Wojska obrony terytorialnej na Ukrainie gotowe do obrony kraju. Przygotowywanie jedzenia na froncie. Fot. EPA/SERGEY DOLZHENKO

Polski sercanin z Irpienia: wojna mocno zjednoczyła ludzi

Irpień nie przeżył takich masakr jak Bucza czy Borodzianka, jednak ludzie wciąż obawiają się tam wracać. „Przyjeżdżają na chwilę do swych domów, sprawdzają, co zostało z ich dobytku i jadą na zachód Ukrainy, gdzie przetrwali najtrudniejsze czasy” – powiedział Radiu Watykańskiemu ks. Tadeusz Wołos. W czasie oblężenia miasta polski sercanin w Godzinie Miłosierdzia wychodził na ulice miasta i modlił się za jego mieszkańców.

Polskie korzenie

Ks. Wołos pracuje w tym 60-tysięcznym mieście, będącym sypialnią Kijowa, od pięciu lat. Przed wojną kończył budowę kościoła p.w. św. Tereski od Dzieciątka Jezus dla 150-osobowej grupy parafian, bo tylu rzymskich katolików mieszka w tym ukraińskim mieście. Większość z nich ma polskie korzenie. „To bardzo oddani ludzie. Gdy w czasie oblężenia zostałem na pewien czas zablokowany w stolicy, sami organizowali modlitwę przed Najświętszym Sakramentem i troszczyli się, by nie został sprofanowany przez Rosjan” – podkreślił ks. Wołos.

>>> Profanacja we Włoszech. Sprawcy rozbili tabernakulum i znieważyli Hostie

„W czasie oblężenia Irpień był zupełnie odcięty od świata. Nie byliśmy zajęci przez Ruskich w pełni tak, jak Bucza czy Borodzianka i nie doświadczyliśmy takiego horroru, jak mieszkańcy tych miast. Ostrzał był jednak przerażający i ludzie chowali swych zmarłych w ogrodach i na podwórkach, bo niemożliwe było dostać się na cmentarz. Teraz jeżdżą już specjalne grupy, szukają tych mogił i będą je przenosić. Najbardziej ucierpiał ten rejon miasta, gdzie mieszkało dużo przesiedleńców z Donbasu” – powiedział papieskiej rozgłośni ks. Wołos.

fot. EPA/ROMAN PILIPEY

To, co w ludziach najlepsze

„Kto nie zdążył wyjechać, kolejny raz przeżył to samo, co w 2014 roku. Śledziłem tę sytuację. Towarzyszyłem ludziom cały czas modlitwą. Przede wszystkim modlitwa do Matki Bożej, gromnica w oknie. Nie poddawałem się strachowi i każdego dnia w Godzinie Miłosierdzia wychodziłem na ulice. Modliłem się, odmawiając koronkę do Bożego Miłosierdzia i różaniec, po bratersku rozmawiałem z ludźmi, jak kogoś spotkałem. Bardzo się cieszyli, gdy widzieli księdza i to niezależnie czy byli to rzymscy, czy grekokatolicy, a nawet ludzie niewierzący. Obchodziłem poszczególne rejony miasta, patrząc na dokonane zniszczenia. Rosjanie stacjonowali niedaleko naszej parafii“ – tłumaczył kapłan.

Wojna mocno zjednoczyła ludzi. „Zniknęły wzajemne uprzedzenia i religijne podziały, jest to coś, co Kościół powinien w przyszłości wykorzystać w budowaniu jedności” – zaznaczył sercanin. Wskazał na wielką solidarność Ukraińców, którzy w trudnych chwilach dzielili się z potrzebującymi ostatnim kawałkiem chleba. „Nie brakowało oczywiście szakali, ale wojna wyzwoliła w ludziach przede wszystkim to, co najlepsze” – podkreślił ks. Wołos.

>>> Karol de Foucauld: patron powracających do wiary [ŻYCIORYS]

Wspólne szukanie lekarstw

„Na ile było możliwe, to się chodziło i ludziom pomagało. Widziałem, jak mieszkańcy dużych blokowisk, którzy byli bez wody i gazu na podwórzu razem gotowali zupę, dzielili się tym, co mieli. To było budujące. Wojna nas zjednoczyła: ktoś drzewo przyniósł, ktoś inny zdobył wodę albo obierał ziemniaki. Było ogromne zjednoczenie. W tej grupie byli katolicy obu obrządków, prawosławni, hinduiści, niewierzący. Tworzyli wspaniałą rodzinę, nikt do nikogo nie miał najmniejszych pretensji.

>>> Lwów: abp Mokrzycki apeluje o wsparcie dla ukraińskich władz i wojska

„Jeżeli ktoś chorował, to wspólnie szukali lekarstw. Było to budujące i byłem tym naprawdę zachwycony. Także postawa wolontariuszy, którzy z narażeniem życia przyjeżdżali, czasami pod kulami, ewakuowali ludzi, nieśli im pomoc. To jest naprawdę budujące i myślę, że trzeba to w historii Ukrainy zapisać złotymi zgłoskami“ – stwierdził sercanin.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze