fot. Facebook Salezjańska Placówka Wsparcia Dziecka i Rodziny w Pleszewie

Pleszew: dom dziecka prowadzony przez salezjanki – tam dzieci odzyskują nadzieję [REPORTAŻ]

W domu w Pleszewie, prowadzonym przez siostry salezjanki, dzieci porzucone, zranione i przestraszone uczą się od nowa ufać światu – i sobie samym. Tu odkrywają swoje talenty, celebrują urodziny, tęsknią i śmieją się, czasem po raz pierwszy od bardzo dawna. To miejsce, w którym nie tylko wychowuje się dzieci – ale po prostu się je kocha.

– Dzień dobry – słyszę głos dwóch nastolatek na rolkach, gdy tylko wchodzę na podwórko Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Pleszewie. Prowadzi ją Zgromadzenie Sióstr Salezjanek. Budynek, w którym się znajduje, siostry otrzymały od pleszewskiej parafii pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela. Ma on 153 lata i już od samego początku znajdował się w nim dom dziecka, z tym, że zmieniał się jego organ prowadzący. Od lat jednak placówkę prowadzi  zgromadzenie, które wcześniej prowadziło też podobną placówkę w powiecie jarocińskim.

Zaadaptować

Obecnie w placówce znajduje się czternaścioro dzieci z całej Polski. Zgodnie z ustawą o pieczy zastępczej – trafiają tutaj z rodzin patologicznych, dysfunkcyjnych oraz przez postanowienie sądu, jeśli rodzice są niezdolni wychowawczo lub są uzależnieni od alkoholu albo innych używek.

Podopieczni, będąc w tym domu, mają możliwość kontaktu ze swoją rodziną, a placówka ma za zadanie również jej pomóc. Oprócz tego rodziców lub innych opiekunów prawnych dzieci wspierają różne instytucje, aby później mogły do nich wrócić. Okres tej pracy wynosi osiemnaście miesięcy, po czym zdarza się, że dzieci wracają do swoich domów. Takie przypadki są jednak nieliczne. Zazwyczaj młodzi ludzie zostają tutaj do ukończenia osiemnastego roku życia lub dłużej, jeśli jeszcze się uczą. Czasami mogą wyjechać do swojej rodziny na urlop. Ale są i takie dzieci (szczególnie starsze), które nie chcą tego robić, gdyż nie czują się dobrze wśród swoich bliskich.

>>> „Nie dajemy dzieciom nadzwyczajnych rzeczy. To dzięki opiece i zaangażowaniu są szczęśliwe” [REPORTAŻ]

fot. Facebook Salezjańska Placówka Wsparcia Dziecka i Rodziny w Pleszewie

– Niektórzy, tym bardziej jeśli są u nas już od kilku lat, czują się w Pleszewie naprawdę dobrze. Staramy się zapewnić im jak najlepsze życie. Chociaż na początku właściwie wszystkim trudno jest odnaleźć się w nowych warunkach. Wszystko zależy też od tego, czy ktoś trafia do nas sam, czy też z rodzeństwem i ile ma lat. Nie każdy cieszy się również z faktu, że trafił do placówki państwowej. Młodsze dzieci podchodzą do tego raczej pozytywnie lub neutralnie, ale młodzież czasami się buntuje. Rozumiem jednak, że obojętnie, w jakiej rodzinie ktoś się wychowywał – zawsze w jakiś sposób go do niej ciągnie. Nawet młodsze dzieci na początku pobytu u nas cieszą się, że są zaopiekowane, a później mija czas fascynacji i pojawia się tęsknota za rodzicami. Ale mamy na przykład czworo rodzeństwa, które bardzo dobrze przeszło adaptację u nas – opowiada siostra Justyna, dyrektorka.

Ambicje i umiejętności

Każdy z mieszkańców Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Pleszewie wstaje tak, by zdążyć do przedszkola lub szkoły. Część z nich po lekcjach ma jeszcze zajęcia dodatkowe. Niektórzy grają w piłkę nożną, inni tańczą, a jeszcze inni biorą udział w treningu umiejętności społecznych. Po powrocie każdy może zjeść obiad i nadchodzi czas wolny oraz odrabianie lekcji. Czasami starsi podopieczni gdzieś wychodzą albo ktoś do nich przychodzi. Chyba że ktoś uczęszcza do szkoły branżowej i ma akurat praktyki, przez co wraca do domu później.

>>> Wspólnota Ostoja – dzieło miłosierdzia, które powstało po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski [ROZMOWA]

– Dzieci mają też dyżury, np. sprzątania, dzięki czemu uczą się dbać o przestrzeń wokół siebie. Oprócz tego w tradycji salezjańskiej mamy „Słówko”. To dobre słowo lub myśl na początek albo na koniec dnia. Mamy w domu również kaplicę i po „Słówku” wszyscy razem się modlą, a następnie młodsze dzieci idą spać, a starsze mają jeszcze czas dla siebie. Jeden z chłopców uczy się w szkole sportowej i wraca do domu dopiero około godziny 22.00, więc właściwie każdy ma u nas inny rytm dnia, dostosowany do swoich potrzeb – wyjaśnia, dodając, że często dopiero po trafieniu do placówki dzieci odkrywają swoje talenty i zaczynają wierzyć w siebie. W domu rodzinnym nie zawsze mają ku temu albo takie możliwość i dobre warunki. Przykładem jest chociażby dziewczynka, która dopiero po trafieniu do Pleszewa zaczęła malować i wygrywać różne konkursy plastyczne.

– Nawet zwykłe jeżdżenie na rolkach dla naszych podopiecznych nie zawsze jest w domu rodzinnym możliwe i uczą się tej umiejętności u nas. Poza tym mają bardzo niskie poczucie wartości i musimy włożyć dużo pracy w to, żeby je u nich zbudować. Często niestety zaspokajają je potrzebami materialnymi, co jest wynikiem zaniedbania w dzieciństwie – wyjaśnia siostra Justyna.

Zamiast tego zarówno siostry salezjanki, jak i pracownicy świeccy starają się dawać dzieciom dobry przykład i wyjaśniać, że warto mieć ambicje i się uczyć. Zdarzyło się nawet, że niektórzy mieszkańcy domu dziecka ukończyli studia lub szkołę średnią z bardzo dobrymi wynikami, chociaż pochodzą ze środowiska, w którym niekoniecznie te umiejętności były cenione.

Siostra Justyna Wijata, fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Strach przed dorosłością

Każdy z podopiecznych sam decyduje o tym, w jaki sposób chce świętować swoje urodziny. Niektórzy organizują przyjęcie, na które zapraszają kolegów albo chcą gdzieś razem wyjść. Są też wymarzone prezenty i dużo radości. Podobnie jak w święta Bożego Narodzenia. Część dzieci ma możliwość spędzenia ich w domu rodzinnym, ale nie jest to duża grupa. Pozostali obchodzą je w placówce. Do stołu podczas wspólnej, wcześniejszej wigilii z pracownikami zasiada około trzydzieści osób, a już 24 grudnia odbywa się prawdziwa, tradycyjna wigilia, w której udział biorą tylko mieszkańcy domu. To też czas rozmów i odpoczynku od codzienności, w której podopiecznym nie zawsze łatwo jest nawiązać relacje.

Wielu z nich ma obawy, że w przyszłości nie będzie w stanie założyć własnej, szczęśliwej rodziny.

– Prawie wszyscy odczuwają strach przed dorosłością. U nas są zaopiekowani, mają zaspokojone wszystkie potrzeby. A później przychodzi proces usamodzielnienia. Najpierw właściwie każdy nie może się doczekać, kiedy osiągnie pełnoletność, a później pojawia się lęk. Dlatego dobrze, że jest możliwość, aby dzieci mogły zostać w Pleszewie do momentu ukończenia nauki.

Często obawy przed samodzielnością okazują się niepotrzebne. Dobrym przykładem są na to wychowankowie, którzy odwiedzają siostry po latach razem ze swoimi rodzicami i opowiadają o tym, jak poukładało im się życie oraz przedstawiają im swoje rodziny. Niektórzy z nich pochodzą z innych miejscowości, ale zdecydowali się zostać na stałe w Pleszewie i w tym mieście ułożyć sobie życie.

>>> Albertynki z Ostrowa Wielkopolskiego: bezdomni chcą rozmawiać o Bogu, ale nie mają odwagi [REPORTAŻ]

– Ten dom prowadzimy od 15 lat i odwiedziny każdego z naszych dorosłych już podopiecznych to wielka radość, satysfakcja i poczucie, że to, co robimy – przynosi owoce. Na co dzień niekoniecznie widzimy, jak nasze dzieci się zmieniają i rozwijają, a takie spotkania po latach to dowód na to, że ten dom ma sens i że nasza praca ma sens. Ksiądz Jan Bosko mówił, aby widzieć w człowieku nawet najmniejsze dobro – i staramy się to robić w Pleszewie na co dzień – uśmiecha się siostra Justyna.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

W miłości i wolności

„Żeby tutaj pracować, trzeba mieć powołanie” – podkreśla moja rozmówczyni, kiedy pytam ją o to, w jaki sposób znaleźć w sobie motywację, kiedy pojawiają się trudności. Oprócz tego siostra Justyna mówi, że dla niej oraz dla innych sióstr największą motywacją jest Pan Bóg.

– Dzieci nie są niczemu winne. Często to właśnie dorośli przyczynili się tego, że los dzieci wygląda tak, a nie inaczej. I zawsze powinniśmy o tym pamiętać oraz zdawać sobie sprawę z tego, że nawet jeśli przychodzą gorsze momenty, to nie przez to, że ktoś robi coś specjalnie. Czasami zwyczajnie jakaś sytuacja przerasta naszych podopiecznych. Ale myślę też, że wartością, która jest najważniejsza w takiej placówce jak nasza, jest miłość. Bo wkład dawany w pracę tutaj jest niewymierny i każdy, kto u nas pracuje, bardzo się angażuje w swoje zadania.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Siostra Justyna – jak zaznacza – stara się nie być tylko dyrektorką, która cały czas spędza przy biurku. Ważny dla niej jest kontakt z dziećmi, szczególnie, że wcześniej była też wychowawcą. Poza tym czynnie uczestniczy w życiu placówki – jeździ razem ze wszystkim na wycieczki, na ferie i na wakacje. Czasami zastępuje też kogoś na dyżurze. Wszystko, co zarówno ona, jaki inne siostry czy pracownicy robią tutaj, dzieje się w duchu miłości i dobrowolności, zgodnie z założeniami przedstawionymi przez ks. Jana Bosko. Dotyczy to przede wszystkim wychowania religijnego, na które muszą zgodzić się opiekunowie prawni dzieci.

Zdarza się, że niektórzy wychowankowie uczą się modlitw dopiero w pleszewskiej placówce i dopiero podczas pobytu tutaj przyjmują poszczególne sakramenty. Ale jeśli ktoś nie chce, to nigdy nie jest zmuszany na przykład do przystąpienia do bierzmowania.

Właśnie taki plan

Zawsze, gdy wychowankowie opuszczają Placówkę Opiekuńczo-Wychowawczą w Pleszewie, siostry powtarzają im, że gdy tylko będą potrzebować pomocy, to mogą się do nich zwrócić. I zdarzyły się już takie sytuacje.

– Jeśli tylko jesteśmy w stanie, to zawsze wtedy chętnie pomagamy i cieszymy się, gdy uda się rozwiązać jakieś problemy. To dla nas duża radość. Tak samo jak wszyscy, którzy choć byli obciążeni poprzez pochodzenie z rodzin dysfunkcyjnych, dziś jako dorośli doskonale sobie radzą, mają dobre wykształcenie i pracę. Jesteśmy z nich wszystkich bardzo dumni – podkreśla salezjanka, która opowiada też, że wstąpiła do zakonu po ukończeniu studiów pedagogicznych. Kiedy jeszcze nie była w zgromadzeniu – miała w sobie pragnienie pracy w domu dziecka. I chociaż praca w tej placówce nie jest łatwa, to siostra bardzo się cieszy, że Bóg miał dla niej właśnie taki plan.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze