
fot. Vatican Media
Postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Stanisława Streicha: był przykładem stałości i wierności
Od samego pczątku wśród parafian w Luboniu panowało przekonanie, że to jest śmierć męczeńska i kult męczennika zachował się w domach parafian – mówi ks. Wojciech Müller, postulator procesu beatyfikacyjnego księdza Stanisława Streicha. Kapłan, zamordowany przez działacza komunistycznego podczas sprawowania Mszy św. zostanie beatyfikowany w sobotę 24 maja.
Ksiądz Stanisław Streich, został zastrzelony podczas sprawowania Mszy św. przez komunistycznego działacza Wawrzyńca Nowaka w 1938 roku w Luboniu. Kapłan miał wtedy 36 lat. Od początku po śmierci w opinii wiernych parafian otoczony był atmosferą męczeństwa i świętości. Beatyfikacja księdza Streicha była planowana na 27 kwietnia, jednak z uwagi na śmierć Papieża Franciszka została przełożona i odbędzie się 24 maja o godzinie 11 na placu katedralnym w Poznaniu.
O. Stanisław Tasiemski OP: Jak to było możliwe, że do takiej zbrodni na kapłanie doszło w Polsce międzywojennej?
Ks. Wojciech Müller: Lata 30. przed wojną, to czas, kiedy wyraźnie pojawia się w Polsce ruch komunistyczny, który dotykał także Wielkopolski. Środowisko robotnicze Wielkopolski, także lubońskie, w jakiejś części składało się z komunistów, którzy działali nielegalnie, w konspiracji. I właśnie ksiądz Stanisław Streich, jako mody ksiądz budujący kościół, który wokół kościoła parafialnego zbudował wspólnotę ludzi wiernych, oddanych sprawie, nagle staje się dla komunistów lubońskich solą w oku, przeszkodą.
W 1936 roku, czyli na dwa lata przed zbrodnią pojawia się Wawrzyniec Nowak, a luboński ruch komunistyczny zaczyna podnosić głowę. Dotykamy tu spraw i politycznych i społecznych, ale nas, wierzących przede wszystkim interesuje kwestia męczeństwa i fakt, że ksiądz Stanisław Streich pozostał na tym miejscu, które postrzegał jako wypełnienie swojego powołania. Na tym tle dochodzi do tej straszliwej zbrodni, kiedy Warzyniec Nowak, komunista, strzela do księdza w czasie Mszy świętej.
Często jest tak, że do męczeństwa prowadzi pewna dłuższa droga, są pewne zwiastuny. Jak było w tym przypadku?
Mamy świadectwo pani, która pamięta lekcje religii z księdzem Streichem, który mówił o pragnieniu świętości, nie wiedząc, że w jego życiu to faktycznie nastąpi poprzez męczeństwo.
Mamy także informacje, że na rok przed zbrodnią on dostawał anonimy, w kościele były wybijane szyby, został pobity stróż nocny, który pilnował kościoła. Rodzi się zatem pewna forma napięcia, a eskalacja następuje na tydzień przed śmiercią, kiedy zabójca podchodzi do konfesjonału księdza i mówi, że to nie jest spowiedź, że go zabije.
Naoczni świadkowie, którzy zeznawali w procesie beatyfikacyjnym mówili, że ksiądz Stanisław Streich od wielu miesięcy żył w stresie, w jakimś napięciu, że był odmieniony. Na cztery miesiące przed zbrodnią spisał własnoręcznie testament. Widzimy zatem, że to przygotowanie do męczeństwa jest rozłożone w czasie, ale też on nie prosi o zmianę parafii, on jest w tej parafii i z tymi ludźmi do końca.

Czy zabójca działał z kimś w zmowie i miał na celu walkę z Kościołem?
To jest sprawa kluczowa w procesie beatyfikacyjnym dotyczącym męczeństwa. Tytuł procesu mówi o męczeństwie za wiarę. I Wawrzyniec Nowak rzeczywiście kierował się nienawiścią do Kościoła, do księży, do watości chrześcijańskich. Działał sam, ale konsolidował bardzo to lubońskie środowisko komunistyczne, dlatego w momencie jego aresztowania byli aresztowani także inni komuniści.
Prezydent Rzeczypospolitej nie skorzystał z prawa łaski, wyrok wykonano w Poznaniu na Młyńskiej. Inni komuniści, którzy byli aresztowani, zostali wypuszczeni na wolność, natomiast rodziło się pytanie, czy Wawrzyniec Nowak działał sam czy z kimś. Ktoś ze świadków zauważył, że w dniu zbrodni stał samochód niedaleko kośioła. W latach 30. Samochód to było wydarzenie i niektórzy sugerowali, że może ktoś na Nowaka czekał, że być może był opracowany plan ucieczki. Nie udało się w procesie beatyfikacyjnym tego ustalić, a on sam w procesie sądowym nie wskazał na żadnych mocodawców ani wspólników.
>>> W piątek w Luboniu koło Poznania wernisaż wystawy o ks. Stanisławie Streichu
Jakie nastawienie do księdza Streicha bylo ze strony parafian?
Ksiądz Streich miał umiejętność zdobywania ludzi i był miły w obejściu. Należy jednocześnie zdać sobie sprawę, że jeżeli on w tamtych czasach w ciągu trzech lat wybudował kościół, w trudnych warunkach i panującej biedzie, to oznacza, że potrafił ludzi zjednać wokół sprawy. Zachowało się wiele świadectw, że dzieci z tej parafii mówiły, że najbezpieczniejsze miejsce na ziemi to jest u księdza Streicha. Zachowało się wiele zdjęć jego z dziećmi, dzieci pomagały przy pracach na budowie i symptomatyczne, że on ginie na Mszy św. z udziałem dzieci.
Od samego początku wśród parafian było przekonanie, że to jest śmierć męczeńska i kult męczennika zachował się w domach parafian. Ksiądz Streich był dla nich kimś bardzo ważym. Gdyby byli nastawieni do niego negatywnie, to pewnie ta sprawa by się rozmyła z czasem.
W czasach okupacji ni można było prowadzić procesu beatyfikacyjnego?
W czasach okupacji niemieckiej starania o beatyfikację ustały. Ksiądz Waryński z Krakowa mówił, żeby zaczynać proces beatyfikacyjny, kiedy wszystko jeszcze jest świeże. Ta inicjatywa była, nie tylko ludzie byli przekonani o męczeństwie, ale też władza kościelna w Polsce. Tym bardziej, że w historii Polski mamy tylko dwie takie męczeńskie śmierci przy ołtarzu – biskupa Stanisława w 1079 roku i księdza Stanisława Streicha w Luboniu.
Jednak za okupacji proces zostaje wstrzymany. Kościół w Luboniu płonie pod koniec wojny, na szczęście parafianie zabezpieczają sutannę księdza, w której był zamordowany, Ewangeliarz, ornat. Jeszcze przed wojną rodzina zabezpieczyła meble i pamiątki po księdzu Streichu. Utraciliśmy natomiast wiele dokumentów, np. dokumentację procesową zabójcy księdza, dokumenty ze szpitala psychiatrycznego w Kościanie, gdzie zabójca był poddawany badaniu czy jest poczytalny. To co zostało, to relacje prasowe i naoczni świadkowie.
Po wojnie z uwagi na system komunistyczny w Polsce również trudno było mówić o męczeństwie?
Po wojnie był lęk o mówieniu o męczeństwie księdza Streicha. Księża się bali mówić z ambony. Taka odwaga mówienia z ambony pojawia się w latach 80., ale jednak panował lęk.
Od męczeńskiej śmierci ks. Streicha minęło 87 lat. Czy świadectwo księdza męczennika po takim czasie może być aktualne dla księży dzisiaj?
Ksiądz Streich dla nas kapłanów jest bardzo bliski sercu, bo to był i duszpasterz i budowniczy kościoła, dobry kaznodzieja i spowiednik i proboszcz. W naszym powołaniu kapłańskim identyfikujemy się z księdzem Stanisławem Streichem. Eklezjalny wymiar każe nam jednak patrzeć szerzej – co daje Kościołowi ta beatyfikacja męczennika? Co ludzie świeccy mogą z niego czerpać?
Ja bym zwrócił uwagę na kilka cek ks. Stanisława Streicha. Po pierwsze on jest wytrwały w realizacji swego powołania, zostaje na miejscu, nie ucieka, jest mężny, ale przede wszystkim jest też konsekwentny, decyzyjny. W naszych czasach brakuje takich postaw i dotyczy to nie tylko ludzi młodych. Wiele rzeczy traktuje się etapowo. W ostatnich czasach mamy sporo odejść z kapłaństwa i ci ludzie, którzy odchodzą piszą do biskupa, że to był tylko etap i kapłaństwo nie było wyborem na całe życie. Ksiądz Stanisław Streich pokazuje nam, że można kapłaństwo wybrać na całe życie, że można wytrwać w tym i być konsekwentnym.
Niestety nie zachowały sie kazania księdza Streicha ani pamiętniki, tylko listy do rodziny, w których opisuje sprawy życia codziennego. Dlatego nie możemy wyłuskać z jego nauczania jakiegoś przesłania, aczkolwiek są zdania, które wypowiedział. Na przykład: „Na co się poświęciłem, muszę wykonać”. „Chcę być święty dla chwały Boga”.
Proces beatyfikacyjny przebiegał zaskakująco szybko
Proces beatyfikacyjny przebiegał szybko, od 2017 roku, ale pragnienie w diecezji poznańskiej, aby wynieść ks. Streicha na ołtarze było już od wielu wielu lat. W latach 90. podjęto pierwsze próby przypominania męczeństwa księdza Streicha, a w 2011 roku, w takim trybie, żeby nie utracić dowodów, przesłuchano pięciu naocznych świadków. Ja przejąłem tę sprawę po innym postulatorze i miałem to szczęście, że już część materiałów została zebrana.
W procesie beatyfikacyjnym udało się zebrać ponad 3500 stronic dokumentów i zarówno etap diecezjalny, jak i etap Rzymski trwały dokładnie sześć lat i sześć miesięcy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |