fot. Freepik

Po śmierci dziecka świat się nie kończy. Ale wszystko się zmienia [ROZMOWA]

Śmierć dziecka to doświadczenie, którego nie da się zaplanować, przepracować według schematu ani po prostu „przejść dalej”. We Wrocławiu działa grupa wsparcia dla rodziców po stracie, która od lat pomaga przeżyć żałobę w sposób, który nie wyklucza bólu, wiary ani milczenia. „Każda historia jest darem” – mówi Dorota Błażewicz – psycholog zaangażowana w tę inicjatywę.

Karolina Binek (misyjne.pl): Dlaczego powstała grupa wsparcia dla rodziców po stracie we Wrocławiu? Co jest jej celem i jaka jest jej historia?

Dorota Błażewicz: Grupa wsparcia funkcjonuje od lat. Została stworzona jeszcze zanim powstało hospicjum. Jej celem od samego początku było wspieranie rodziców, którzy stracili dziecko. Ekipa medyczna, która opiekowała się dziećmi nieuleczalnie chorymi, zauważyła taką potrzebę. Na początku tę grupę prowadziły pielęgniarki, później dołączył do niej kapelan związany z zespołem medycznym – ks. Tomasz Filinowicz, a następnie grupę zaczęli koordynować psychologowie. W międzyczasie powstało hospicjum dla dzieci. Ale grupa wsparcia otwarta była dla rodziców niezwiązanych z hospicjum i tak jest do dzisiaj.

Zatem jeśli ktoś poronił to również może dołączyć do tej grupy?

– Tak, jak najbardziej. Co również istotne – jedni rodzice są świeżo po stracie, na przykład miesiąc lub kilka miesięcy, a inni więcej, nawet parę lat. Przychodzą do nas ludzie na różnych etapach żałoby. Jedni biorą udział regularnie w spotkaniach, a inni niekoniecznie. Niektórzy wracają do nas po jakimś czasie i dzielą się tym, co czują, opowiadają o swoich trudnościach.

>>> Ciocia Ola z TikToka: dzieci z Przylądka Nadziei są w moim sercu cały czas [ROZMOWA]

Jak wyglądają Wasze spotkania?

– Przez pandemię grupa, która działała wcześniej, została zawieszona. Wróciła do swojego rytmu dopiero rok temu. Spotykamy się w drugi poniedziałek miesiąca przy parafii na Kruczej. O 18 odprawiana jest msza święta w intencji rodziców po stracie dziecka, a po niej w budynku parafialnym odbywa się spotkanie, na którym obecnych jest dwóch psychologów oraz wspomniany kapelan. Można wziąć udział tylko w nim albo tylko we mszy świętej. Jest to jedno wydarzenie, ale podzielone na dwie części. Ideą grup wsparcia jest to, że ludzie, którzy przeżyli to samo doświadczenie (w tym wypadku akurat doświadczenie straty dziecka), wspierają się nawzajem. To rodzice są najważniejsi i to oni prowadzą grupy. My z księdzem staramy się wyznaczyć zasady, których trzyma się grupa oraz jesteśmy dostępni, jeśli pojawiają się jakieś pytania skierowane do specjalistów.

Dorota Błażewicz, fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Czasami mówi się, że jeśli ktoś czegoś nie przeżył, to nigdy tego nie zrozumie. To prawda?

– Nie do końca się z tym zgadzam. Nie trzeba przeżyć danego doświadczenia, by dać komuś oparcie i poczucie bycia rozumianym. Często w kryzysie szukamy właśnie tego, niekoniecznie od razu rozwiązania problemu. Jako psychologowie w hospicjum nie uzdrowimy pacjenta, ale towarzyszymy jemu i jego rodzinie w chorobie. Podczas spotkań grupy towarzyszymy natomiast rodzicom w żałobie. Staramy się im dać poczucie bezpieczeństwa i dużo wsparcia. Jednak sama często poznaję osoby, które uważają, że tylko poprzez spotkanie z drugim człowiekiem doświadczonym stratą dziecka, może poczuć się zrozumiany. Tymczasem w rzeczywistości jest inaczej. Bo nawet jeśli żałobę rodzice przeżywają razem, to inne potrzeby ma wtedy mama, a inne tata. Czasami małżonkowie przychodzą do nas razem, a czasami oddzielnie. Niektórzy nie mają wcale potrzeby rozmawiania i nie chcą rozmawiać o stracie. A inni wręcz przeciwnie. Czasami nawet rodzina lub bliscy mają dość słuchania ciągle na jeden temat. A w naszej grupie każdy zostanie wysłuchany.

Jak bardzo ważny w procesie przeżywania żałoby jest wymiar duchowy oraz msza i w jaki sposób połączyć to z towarzyszeniem psychologa?

– Dla osób wierzących wymiar duchowy zawsze jest ważny. Często osoby wierzące w wyniku takiego traumatycznego doświadczenia przeżywają kryzys wiary. Ale mimo wszystko chcą być blisko Boga i szukają kontaktu z księdzem. Nie odrzucają zupełnie Boga, ale się z nim kłócą. Inni natomiast w tym trudnym czasie stają się bardziej wierzący. Dlatego że te podejścia mogą być tak różne – obecność na mszy nie jest obowiązkowa, my nikogo nie oceniamy i nie krytykujemy. Każdy ma prawo do swoich sądów, przeżyć i sposobu patrzenia na to, co go spotkało oraz na szukanie w tym wszystkim sensu. Ja z kolei jestem osobą wierzącą i uważam, że wiara daje szerszą perspektywę, z nią łatwiej jest szukać sensu i celu. Między innymi właśnie po to jest żałoba – by znaleźć cel i sens po „trzęsieniu ziemi”, po tak trudnym doświadczeniu.

>>> Kapelan wojskowy: w naszym duszpasterstwie serce się rozszerza [ROZMOWA]

Ludzie w grupie wsparcia częściej są otwarci i dzielą się swoją historią czy też na początku są bardziej zamknięci?

– Jest bardzo różnie. Idea jest taka, żeby jednak podzielić się swoją historią i zachęcamy do tego. Każda opowieść to jest dar. Zdajemy też sobie sprawę z tego, że trudno jest opowiadać o sobie obcym ludziom. Dopiero po kilkukrotnych spotkaniach można się ze sobą bardziej zżyć. Dlatego nie zawsze na pierwszym spotkaniu słyszymy długą opowieść o czyjejś stracie. Czasem jest to tylko milczenie.

fot. Freepik

Mimo to rozmowa z drugim człowiekiem, nawet o tych trudnych doświadczeniach, może przynieść ulgę.

– Sama nie do końca to rozumiem. Ale czym innym jest dialog wewnętrzny prowadzony z samym sobą, a czym innym z drugą osobą, która chce nas zrozumieć i słuchać, a nie się wymądrzać.

Można zauważyć różnicę w przeżywaniu żałoby u rodziców, którzy w jakiś sposób mogli przygotować się do śmierci dziecka i u tych, których dziecko odeszło nagle, na przykład popełniając samobójstwo.

– W literaturze pisze się o różnicach, na przykład że nagła śmierć jest dużo większym wstrząsem niż śmierć po wieloletniej, nawet nieuleczalnej chorobie. Gdy wiem, że bliska mi osoba choruje śmiertelnie, to obserwuję jego leczenie i mogę w jakiś sposób mu w tym towarzyszyć, widzieć, jak powoli odchodzi, porozmawiać z nim o tym, jak ma wyglądać pogrzeb. A jeśli ktoś ginie w wypadku lub popełnia samobójstwo, to jego rodzice przeżywają duży szok. Chociaż jesteśmy codziennie bombardowani informacjami o tym, że ktoś ginie na wojnie czy w wypadku, to raczej żyjemy ze świadomością, że to nie dotyczy mnie, a innych ludzi. Ale warto też wspomnieć, że żałoba jest wypadkową relacji. Sytuacja, w której ktoś nie ma relacji z własnym dzieckiem jest rzadka. Raczej w przypadku śmierci dziecka ktoś oprócz żałoby odczuwa jeszcze bezsilność – bo nie potrafił zrobić nic, aby ono wyzdrowiało. Rodzic ma często oczekiwania wobec siebie, aby wszystko zabezpieczyć i ochronić. I często na poziomie intelektualnym rozumie to, co się stało, ale na poziomie emocjonalnym nie ma zgody w sobie na to, że w jakiś sposób zawiódł własne dziecko.

Wiedząc, że dziecko umiera, warto na przykład szybciej wyprawić mu urodziny?

– Często zdarza się, że ktoś robi coś, co chciałby zrobić za dziesięć lat. Zachęcamy do tego, by właśnie przyspieszyć imprezę urodzinową dla dziecka albo pierwszą komunię, jeśli jest duża szansa, że nie dożyje do tego momentu. Takie sytuacje sprawiają radość też rodzicom.

>>> Między mydłem a miłosierdziem. Jak działa „Boski Prysznic” w Gdańsku? [REPORTAŻ]

Jak dużo czasu może zająć rodzicom to, by dojść do momentu, w którym emocje związane ze śmiercią dziecka trochę opadną i zaczną żyć na nowo? Czy to jest w ogóle możliwe?

– Odpowiadając na to pytanie, warto wrócić do perspektywy wiary. Jeśli człowiek jest wierzący, to w jakiś sposób zdaje sobie sprawę z tego, że Pan Bóg wie, co robi. Że jakaś „istota” ponad nim to ogarnia, chociaż on nie potrafi. Takie myślenie może człowieka uspokoić, pokazać mu, że nie jest sam. Co istotne – żałoba nie jest po to, by zacząć żyć na nowo. Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego, jak nowe życie. Życie się toczy, a my zbieramy różne doświadczenia, także doświadczenia straty. Warto zadać sobie pytanie, jak do tego podchodzimy – czy rozliczamy jakieś sprawy, porządkujemy je i idziemy dalej czy też rozmyślamy i wracamy pamięcią do trudnych chwil. Często w okresie choroby bliskiego, człowiek nawet rezygnuje z pracy, by móc spędzić z nim jak najwięcej czasu. A mimo to szuka w sobie poczucia winy. Inni natomiast obwiniają o śmierć dziecka kogoś innego, na przykład lekarza. Myśląc o przeszłości, wyobrażamy sobie różne scenariusze. Tylko że to jest ułuda. A samo pytanie „dlaczego?” jest bardzo niebezpieczne. Można zadawać je beż końca. Dobrze jest je stopować i powtarzać sobie: „Zrobiłam, co mogłam najlepiej”.

fot. Freepik

Wspominała Pani o tym, że innego wsparcia potrzebuje tata, a innego mama. Różnie w przeżywaniu żałoby u kobiety i u mężczyzny są widoczne?

– Tak, ale to ważne, by mówić o swoich emocjach i je nazywać. One jeszcze mocniej wybrzmiewają w żałobie. Zdarza się nawet, że małżeństwa się rozpadają po stracie dziecka. Rodzice czasami licytują się, kto bardziej przeżywa to trudne doświadczenie, a kto mniej. Albo mają trudność w zaakceptowaniu różnic w sposobie przeżywania żałoby. Mężczyźnie czasem trudno zrozumieć, że kobieta potrzebuje o tej sytuacji więcej rozmawiać albo nie jest w stanie przez dłuższy czas pójść do pracy. Niektórzy mają tendencję do narzucenia innym tego, kiedy powinni skończyć przeżywać żałobę. A nie ma takich zasad. To, jak długo będziemy przeżywać po kimś żałobę zależy od wielu czynników – czy się pożegnaliśmy z kimś, jaką mieliśmy z nim relację i czy mamy w kimś oparcie w obecnej sytuacji czy musimy cały czas „walczyć”, bo trudno nam o komfortowe przeżywanie żałoby, która potrzebuje czasu.

W jaki sposób my, jako bliscy, możemy wspierać kogoś, kto stracił dziecko? Jakie błędy najczęściej ludzie popełniają w takich sytuacjach?

– Najważniejsze, to chcieć słuchać, być z drugim człowiekiem, nie oceniać go i nie mówić „przestań już płakać, przecież twoje dziecko jest już w niebie”. Rodzic z jednej strony cieszy się, że jego dziecko już nie cierpi, a z drugiej – płacze, bo nie jest przy nim. I to jest normalne. Bo jesteśmy ludźmi i mamy prawo tak przeżywać. Najgorzej, jeśli ktoś próbuje być mądrzejszy i pocieszać słowami: „Ale masz jeszcze inne dzieci” albo „Będziesz miał kiedyś jeszcze jedno dziecko”. Nie ma dwóch takich samych ludzi, każdy z nas jest niezastąpiony. Każdy rodzic ma niezastąpione dzieci i każde dziecko jest jedyne. Nieważne, czy żyło kilka lat, kilkanaście czy czterdzieści, a może w ogóle nie przyszło na świat. Nie da się go zastąpić. Dlatego to ważne, by towarzyszyć rodzicom w czasie żałoby. A jeśli tego nie potrafimy – dobrze jest im o tym po prostu powiedzieć i dać poczucie, że ta osoba jest akceptowana i że chcemy ją zrozumieć oraz za nią podążać.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze