Fot. EPA/ALESSANDRO DI MEO Dostawca: PAP/EPA.

Prawdziwy dialog to ani kłótnia ani klepanie się po plecach [FELIETON] 

Są zwolennicy dialogu i są jego przeciwnicy. Zdarza się często, że obie strony jednak mówią o kompletnie innych rzeczach. I czasem to wcale nie jest dialog. 

W kontekście wielu podróży papieża Franciszka dużo mówi się o dialogu. W ostatnim tygodniu odwiedził Indonezję, która jest w większości muzułmańska. Dlatego poruszane były tematy dotyczące braterstwa między przedstawicielami różnych religii oraz oczywiście dialogu chrześcijaństwa z islamem. Schodząc z dyplomatycznego poziomu, w którym obowiązują określone reguły, chciałbym porozmawiać o dialogu, który przeprowadza się na niższych szczeblach lub w naszym codziennym spotykaniu się z osobami o odmiennych przekonaniach. Zdarza się często, że bardziej tradycjonalistycznie nastawieni katolicy krytykują dialog jako zmierzanie w kierunku traktowaniu wszystkich religii czy światopoglądów jako prawdziwych. Z drugiej strony są zwolennicy dialogu, którzy chcą traktować go właśnie jako „uśmiechniętą” rozmowę bez kontrowersji i poruszania trudnych tematów, a jakąkolwiek rzeczową dyskusję nazywają kłótnią. Ja chciałbym wyjść z inną propozycją zdefiniowania dialogu. 

>>> Charakter papieskich pielgrzymek się zmienia [KOMENTARZ]

Szanować i chcieć nawrócić 

Przeszło 10 lat temu staliśmy na wylotówce z Ankary, łapiąc autotostop. W Turcji to łatwy i przyjemny środek transportu, nawet dla dwóch facetów. Nie czekaliśmy długo. Zatrzymał się mężczyzna koło 40. Okazał się być imamem w pobliskiej wiosce. Po raz kolejny mogliśmy doświadczyć niesamowitej tureckiej gościnności muzułmanów. Zaprosił nas na nocleg oraz poczęstował obfitą kolacją i śniadaniem. 

Podczas tej wizyty nie pierwszy raz mogliśmy doświadczyć prawdziwego dialogu. Ale nie tylko dlatego, że było bardzo miło (a było), lecz dlatego, że każdy z nas był przekonany o racji swoich religii i chcieł pokazać ich piękno, jednocześnie z ciekawością słuchając drugiej strony. Powiem więcej – imam chciał nas nawrócić na islam, a my go próbowaliśmy przekonać do prawd chrześcijańskich. Ale nie pokłóciliśmy się! Dla kogoś to może oznaczać, że to żaden dialog – ani klepanie się po plecach ani kłótnia. Przeciwnie, nauczyłem się wtedy o islamie bardzo dużo. Wierzę, że nasz gospodarz równie wiele o chrześcijaństwie. 

To, że imam nas chciał nawrócić, uznałem za ogromny znak szacunku wobec nas. Nie robił tego nachalnie ani agresywnie. Po prostu był całkowicie przekonany o prawdziwości islamu. Nie ukrywał tego, wykładał, co myśli, ale z szacunkiem i wielkim zaciekawieniem słuchał też tego, co my mamy do powiedzenia. Uznałbym za obrazę, gdyby stwierdził, że każdy ma swoją religię – i fajnie. Skoro on uważa islam za prawdę, to dlaczego miałby nie chcieć, żebym ją poznał? To byłby prawdziwy brak szacunku! Podobnie, jeśli ja uważam chrześcijaństwo za prawdę, to życzę wszystkim, aby Chrystusa poznali. 

Fot. EPA/ALESSANDRO DI MEO Dostawca: PAP/EPA.

Przeciwko ciepłym kluchom i awanturnikom 

Z ludźmi nieprzekonanymi do swoich poglądów nie zawsze da się dialogować. Bo niby o czym? Nie o to chodzi, żeby nie mieć wątpliwości. Ale jednak trzeba w coś wierzyć i uznawać coś za prawdę. Poza tym człowieka nieprzekonanego prędzej łatwo „przekabacimy” na „nasze” jak choręgiewkę kołyszącą się na wietrze niż poznamy jego światopogląd na drodze dialogu. Trzeba pamiętać, że ta choręgiewka może się z równą łatwością obrócić ponownie w inną stronę.  

Z milusińskimi, którzy będą ukrywać swoje poglądy, żeby przez przypadek nie wywołać dyskomfortu czy kogoś nie obrazić, też dialogować za bardzo nie idzie. Oczywiście, należy zazwyczaj rozmawiać z odpowiednią delikatnością, nie używać zbyt dosadnych słów, jeśli nie trzeba, i odnosić się z szacunkiem do drugiego. Nie oznacza to jednak ukrywania tego, co uznajemy za prawdę. Wtedy żaden dialog nie powstanie, bo w gruncie rzeczy… nie rozmawiamy. Wymieniamy się serdecznościami – i tyle. 

W końcu nie da się dialogować z aroganckimi awanturnikami, którzy biorą sobie za punkt honoru przekonać, nawet na siłę, swoich rozmówców. Mają innych po prostu za głupków albo za ignorantów, z którymi nie warto dyskutować, trzeba ich zmiażdżyć i pokazać, że się mylą. To prowadzi jedynie do zacietrzewienia się obu stron. Dosyć to smutny widok, gdy ktoś odchodzi z poczuciem, że pokazał swoją „mądrość” czy „wiedzę”, i przez to okazał się lepszy. 

Oczywiście, w przypadku papieża Franciszka czy wysoko postawionych osób obowiązują pewne zasady dyplomacji. W naszym codziennym obcowaniu z innymi, naszym dialogowaniu na „niedyplomatycznym” poziomie wygląda to inaczej, ale również panują określone zasady dobrego zachowania, także w dyskusji – nie przerywanie drugiemu, nie odnoszenie się ad personam etc. To sprawia, że uczciwy i czasem wręcz bezpośredni dialog, jest możliwy. Taki dialog o jakim napisałem powyżej. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze