenia? Czy da się spojrzeć śmierci w oczy? Czy wiara po takim doświadczeniu wzmacnia się, czy przeżywa nieuchronny kryzys? O życiu „po Smoleńsku”, bez taty na ziemi, ale nie bez jego obecności z Pawłem Kurtyką (synem zmarłego 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku Janusza Kurtyki, historyka, Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej w latach 2005-2010), rozmawia Maciej Kluczka.

fot: Paweł Kurtyka

Maciej Kluczka (misyjne.pl): To chyba pytanie, które będzie wspólnym mianownikiem naszej rozmowy… Czy trudne, bolesne przeżycia wzmacniają człowieka? Jego światopogląd i wiarę? Czy może nie jest to proces tak łatwy i z tak jednoznacznym efektem? Jak było u Pana? Był moment zawahania, czy przeszedł Pan – biblijnie to ujmę – suchą stopą przez ten burzliwy czas?

Paweł Kurtyka: Jestem raczej przypadkiem pozytywnym. Gdy ojciec zginął, miałem 20 lat. Powiedzmy, że miałem „zamapowany” światopogląd w aspekcie religijnym. Ale nie był on „zamapowany” silnie, na zasadzie nasycenia treścią, jak to niektórzy mają na przykład po formacji w duszpasterstwie. Człowiek przez nabieranie doświadczeń pogłębia swoją filozofię. Wkrótce po katastrofie chciałem, by mimo ogromu tragedii wyszło z niej coś dobrego. Założyłem stowarzyszenie „Studenci dla Rzeczpospolitej”, które bardzo dynamicznie się rozwinęło. Gdy po czterech latach przestawałem być jego prezesem, to miało około dwustu członków i dziesięć oddziałów w miastach akademickich w Polsce. To było stowarzyszenie konserwatywne, więc napływali tam ludzie, którzy mieli mocny „background” religijny. Szczególnie w Łodzi – oddział był tam tworzony na bazie duszpasterstwa . Mając z jednej strony „podkład” z domu, z drugiej kontakt z innymi ludźmi, udało mi wiarę pogłębić i ją sobie uświadamiać. Organizując stowarzyszenie, musieliśmy odpowiedzieć przed samymi sobą na kilka fundamentalnych pytań. Podczas tej pracy automatycznie te więzi religijne pogłębiałem. To był rodzaj „ja” wypowiedzianego przed innymi. Wcześniej miałem do czynienia raczej z tym wewnętrznym „ja”.

W kontakcie z drugim człowiekiem trzeba się określić, niekiedy dać świadectwo.

Tak, dokładnie. To był dla mnie przełom w zakresie traktowania religii jako czegoś wyłącznie prywatnego. Jeżeli mówimy o tym, że mamy tożsamość konserwatywną, której esencją jest chrześcijaństwo, to za tym idą następne elementy. One muszą się pojawić, by zwyczajnie nie wyjść na hipokrytę albo nie być sprzecznym.

Do tego czasu wiara była sprawą prywatną, później doszedł zapał społecznikowski.

Ze swoich obserwacji wiem, że wiara to fundament wzmacniający wiele spraw, np. relacje międzyludzkie, wiarygodność, wewnętrzną uczciwość. Jeśli mamy wspólny fundament etyczny, to jest to pewnego rodzaju kod komunikacyjny. To z kolei pozwala na zbudowanie zaufania między ludźmi.

Zdjęcie: Janusz Kurtyka

Wrócę jeszcze do sfery prywatnej. Katastrofa, śmierć taty, zastały pana wieku 20 lat – po dojrzewaniu, ale jeszcze przed w pełni dorosłym życiem. To dla młodego człowieka czas pełen wyzwań. Pana wiara mogła być wtedy wystawiona na próbę. Czy wobec Boga – jako Ojca – więcej było u pana chęci jeszcze większego zbliżenia, rozmowy, próby zrozumienia tej sytuacji czy może złości, takiej złości jak dziecko złości się na ojca?

Nie pamiętam złości. Zupełnie nie było tak. Może to dziwnie zabrzmi, ale sądzę, że intencją Boga nie było pozbawienie życia tych wszystkich ludzi. Rzeczy na świecie dzieją się poruszone często ludzką intencją, w którą Bóg nie ingeruje, bo dał człowiekowi wolność. Jestem z wykształcenia architektem i historykiem i wiem, że w dziejach są momenty, które są brutalne i tych rzeczy nie unikniemy. Nie analizowałem tego i nie myślałem o tym w kategorii „obrażania się”. Bóg był dla mnie pomostem, możliwością, nadzieją, na rozmowę, na kontakt z tatą, który już nie był wśród nas. Nie zadałem nigdy takiego pytania: „dlaczego tak i dlaczego to jest takie niesprawiedliwe?”. Może dlatego też, że tata bardzo poważnie traktował pojęcie służby państwowej. Był bardzo w to zaangażowany ideowo. Dla niego, i we wpojonym nam wychowaniu, poświęcenie dla ojczyzny było wysoko postawioną wartością. On więc, w jakimś stopniu poprzez tę śmierć był spójny z tym, co nam przekazywał. Nie było we mnie pretensji związanej z tym wymiarem. Oczywiście miałem i mam ogromne pretensje, które są związane z tym, jak ta tragedia wyglądała od strony organizacyjnej czy zachowania ludzi względem rodzin i ofiar – ale to nie jest temat tej rozmowy. Od strony filozofii czy wiary nie spowodowało to kryzysu.

Franciszek, mówiąc o śmierci podczas jednej z audiencji – w bardzo ludzki sposób mówił, że mimo że śmierć jest częścią życia i wiemy, że nastąpi, to gdy przychodzi, nigdy nie jesteśmy w pełni na nią gotowi. Nigdy nie jest to coś naturalnego. Franciszek rozumie więc bardzo ludzkie uczucia i zachowania w obliczu śmierci. Jako katolicy na każdej Mszy świętej wyznajemy wiarę w życie wieczne. A czy w tak właśnie dramatycznych momentach jeszcze bardziej ją sobie uzmysławiamy? Czy jednak ona zostaje tylko tą formułką?

Te chwile zaraz po katastrofie to był duży szok. To przyszło nagle. Mój tata nie był przecież starszy, schorowany. Ja szukałem w tych pierwszych miesiącach oparcia w działaniu, w podjęciu zadań organizacyjnych, które odciągną mnie od myślenia. Mniej myślenia, więcej czynu. Rozważania przyszły później i przyszły przy spokojniejszych emocjach. Było to bardziej poukładane, mniej gorące. Może tu jest odpowiedz na pytanie o kryzys. Być może, gdy ktoś od razu ucieka w rozważania, to może dojść do wniosku, że gdzieś to wszystko nie ma sensu, że ta konstrukcja logiczna nie jest pełna. U mnie tego nie było. Mój wniosek był prosty – dla mnie nigdy nie było tak, że tej osoby już w ogóle nie ma i że ja nie mogę mieć z nią jakiejś relacji. Zawsze czułem i wiedziałem, że to, co powiem, będzie usłyszane. Nie miałem poczucia, że mówię w próżnię – mówiłem do kogoś. To dla mnie po prostu wiara w życie pozagrobowe. Wiemy, że po drugiej stronie jest odbiorca komunikatu, z którym możemy porozmawiać, powierzyć swoje problemy. Wierzymy, że jest coś więcej. To był dla mnie bardzo praktyczny wymiar, przestrzeń rozmowy. To ma też konsekwencję poprzez wymiar dokończenia kilku niezwykle istotnych dla taty projektów.

Bywał feedback?

Pamiętam jedno zdarzenie, to było niedługo przed pogrzebem taty. Byłem w Warszawie, w siedzibie Instytutu Pamięci Narodowej, by zabrać jego rzeczy do Krakowa. To był wieczór. W pewnej chwili uderzyło mnie to, że trzeba koniecznie na pogrzebie podziękować pracownikom IPN-u i współpracownikom taty za pracę, którą wykonywali przez te trudne lata – kiedy Instytut i jego prezes byli permanentnie atakowani. Oni z nim byli. IPN był instytucją, która bardzo wiele zrobiła dla prawdy historycznej w Polsce – przełamała postkomunistyczną narrację o najnowszej historii Polski. To było bardzo nagłe i silne uczucie. Wiedziałem, że muszę to powiedzieć, a wcześniej w ogóle o tym nie myślałem. Są też pewne rzeczy, o których pamiętam – inspiracje z przeszłości – które są dla mnie bardzo naturalne. Przypominam sobie nasze rozmowy, jego poglądy i wskazówki. One mnie w jakiś sposób prowadzą.

Zdjęcie: przylot trumien, wojskowe lotnisko Okęcie w Warszawie, kwiecień 2010 r.

Jest takie powiedzenie, że śmierci, tak jak słońcu, nie jesteśmy w stanie spojrzeć w oczy. Ta śmierć zawsze jest zbyt trudna, by stawić jej czoła bez żadnych trudnych uczuć. Czy pan czuje się teraz silniejszy, czy jednak rana zawsze będzie jeśli nie krwawiąca, to nie do końca zabliźniona? Jest pan pogodzony z tymi trudnymi doświadczeniami, czy jednak cały czas w jakimś stopniu zraniony? Franciszek mówił o nadziei na życie wiecznie jako o hełmie, który chroni nas przed uderzeniami złych wydarzeń. One się od nas odbijają i nas nie ranią.

Szczerze mówiąc, mam poczucie, że ten hełm rzeczywiście istniał, choć to wszystko było niezwykle trudne. My przecież musieliśmy tej śmierci spojrzeć w oczy bardzo bezpośrednio. Musieliśmy zidentyfikować ciało taty – było bez głowy, bardzo pokiereszowane. To było bardzo fizyczne i naturalistyczne. W tym wymiarze śmierć stanęła bardzo mocno nam przed oczyma. Do dzisiaj jak zamknę oczy i będę chciał przywołać to wspomnienie, to ono jest bardzo wyraźnie, mimo upływu tylu lat. W wymiarze duchowym udało mi się na szczęście to tak poukładać, że bardziej mnie to wzmocniło. Rana jednak jest, choć bardziej wynika z dzisiejszych czasów i sytuacji.

Czyli tym podziałem społecznym i politycznym wokół tej sprawy?

Z jednej strony temperaturą tego sporu ale też tym, że tata w bardzo wielu miejscach był aktywny, że w wiele spraw się angażował, inicjował – to dziś jest nierzadko niezauważane i pomijane. Te bieżące spory wywołują jakieś rozdrażnienie.

Bardziej zawodzą ludzie, a nie Bóg?

Zdecydowanie. Często miałem okazję obserwować, jak młodzi ludzie, których spotykałem i o których m.in. wcześniej mówiłem, przychodzili niekiedy pełni wiary, ale często takiej bezkrytyczniej. Uważali, że jeśli żyją dobrze, według przykazań, to nic złego ich nie spotka. I wówczas, gdy ich coś takiego spotykało, cała ta konstrukcja się chwiała i czasem zapadała. U mnie tak nie było. To, że ludzie zawiodą, jest dla mnie w pewnej mierze oczywiste – zwłaszcza po doświadczeniach ośmiu ostatnich lat. Trudno jest mi zobaczyć Chrystusa w drugim człowieku. Ale to nie jest „wina” Boga – dał człowiekowi wolność wyboru, działania. W przeciwieństwie do człowieka na Nim można polegać.

Ta prawda była przywoływana często wwielkopostnych rozważaniach – o tym, że człowiek wierzący musi wiedzieć, że wiara nie chroni przed bólem i cierpieniem. A na koniec chciałbym zapytać, czy pan modli się do Boga za tatę, a może modli się pan do Ojca, czy bardziej rozmawia Pan z nim? Jak to u was wygląda? Jak wygląda wasza relacja?

Modlę się za tatę, o jego zbawienie. Jeśli chodzi o konkretną „operacyjną” poradę – a takich wyborów jest sporo – wtedy proszę go o mądrość decyzji. To nie zdarza się codziennie – raczej w tych momentach, w których nie do końca wiem, co zrobić i potrzebuję rady.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze