Zdjęcie poglądowe. Fot. Justyna Nowicka

Powiem wszystkim, jak dobrzy są Polacy [REPORTAŻ] 

„O matko! Na co pani 50 bułek?” – wyrzuciła z siebie pani w piekarni. „Głodni są” – odpowiadam. „Aż tak?” – zagaduje pani. „Pociąg z Przemyśla ma 700 minut opóźnienia. Na pewno przyjadą głodni” – kończę. „A, uchodźcy. No tak, trzeba ludziom pomóc”. 

Jeden pociąg to około 600 osób. A czasami jeden za drugim przyjeżdżają dwa lub trzy. Dworzec to pierwsze miejsce, w którym uchodźcy łapią głębszy oddech. Niektórzy tutaj na razie kończą podróż, inni jadą dalej. Kanapka, możliwość umycia zębów, lek przeciwbólowy w razie potrzeby… Te proste rzeczy dają jasny sygnał: tutaj jest normalnie. 

Spotkałyśmy się po pracy, żeby zrobić kanapki. To na dworcu najbardziej „schodzi”. Ale także naleśniki, parówki w cieście francuskim czy muffinki. Na każdej torebce po polsku i po ukraińsku napis informujący o tym, z czym jest bułka. To nie kwestia wybrzydzania, ale niektórzy przecież mają alergię. I data produkcji. Warto napisać, chociaż na pewno kanapka nie będzie leżała tam kilku godzin. 

Fot. Justyna Nowicka

Struktury i bezstrukturowcy 

Ośmielę się stwierdzić, że gdyby nie organizacje pozarządowe to pomoc uchodźcom wyglądałaby bardzo słabo. Doświadczenie organizacyjne, ale przede wszystkim siła zaangażowania NGO jest imponująca. Myślę, że my – Polacy – trochę zdziwiliśmy się, że tak potrafimy, a wraz z nami zdziwiony jest cały świat.  

Ale oprócz organizacji jest jeszcze potężny ruch tych, którzy nigdzie formalnie nie przynależą, ale organizują rodzinę, sąsiadów, współpracowników, jadą do sklepu i kupują, z własnych pieniędzy, niczego w zamian nie oczekując – to, czego aktualnie potrzeba. Przyjeżdżają i po prostu pytają: „w czym wam pomóc?” i są tyle, ile mogą. 

Polacy, hiszpańska studentka, Amerykanin, który z ogromną energią przerzuca kartony i pomaga nosić wyczerpane dzieci do punktu recepcyjnego na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Ukrainka, która kilka dni temu przyjechała do Polski, otrzymała pomoc i teraz sama chce wesprzeć innych. Korpoludziki, przedsiębiorcy, mamy z dziećmi, pracownicy sklepów, nauczyciele… chyba każda grupa ma tutaj swojego przedstawiciela. 

>>> CBOS: w organizacjach obywatelskich działa 40% Polaków. Praktykujący religijnie częściej niż niepraktykujący

Fot. Justyna Nowicka

Migawki  

Z Mariupola uciekła Elena. Ma dwójkę dzieci, od 3 dób jada bez noclegu. Mają ze sobą tylko jedną siatkę. Ale pod Poznaniem mają znajomych, zatrzymają się u nich na trochę. Tymczasowy cel podróży już niedaleko. 

Ulena, babcia, która wiele już widziała i jeszcze więcej słyszała o Polakach. Płacze i mówi, że jest zaskoczona. Wszystkim powie, bo to jest nie do uwierzenia, jak dobrzy są Polacy i jak pomagają. Witają Ukraińców jak prawdziwych gości. Tego się na pewno nie spodziewała. 

Jarosława w Kijowie mieszkała w bloku na piętnastym piętrze. Kiedy obok okna zobaczyła latające samoloty postanowiła uciekać. Na dworcu spędziła kilka godzin, czeka na pociąg do Gdańska. 

Oksana przyjechała z synkiem Ivanem. Kobieta ma rozbity nos. Dostała walizką, którą ktoś wyrzucał przez okno pociągu w Kijowie, by jeszcze ona mogła wsiąść. Nie udało się. Wtedy na peronie w Kijowie przeżyła załamanie, kiedy przyjechał następny pociąg nawet nie próbowała wsiadać. Dopiero następnego dnia wieczorem ostatnim strzałem energii doskoczyła do drzwi wagonu i udało się. Jechała ponad 20 godzin. Chce odpocząć kilka dni i jechać do pracy do Holandii, gdzieś tam jest jej koleżanka. Ivan koloruje statki, niebo, słońce. 

Fot. Justyna Nowicka

Jak ugasić pożar? 

Czy potrzebna jest pomoc systemowa? Oczywiście. Czy potrzebne są duże pieniądze? Oczywiście. Ale to ten zryw pomocowy, który zrodził się w setkach tysięcy polskich serc tak dotyka uchodźców. System jest potrzebny i miejmy nadzieję, że na dłuższą metę okaże się skuteczny. Ale to te odruchy serca, kanapka, herbata, koc i kilka dobrych słów sprawiają, że chce się żyć, że pojawia się życiodajna nadzieja, że „będzie dobrze”. 

Kiedyś zapaliłam dywan od świeczki. Nie zastanawiałam się wtedy, jaki jest schemat działania, jakim ciśnieniem strumienia wody najlepiej ugasić ten mały pożar. Nie myślałam nad tym, jaka powinna być przepisowa wielkość wiadra, do którego powinnam nalać wody. Wylałam to, co miałam pod ręką, czyli kawę – na szczęście w dużym kubku. I trochę teraz jest tak z pomocą. Gasimy pożar tym, co mamy. Przekraczamy to, czego nie mamy. Będą błędy, będą wpadki. Jednak to absolutnie nie odbiera siły i mocy tym wszystkim gestom, które ratują od rozpaczy. 

fot. Justyna Nowicka

Sklejanie życia 

Uchodźcy próbują posklejać kawałek swojego życia tutaj na tymczasowych pokojach, u tymczasowych rodzin. Sklejają więc pielmieni, pierogi. Na szczęście Polacy kochają jeść i kochają jeść pierogi. A jak jeszcze można się tym pochwalić na Facebooku czy Instagramie – tym lepiej. Ale niech będzie, można sobie od czasu do czasu pozwolić na odrobinę samozadowolenia. 

Niektórzy pytają, mam wrażenie, że nie bez złośliwości, na ile starczy nam wszystkim tego zapału. Tego nie wiemy. Pomaganie zmienia życie nie tylko innej osoby, ale także zmienia nas samych. Po cichu i niedostrzegalnie coś jest inaczej. Mamy inne priorytety, inną wrażliwość. Nie możemy pozwolić sobie tego odebrać. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze