prof. Wojciech Maksymowicz. Fot. PAP Tomasz Waszczuk

Prof. Maksymowicz (Klinika Budzik) apeluje ws. Polaka w Wielkiej Brytanii: to nie musi się tak skończyć. On żyje! [R …

Trwa walka o życie Polaka, który w śpiączce przebywa w szpitalu w Plymouth w Wielkiej Brytanii. Na tę chwilę jest to bardziej walka prawna, polityczna i dyplomatyczna niż medyczna. U Polaka, w listopadzie ubiegłego roku, doszło do zatrzymania pracy serca i trwałego uszkodzenia mózgu.

Mężczyzna mieszkał w Anglii od kilkunastu lat. O zgodę na odłączenie od aparatury do sądu wystąpił szpital, w którym od dwóch miesięcy przebywa mężczyzna. Do wniosku przychyliły się mieszkające w Anglii dzieci oraz żona poszkodowanego. Przeciwna tej decyzji jest jednak pozostała część rodziny, która jest zdania, że stan Polaka się poprawił. Apelują również o transport chorego do kraju. Brytyjski sąd przychylił się w wczoraj wieczorem do wniosku szpitala w Plymouth, by nie zezwalać konsulowi w RP na dostęp do przebywającego tam, pozostającego w śpiączce obywatela Polski – poinformowali bliscy mężczyzny. Jak dodali, sąd uzasadnił decyzję tym, że „nie byłoby to w najlepszym interesie” mężczyzny. Zgodnie z wcześniejszą decyzją sądu, szpital w Plymouth ponownie odłączył rurki, którymi był on odżywiany i nawadniany. Według szpitala i sądu, pacjent nie ma szans na przeżycie, a karmienie go prowadzi do terapii „odbierającej mu godność”. W sprawie Polaka – na prośbę części jego rodziny – interweniował Krzysztof Szczerski, sekretarz stanu w kancelarii prezydenta RP. Minister rozmawiał z ambasador Wielkiej Brytanii Anną Clunes.


Rozmawiamy z profesorem Wojciechem Maksymowiczem – neurochirurgiem, specjalistą Kliniki Budzik. Placówka zapewniła dziś, że jest w stanie przyjąć Polaka do siebie. Jak twierdzi prof. Maksymowicz możliwe jest przetransportowanie Polaka do Polski.  – Nie ma problemu z przewiezieniem pacjenta do nas. Nie jest pod respiratorem, nie wymaga podtrzymywania życia w sposób nadzwyczaj sztuczny. Tacy chorzy są transportowani. Niedawno przyjęliśmy Polaka w śpiączce, który trafił do nas z Holandii – mówi prof. Maksymowicz w rozmowie z Maciejem Kluczką.

fot. MNiSW, gov.pl

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Czy Klinika Budzik miała już takich pacjentów, z takim urazem i z takim problemem?

Prof. Wojciech Maksymowicz (kierownik Katedry Neurochirurgii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, Oddział Kliniczny Leczenia Śpiączki u Dorosłych „Budzik dla Dorosłych”, były minister zdrowia, były wiceminister nauki): Ciągle mamy takich pacjentów, jest ich spora część. To są ciężkie uszkodzenia, nawet bywa że cięższe niż urazowe i z trudnym rokowaniem, co do szansy powrotu do aktywności, ale to nie znaczy, że ci ludzie nie żyją czy nie mają w ogóle szansy na przeżycie, na powrót do pewnej aktywności.

Co oznacza zatrzymanie akcji serca na 45 minut? Tak było w przypadku tego mężczyzny. Czy tacy ludzi wracają później do aktywności? Do życia?

Zatrzymanie akcji serca trzeba inaczej rozumieć, zatrzymanie akcji na tak długo jest niemożliwe. Serce – samo z siebie – mogło nie podjąć w tym czasie pracy, ale musiała być prowadzona reanimacja. Przecież wystarczy, że nieco ponad minutę nie bije serce i człowiek po prostu umiera. Zadziałano pewnie dość szybko i przez te 45 minut nie udało się przywrócić własnej akcji serca, ale ktoś musiał prowadzić masaż i prawdopodobnie wentylację. Ten człowiek nie byłby w takim stanie, jak teraz. On po prostu by nie żył, a żyje!

A jakie mogą być skutki takiej sytuacji? Jakie są wtedy uszkodzenia mózgu? Jak rozległe mogą być?

Po nagraniu, które widziałem i i z relacji dziennikarskich wnioskuję, że mamy do czynienia z bardzo ciężkim uszkodzeniem mózgu. Tak to wygląda po niedokrwieniu mózgu na tyle długo, że człowiek traci przytomność i jest w śpiączce. Następuje wtedy ewolucja zmian w mózgu, najpierw jest potężne uśpienie w związku z niedokrwieniem, a później – jeśli człowiek przeżyje – dochodzi do tworzenia się zaników obszarów środowych mózgu, a to one odpowiadają za świadomość czy czucie bólu.

Fot. YouTube/ Tomasz Gm

Terapia, leczenie, próba wybudzenia takiego pacjenta polega na stymulacji mózgu? Na próbie podjęcia aktywności kolejnych obszarów mózgu? Jak wygląda praca z takim pacjentem?

To, co realizujemy w Klinice Budzik to jest danie szansy tym ludziom. A stopnia uszkodzenia ich mózgu nigdy do końca nie jesteśmy pewni. Wiemy tylko, jak strukturalnie uszkodzony jest mózg, na podstawie obrazu tomografii komputerowej, rezonansu magnetycznego. Te badania obrazowe możemy uzupełnić o badanie tzw. rezonansu czynnościowego, który pozwala na sprawdzenie, jak wygląda reaktywność mózgu, nawet jeśli sam człowiek nie reaguje. To są bardzo ciekawe badania, prowadzone przy udziale mojego byłego szefa z Wielkiej Brytanii. Pracowałem z nim naukowo na Uniwersytecie w Southampton, on został później szefem neurochirurgii na Uniwersytecie w Cambridge.

>>> Anglia: Polak w śpiączce ma zostać odłączony od aparatury. Interwencja w ONZ

Mamy stały kontakt, profesor przeprowadził badania z belgijskimi naukowcami, które były absolutnie zaskakujące. Pokazały, że (za pomocą rezonansu czynnościowego) u ponad 40% badanych chorych, u których stwierdzono stan wegetatywny, diagnoza była błędna. Oni reagowali, ale nie w widoczny sposób, nie w sposób ruchowo-celowy, ale za pomocą aktywacji części mózgu. To jest bardzo ciekawe i wiele mówiące. Od strony naukowej nie ma żadnych podstaw, żeby uznać, że mózg tego człowieka, który sam oddycha, jest nieżywy. Jeśli mózg żyje, to nie ma żadnych wątpliwości, że człowiek żyje. Szpital w Wielkiej Brytanii nie chce mu podawać posiłków czy wody – bo tylko o to chodzi – tam nie ma mowy o odłączeniu aparatury podtrzymującej życie. Niektórzy dziennikarze mylnie tak to opisywali. Jeśli karmienie i nawadnianie jest nadzwyczajnym podtrzymywanie życia, to ja już nie wiem, czym jest dostarczanie jedzenia i picia, a czym podtrzymywanie życia.

Czyli ten mężczyzna takiej aparatury podtrzymującej prace serca czy oddechu nie ma i nie potrzebuje. On może bez tego żyć.

Z tego, co nam przedstawiono, tak. Z tego obrazu można wnosić, że on nie potrzebuje takiego działania i właśnie takimi chorymi się zajmujemy. W Klinice nie mamy możliwości prowadzenia chorych, których trzeba sztucznie wentylować, to się robi na oddziałach intensywnej terapii. Natomiast, po intensywnej terapii, kiedy mimo starań nie wraca świadomość, ale przywraca się zdolność oddychania, to od tego są takie oddziały, jak nasze. Nasz oddział zajmuje się bardzo intensywną neurorehabilitacją. Na pana pytanie, co można z takim pacjentem zrobić i jak go stymulować, to odpowiadam, że przede wszystkim dać szansę, potem dobrze go pielęgnować, prowadzić fizjoterapię, instrumentalne działania rehabilitacyjne, bodźcowe. Tym zajmuje się zespół rehabilitantów. Później przychodzi czas na neurologopedę, który sprawdza napinanie się podniebienia, ewentualnie bada zdolność wypowiadania jakichś dźwięków. Później – gdy ktoś już jest przytomny – to łączenia je w słowa. Z takim pacjentem pracuje też psycholog, który próbuje rozmawiać z takim człowiekiem. Czasami wydaje się, że ktoś jest nieprzytomny, ale on śledzi obraz poruszający się na ekranie komputera. I przez ten komputer można zadawać mu zadania i on oczami potrafi potwierdzić, że jest przytomny. To jest zresztą polski wynalazek – tzw. cyberoko, stworzone na Politechnice Gdańskiej.

szpital

Fot. pixabay

Omówmy dwa stany: wegetatywny i minimalnej świadomości. Rozumiem, że do końca nie wiadomo, do którego z nich zakwalifikować tego pacjenta. A czym one się różnią?

Tego nie można powiedzieć na podstawie nagrania. Przy stanie wegetatywnym człowiek wygląda, jakby był przytomny, ma otwarte oczy, rozgląda się, połyka, może mu nawet łza polecieć, ale to wcale nie znaczy, że jest przytomny. Przy stanie minimalnej świadomości jest reaktywny, to znaczy, że z opóźnieniem, czasami bardzo dużym, ale wypełnia polecenia, czymś porusza. Za pomocą czynnościowego rezonansu magnetycznego można obserwować obraz jego mózgu, jak zmienia się jego ukrwienie, np. przy oglądaniu obrazu czy filmu, który wywołuje u niego silne emocje (pozytywne lub negatywne).

Czy z tych informacji, które macie ten pacjent nie powinien być skazany na śmierć, na eutanazję, bo jest szansa (przy obecnej nauce, wiedzy i doświadczeniu) na jego wybudzenie? Nie gwarancja, ale nadzieja. I należy ją mu dać?

Dla mnie pojęcie eutanazji jest pojęciem zakazanym dla lekarza. To w ogóle nie wchodzi w grę. Jednak w Wielkiej Brytanii w tym wypadku tak się właśnie postępuje. Przy czym uzasadnienie jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Mówi się, że utrzymywanie go w takim stanie jest niegodne, osłabia jego godność osobową. Ale tam nie stosuje się eutanazji czynnej, nikt nie poda mu strzykawki z trucizną, tylko zapowiada się zaprzestanie karmienia. I tę postawę określa się jako tę, która chroni jego godność?! To się tak kłóci z definicją godności, nie mogę tego zrozumieć… Jego stan mylony jest niekiedy z uporczywą terapią. Umieranie jest procesem, w końcowej fazie umierania nie stosuje się nadzwyczajnych działań. Jednak ten człowiek nie jest w trakcie umierania, on prawdopodobnie może żyć wiele lat, musi być tylko karmiony i pielęgnowany. Boję się, że tu górę biorą względy utylitarne, według których – to aż trudno wypowiedzieć – nie opłaca się tego człowieka leczyć.

>>> List Kongregacji Nauki Wiary ws. opieki nad osobami w krytycznych i terminalnych fazach życia [DOKUMENT]

Gdyby ten pacjent był w polskim szpitalu, to takiej dyskusji (o zaprzestaniu karmienia) w ogóle by nie było?

Absolutnie nie. Gdyby ktoś tak zrobił, miałby postępowanie karne i postępowanie z odpowiedzialności zawodowej. W polskim kodeksie etyki lekarskiej expressis verbis jest zapisany zakaz eutanazji.

Ten pacjent zostałby wprowadzony do Kliniki niejako „poza kolejką”, tak?

W sytuacji, w której on niebawem umrze z powodu braku karmienia i picia, to proszę bardzo, my na głowie staniemy. To są już tylko organizacyjne sprawy. Normalnie byśmy tak nie robili, bo obowiązuje kolejka i jest zwykła działalność, ale nie każdy stoi przez wyrokiem śmierci i to tak brutalnej.

Wasza oferta pomocy została przekazana ministrowi Krzysztofowi Szczerskiemu z Kancelarii Prezydenta, jeszcze przed jego rozmową z ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce. Czy to pomogło? Czy strona brytyjska wie, że pacjent może być przyjęty w Waszej Klinice? Że jesteście gotowi?

Nie znam dalszego postępu rozmów na tym poziomie dyplomatycznym i politycznym. Dzisiaj rozmawiałem z ambasadorem Polski w Londynie. Powiedział mi, że sytuacja jest bardzo trudna, on jest w stałym kontakcie z konsulem, który jest w Plymouth, w szpitalu. Sytuacja jest trudna, bo jest wyrok sądu podparty stanowiskiem rodziny, która jest na miejscu. (Rodzina jest w tej sprawie podzielona, żona i dzieci, które są na miejscu chcą wykonania wyroku sądu, matka i reszta rodziny chcą jego przewiezienia do Polski – przyp. red.). Tym bardziej mówię głośno… Nie chcę urazić rodziny, ta rodzina może być pod wpływem tamtego prawa, ale jako naukowiec, który tym się zajmuje, po prostu chcę im powiedzieć, że to nie tak musi być, to nie tak musi się skończyć.

* W Klinice Budzik w Olsztynie udało się wybudzić ze śpiączki prawie 30 pacjentów. Jest to pierwsza w Polsce taka klinika dla dorosłych, działa od 4 lat.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze