
Fot. pixabay / sabinevanerp
Prezes ZUS: Każdy z nas może mieć realny wpływ na wysokość swojej emerytury [ROZMOWA]
– Wysokość świadczenia zależy od kapitału, który odprowadzamy w postaci składek i który jest waloryzowany, aby nie stracił na wartości, a także wieku, w którym przechodzimy na emeryturę – mówi w rozmowie Zbigniew Derdziuk, prezes ZUS.
Dodaje, że w praktyce każdy z nas, na zasadzie indywidualnej odpowiedzialności, może mieć wpływ na wysokość swojej przyszłej emerytury, co jest tym bardziej ważne w sytuacji trwałego niżu demograficznego. Prezes ZUS wyjaśnia również szczegóły systemu emerytalnego osób duchownych, opierającego się na opłacaniu 80 % ich składek przez Fundusz Kościelny, zauważając, że „na dziś nie istnieje żaden konkretny projekt zmian” na tym polu.
Łukasz Kasper, Marcin Przeciszewski, KAI: Przypomnijmy na jakich zasadach opiera się system emerytalny w Polsce?
Zbigniew Derdziuk, prezes ZUS: Do 1999 r. system emerytalny w Polsce był oparty na zasadzie tzw. zdefiniowanego świadczenia. Przy wyliczaniu emerytury brano pod uwagę co do zasady 10 kolejnych najlepszych lat pracy, które trzeba było zestawić z przeciętnym wynagrodzeniem, jakie w danym czasie obowiązywało. Po wejściu w życie reformy systemu ubezpieczeń społecznych obowiązuje już nie zasada „zdefiniowanego świadczenia”, ale zasada tzw. zdefiniowanej składki. Prawo do emerytury przysługuje każdemu, kto ukończył powszechny wiek emerytalny (obecnie 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn) i odprowadzał składki do ZUS.
Wysokość świadczenia zależy od dwóch czynników: kapitału, który odprowadzamy w postaci składek i który jest waloryzowany, aby nie stracił na wartości, a także wieku, w którym przechodzimy na emeryturę. Każdy może dziś wyliczyć swoje świadczenie przy pomocy kalkulatora ZUS. Najprościej to robić w aplikacji mZUS ale można też na stronie Kalkulator emerytalny – prognozowana emerytura – ZUS. W liczniku ułamka należy wpisać kwotę zwaloryzowanych składek, które odłożyliśmy podczas naszego zawodowego życia, w tym subkonta i tzw. kapitału początkowego (dotyczy osób pracujących przed 1999 r.), a w mianowniku – wyrażone w miesiącach średnie dalsze trwanie życia na emeryturze odpowiednie dla naszego wieku. Tę ostatnią liczbę można znaleźć w komunikatach publikowanych co roku przez Główny Urząd Statystyczny.
Stary system emerytalny z pewnością był bardziej korzystny finansowo z punktu widzenia emerytów, bo świadczenia były wyliczane w oparciu tylko o najlepsze lata pracy. Nowy system jest natomiast bardziej przejrzysty i bardziej sprawiedliwy, bo opiera się na zasadzie: ile odłożyliśmy przez całe życie, tyle otrzymamy na starość. Im dłużej odprowadzamy składki i im są one wyższe, tym większa będzie nasza emerytura. Poprzedni system był bardziej oparty na zasadzie solidarności międzypokoleniowej, gdyż funkcjonował w warunkach nadwyżki demograficznej. Obecny system natomiast w większym stopniu wymaga odpowiedzialności indywidualnej, bo potencjał demograficzny jest mniejszy.

Problem polega natomiast na płynności systemu w odniesieniu do poszczególnych grup ludności. Jeśli bowiem system emerytalny jest oparty o zapis na koncie, a nie o fundusz, to powoduje, że zobowiązania indywidualnie się bilansują, ale w ramach danej grupy ludności – już nie. Dzieje się tak dlatego, że ci, którzy dzisiaj płacą składki, finansują nimi świadczenia tych, którzy obecnie są na emeryturze. Na taki model zmiany demograficzne mają bardzo duży wpływ. Oczywiście, to tylko jeden z czynników, innym jest m.in. wzrost gospodarczy. System emerytalny jest częścią redystrybucji dochodu narodowego. Jeśli zatem ten dochód jest wysoki, to państwo może sobie pozwolić na dopłatę do systemu emerytalnego powyżej sumy zebranych składek. Dzisiaj w Polsce znajdujemy się właśnie w takiej sytuacji.
Na powszechny system ubezpieczeń społecznych składają się: fundusz emerytalny i rentowy, fundusz chorobowy oraz fundusz wypadkowy. Z tych czterech, fundusz emerytalny jest deficytowy, bo ma na niego wpływ demografia. Fundusze rentowy i wypadkowy są nadwyżkowe, a chorobowy – deficytowy. W przypadku funduszu rentowego swoistemu wygaszeniu ulega historyczna tendencja z okresu transformacji ustrojowej i gospodarczej w Polsce, gdy było dużo świadczeń o charakterze bardziej socjalnym niż z tytułu niezdolności do pracy, ale osoby z nich korzystające przeszły na emeryturę. W liczbach wygląda to tak, że 10 lat temu było w Polsce nieco poniżej 7 mln emerytów i rencistów (w tym ok. 1 mln tych ostatnich), a dziś jest ich łącznie 8 mln, z czego rencistów tylko 500 tys.
Fundusz wypadkowy jest nadwyżkowy, gdyż zauważalny jest w nim element tzw. pozytywnego bodźcowania: składka jest zależna od liczby wypadków przy pracy. W Polsce obserwujemy wielką staranność pracodawców w zakresie przeciwdziałania wypadkom przy pracy, zatem liczba wypadków spada. Jest to wspierane także przez system składek, ponieważ co roku pracodawca składa deklarację ZUS IWA i jeśli z każdym rokiem spada u niego liczba wypadków przy pracy, to wysokość składki jest obniżana.
Fundusz chorobowy jest natomiast deficytowy…
– …ale nie tyle z powodu częstego chorowania przez Polaków, ile z powodu dodania do niego dodatkowych świadczeń. Ważnym komponentem tego funduszu są zasiłki macierzyńskie. Kobiety korzystają z niego coraz częściej. Przy tym liczba dzieci jest coraz mniejsza. Jako prezes ZUS mogę tu powiedzieć, że cieszyłbym się, gdyby ów fundusz był jeszcze bardziej deficytowy, bo więcej świadczeń macierzyńskich oznaczałoby bardzo dobrą inwestycję! Liczba zwolnień lekarskich przez ten fundusz finansowana w 2024 r. wyniosła 27,4 mln, co skutkowało 290 mln dni zasiłkowych. To i dużo, i mało, jeśli chodzi o 16 mln ubezpieczonych.
Ile łącznie wynosi deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych?
– Wynosi on mniej więcej 15-17%, co jest pokrywane z dotacji budżetowej. Dlatego ważny jest, co powiedziałem wcześniej, stan gospodarki i budżetu, bo wspiera on składki na system emerytalny

Polska demografia bije kolejne negatywne rekordy. W tym roku dzietność w Polsce wyniesie połowę współczynnika zastępowalności (1,03). Jak ZUS przygotowuje się na skutki starzejącego się społeczeństwa?
– W latach 50 ub. wieku ten współczynnik wynosił ponad 3,00. W 1991 r. było to jeszcze gwarantujące zastępowalność pokoleń 2,1 jako swoiste odbicie poprzedniego wyżu demograficznego. Obecnie jest to 1,16, a przyjmowane do wyliczeń prognozy Unii Europejskiej i Ministerstwa Finansów dla Polski wskazują 1,43. Sytuacja demograficzna ma zatem dominujący wpływ na system emerytalny. O rozwoju gospodarczym już wspomniałem, ale trzeba też wziąć pod uwagę inny ważny komponent, jakim jest migracja. Dziś 83-85% zasobów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych pokrywają składki (obecnie ok. 80 mld zł, w ub. roku 72 mld zł). Ten wkład rośnie, bo w Polsce 7% płacących składki to migranci (1,2 mln osób). Ich wkład jest duży – to prawie połowa wspomnianego deficytu FUS.
Zatem rozsądna polityka migracyjna państwa, rozwijana tak, aby przyjmowani w naszym kraju przybysze pracowali i odprowadzali składki, przyczynia się do poprawy funkcjonowania całego systemu emerytalnego?
– Zdecydowanie tak. Zmiana struktury wiekowej polegająca na większym udziale ludzi starszych sprawia, że potencjał ludnościowy zmniejsza się. Ale jest to efekt zauważalny w wielu krajach rozwiniętych. Korea Płd. w 2024 r. miała współczynnik dzietności 0,73. Państwo podejmuje różne działania zaradcze, ale tu chodzi zawsze o wolny wybór obywateli. Europa ma negatywny współczynnik demograficzny, co powoduje, że migracja jest pewnym elementem prowadzącym do rozwiązania problemu. Migracja łączy się z rynkiem pracy. Niektóre kraje, wydając pozwolenia na pracę, proponują rozwiązania przyciągające konkretne zawody. Tu należy rozróżnić migrację wewnątrz Unii Europejskiej. Polega ona na naturalnym prawie do przemieszczania się i nie wymaga specjalnych zgód (zgodnie z zasadą swobody przepływu osób i kapitału), podczas gdy osoby z zewnątrz UE potrzebują pozwolenia na pobyt i pracę. Ze wspomnianej liczby prawie 1,2 mln migrantów podejmujących w Polsce pracę największą grupę stanowią Ukraińcy, następnie Białorusini, a potem obywatele niemal z całego świata.
Wróćmy do samego mechanizmu emerytalnego. Ile przeciętnie pracuje przyszły polski emeryt, zanim na tę emeryturę przejdzie?
– Można powiedzieć, że jest to praca od 18. do 60. roku życia, choć nie jest to do końca prawda. Najczęściej zaczynamy pracować od 23. roku życia.. Ponadto obecnie pracownicy do 26. roku życia są zwolnieni z opłacania składek ZUS. Tak naprawdę zatem ubezpieczony ma do 60/65 roku życia (roku ustawowej możliwości przejścia na emeryturę) 34 lata uiszczania składek w przypadku kobiet, a 39 w przypadku mężczyzn. Jeśli przyjmiemy, że kobieta żyje średnio 82 lata, a mężczyzna 75 lat, to uśredniając dla obydwu płci, wychodzi ok. 192 miesiące dalszego przeciętnego trwania życia. To pokazuje, że stopa zastąpienia nie jest wysoka.
W jaki sposób można się starać o podwyższenie emerytury?
– Po pierwsze, wysokość składki emerytalnej (19,52%), historycznie w Polsce wciąż jest taka sama. Po drugie, wiek emerytalny – dla kobiet 60 lat, dla mężczyzn – 65 lat. Nie zostanie jednak w najbliższych latach zmieniony, bo taka jest decyzja Polaków. Ale każdy może pracować dłużej, jeśli chce. Pamiętajmy, że w latach 90. istniał jeszcze zakaz pracy dla emerytów, dzisiaj tego nie ma. Emeryci mogą pracować i dlatego ZUS radzi, aby każdy samodzielnie podejmował decyzję w tym zakresie. Dodatkowo Państwo wprowadza różnego rodzaju korzyści dla osób, które pomimo ukończenia powszechnego wieku emerytalnego 60/65 lat nie pobierają emerytury i pozostają nadal aktywne zawodowo. Jedną z wprowadzonych zachęt jest PIT-0, tzw. ulga dla pracujących seniorów. Polega ona na zwolnieniu od podatku dochodowego od osób fizycznych niektórych przychodów ww. podatników.

Jaka jest dziś średnia emerytura Polaków a jaka prognozowana na najbliższe lata?
– Stopa zastąpienia [procentowy wskaźnik, który określa, ile emerytura stanowi w stosunku do ostatniej pensji przed przejściem na emeryturę – KAI] będzie spadała do ok. 29 %, więc świadczenia będą się zmniejszały. Ale ten wskaźnik jest liczony do ustawowego wieku uprawniającego do przejścia na emeryturę. Jeśli zatem ktoś będzie pracował dłużej, jego świadczenia też będą rosły. Obecnie spośród 8 mln pobierających emerytury pracuje 840 tys. Trzeba też podkreślić, że zmiana struktury demograficznej powoduje perturbacje także na rynku pracy. Pracodawcy nie będą mieli pracowników, dlatego są teraz w większym stopniu zainteresowani aktywizacją zawodową osób starszych co już ma miejsce w niektórych grupach zawodowych, jak choćby nauczyciele czy lekarze.
Ale Pańskim zdaniem, czy obecny wiek emerytalny w Polsce powinien zostać podwyższony oraz zrównany dla kobiet i mężczyzn?
– Na dzisiaj stanowisko jest takie, że wiek emerytalny administracyjnie nie będzie zmieniany, ale każdy może podjąć decyzję w zakresie dalszej pracy, uznając czy środki wynikające z wyliczenia jego emerytury go zadowalają czy nie. Oczywiście ważne jest też to, czy możliwości zdrowotne pozwalają na dalszą pracę. Nie należy jednak straszyć ludzi zmianą wieku emerytalnego.
A jaka jest perspektywa emerytalna dla naszych dzieci?
– Dzieci będą mogły pracować tak długo, jak będą chciały. Kluczem będzie liczba lat składkowych oraz ogólna liczba ludności. Chodzi o to, by zachowana była zastępowalność pokoleń, która zapewnia międzypokoleniową solidarność, pozwalającą utrzymać płynność systemu emerytalnego.
Tyle, że obecnie nie mamy i nie będziemy mieć zastępowalności pokoleń.
– To prawda, ale warto zwrócić uwagę na dwa inne aspekty. Po pierwsze, rośnie PKB i ogólna zamożność społeczeństwa. Dochód na mieszkańca zbliżył się znacząco do średniej unijnej. Po drugie, wzrasta tzw. dochód rozporządzalny – czyli kwota, która pozostaje gospodarstwu domowemu do dyspozycji po odliczeniu podatków i składek.
ZUS w swoich prognozach odnosi wysokość przyszłych emerytur do średniego wynagrodzenia, przy założeniu, że będzie ono rosło w tempie zbliżonym do inflacji i wzrostu gospodarczego. To oznacza, że siła nabywcza emerytur będzie się stopniowo zwiększać.
Jednocześnie spadek tzw. stopy zastąpienia (czyli stosunku emerytury do ostatniego wynagrodzenia) pokazuje, jaką część dotychczasowego poziomu życia emeryt będzie w stanie utrzymać dzięki świadczeniu. W systemie jest też komponent wsparcia – np. renty rodzinne, renty wdowie i dodatki dla dzieci – które wspierają osoby o niższych dochodach.
Ważnym filarem systemu jest tzw. trzeci filar, czyli dobrowolne oszczędzanie na emeryturę.
– Tak. Coraz więcej osób ma możliwość odkładania środków na przyszłość, a państwo wprowadza kolejne instrumenty zachęcające do tego. Kiedyś były to Pracownicze Programy Emerytalne (PPE), później Indywidualne Konta Emerytalne (IKE), Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE) a od kilku lat funkcjonują Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK).
W ramach PPK minimalna składka pracodawcy wynosi 1,5% wynagrodzenia, ale może być wyższa. Pracownik wpłaca co najmniej 2%. Coraz więcej osób decyduje się na udział w programie, podejmując świadomą decyzję o zabezpieczeniu swojej przyszłości.

Jakie są inne istotne elementy systemu?
– Składki emerytalne w Polsce wynoszą łącznie 19,52% wynagrodzenia, ale są naliczane tylko do rocznego limitu, obecnie wynoszącego ponad 260 tys. zł. Po przekroczeniu tej kwoty nie odprowadza się już składek.
Warto pamiętać, że składki nie są naliczane w okresach nieaktywności zawodowej, takich jak zwolnienie lekarskie. Z kolei w przypadku urlopu macierzyńskiego składki są opłacane w pełnej wysokości, a w czasie urlopu wychowawczego – od średniego wynagrodzenia.
Czy można by powiązać wysokość emerytury z liczbą dzieci, które kobieta urodziła i wychowała?
– Nie planuje się takich rozwiązań. Jedynym istniejącym mechanizmem jest przyznanie prawa lub podwyższenie emerytury do kwoty minimalnej emerytury kobiecie, która wychowała co najmniej czworo dzieci, jeśli sama nie wypracowała odpowiedniego świadczenia.
Czy nie warto wprowadzić minimalnej emerytury dla każdego, kto osiągnął wiek emerytalny, nawet jeśli nie przepracował odpowiedniej liczby lat?
– W poprzednim systemie wymagane było 20–25 lat pracy aby uzyskać emeryturę, dziś takiego obowiązku nie ma, ale wysokość świadczenia zależy od wpłaconych składek. Osoby, które nie przepracowały odpowiedniej liczby lat, otrzymują niskie emerytury – czasem symboliczne, np. 2,50 zł – ale mają też wszystkie przywileje emeryta, np. ubezpieczenie zdrowotne. Jeśli ktoś był na umowie o dzieło i nie płacił składek, nie może oczekiwać, że dostanie świadczenie.
System jest sprawiedliwy – świadczenie zależy od wpłat. Solidaryzm działa wobec tych, którzy kontrybuowali. Inne osoby mogą ubiegać się o pomoc społeczną.
Kobiety są jednak statystycznie bardziej narażone na niskie świadczenia.
– Kobiety mogą pracować dłużej, jeśli chcą. Mamy przypadki osób, które przeszły na emeryturę w wieku 68 czy 70 lat i otrzymują kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Wybór należy do każdego.
A co z uprzywilejowanymi grupami zawodowymi, jak wojsko czy policja, które przechodzą na emeryturę w wieku 45 lat?
– Podczas reformy emerytalnej w 1999 r. planowano włączenie wszystkich do jednego systemu, ale ostatecznie przyjęto rozwiązania sektorowe. Są oddzielne systemy m.in. dla sędziów, służb mundurowych. Państwo w ten sposób reguluje rynek pracy – np. obecnie mamy niedobór policjantów.
System emerytalny zmienia się wraz z rynkiem pracy…
– Tak. Kiedyś ludzie pracowali w jednym zakładzie całe życie. Dziś rynek jest mobilny – mamy pracę zdalną, platformową, freelancerów czy osoby żyjące z kapitału. To wymusza zmiany. Państwo wspiera tych, którzy chcą się przekwalifikować i aktywizować różne grupy wiekowe.
A jak wygląda kwestia ubezpieczeń emerytalnych osób duchownych, jest to dziś temat silnie obecny w debacie społecznej?
– Duchowni nie będący na etacie finansują składki w 20%, a 80% pokrywa Fundusz Kościelny. Fundusz opłaca też składki w całości za zakonników kontemplacyjnych oraz za pracę na misjach. Fundusz obejmuje wszystkie zarejestrowane Kościoły i związki wyznaniowe.
Deklaracja duchownego nie musi być potwierdzona przez Kościół – ZUS może to weryfikować w razie wątpliwości. Jeśli duchowny podejmie pracę na etacie – np. jako katecheta czy wykładowca akademicki – składki są opłacane z tego tytułu, a nie przez Fundusz Kościelny.
Emerytura duchownego zależy od okresu opłacania składek. Jeśli po odejściu ze stanu duchownego ktoś podejmie pracę świecką, kontynuuje gromadzenie składek na tym samym koncie.
Mówi się o przekształceniu Funduszu Kościelnego w inny system. Czy taka ewentualna zmiana wpłynie na zabezpieczenie emerytalne duchownych i na ich sposób rozliczania się z ZUS?
– ZUS odnosi się do przepisów, które istnieją. A skoro na dziś nie istnieje żaden konkretny projekt tych zmian, to trudno się do tego odnosić. W różnych krajach są różne mechanizmy, a w Polsce obowiązuje historyczny model Funduszu Kościelnego, który obsługuje zabezpieczenie emerytalne dla wszystkich zarejestrowanych Kościołów i związków wyznaniowych.

A jak wygląda kondycja Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w 2025 roku?
– Kondycja Zakładu jest bardzo dobra. Od lat pracujemy nad modernizacją i automatyzacją procesów, co przynosi wymierne efekty. Prawie 90 proc. naszych świadczeń przyznajemy automatycznie. Zakład działa sprawnie, a nasi pracownicy są zaangażowani i kompetentni. Udało nam się wypracować wysoki poziom zaufania społecznego – to bardzo istotne, bo bez zaufania nie ma systemu ubezpieczeń społecznych. Zaufanie do ZUS wzrosło – według CBOS wynosi obecnie 48%, wcześniej było nieco ponad 30%. Jesteśmy transparentni – każdy może sprawdzić swoje dane na koncie w każdej chwili.
Zaufanie społeczne to kapitał trudny do zdobycia?
– To prawda. Pracowaliśmy na nie latami. Kiedyś ZUS był kojarzony z kolejkami i trudnościami w załatwianiu spraw. Dziś jesteśmy instytucją nowoczesną, z rozbudowaną obsługą online i infolinią, która obsługuje miliony połączeń rocznie. Mamy też 320 placówek w całym kraju, dzięki czemu jesteśmy blisko ludzi. Służymy pomocą również podczas dyżurów w gminach, które organizujemy z myślą o osobach starszych lub mających utrudniony dostęp do Internetu.
Jakie działania szczególnie wpłynęły na tę zmianę wizerunku?
– Kluczowe było połączenie cyfryzacji z troską o klienta. Przykładem może być wdrożenie Platformy Usług Elektronicznych, czyli PUE ZUS, która działa już 12 lat. Dzięki niej każdy ubezpieczony i płatnik ma dostęp do swoich danych. Kolejnym krokiem było stworzenie aplikacji mobilnej mZUS, z której aktywnie korzysta już ponad 700 tys. osób. Postawiliśmy też na prosty język i przejrzystość komunikacji – to buduje poczucie, że Zakład jest dostępny i zrozumiały.
ZUS dostosowuje formę obsługi do odbiorców. Korzystamy też ze sztucznej inteligencji do analiz ryzyk i procesów. Mamy 43 tys. pracowników, którzy intensywnie się szkolą, aby podnosić jakość obsługi.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |