Fot. Olia Danilevich/Pexels

#ProstujmyŚcieżki: nie daj się zniewolić sieci [FELIETON]

FOMO – strach przed tym, że coś mnie ominie. To zjawisko dotyka, w mniejszym lub większym stopniu, chyba każdego z nas. Rządzi nami bowiem globalna sieć i czujemy pustkę, gdy czegoś nie wiemy.

To już rytuał. Budzę się, a potem odruchowo sięgam po telefon. Sprawdzam, co wydarzyło się na świecie przez kilka ostatnich godzin. Przecież tyle mogło mnie ominąć. Potem zerkam na Facebooka i Instagrama, by zobaczyć, jakie zmiany zaszły  w tym czasie w życiu moich znajomych. Bo przecież w nocy – kiedy wszyscy śpimy – musiało wydarzyć się wiele przełomowych rzeczy! Muszę się na własne oczy przekonać, że… nic się nie wydarzyło, że przez noc nawet żaden nowy mail nie przyszedł.

>>> Karolina Binek: czekasz na Boże Narodzenie czy tylko odliczasz do świąt? [FELIETON]

Ludzie FOMO

To zjawisko – strach przed tym, że coś człowieka pominie, że o czymś nie będziemy wiedzieć itd. ma już nawet swoją oficjalną nazwę. To FOMO – czyli fear of missing out. Gdy patrzę po sobie, ale i po wielu moich znajomych, to odnoszę wrażenie, że powoli (a właściwie to szybko) FOMO staje się chorobą XXI wieku. Dobrze było widać to kilka tygodni temu, gdy na kilka godzin przestał działać Facebook i kilka innych mediów należących do koncernu Meta. Było dziwnie, wielu  z nas czuło się, jakby ktoś odciął im rękę. Nagle odebrano nam możliwość regularnego spojrzenia na Facebooka czy napisania do kogoś na Messengerze. Jakby wróciły późne lata 90., gdy prym wiodły SMS-y (kosztujące wówczas – w porównaniu z obecnymi cenami – fortunę). Ze wstydem przyznam, że FOMO mocno weszło mi w krew. Bez dostępu do sieci trudno mi wytrzymać dłuższą chwilę. Lubię wiedzieć, co dzieje się wokół, czasem chcę z kimś pogadać. Gdy byłem w wakacje w Hiszpanii to łapałem się na tym, że w miejscach z kiepskim zasięgiem (albo i nawet brakiem zasięgu) czułem niepokój. Technologia mną, a właściwie nami wszystkimi rządzi. Nie wystarczy mi to, że pracuję w internecie i każdego dnia spędzam przez to kilka dobrych godzin w sieci. Technologia obecna jest w moim życiu od rana do wieczora. Gdy wstaję, gdy czekam na tramwaj na przystanku, gdy w sklepie jest dłuższa kolejka, gdy… Można by tak jeszcze długo wymieniać.

>>> Justyna Nowicka: Adwent to stan umysłu i serca [FELIETON]

Ludzie sieci

Już dobrych kilka lat temu zainicjowano akcję, której hasłem były słowa „Wyloguj się do życia”. Sprawdziłem na YouTubie, że filmiki promujące tę kampanię pojawiły się już w 2013 r. Osiem lat temu. Już wtedy musiało być zatem źle, skoro była potrzeba takiej akcji. A jak wiele zmieniło się przez te osiem lat? Myślę, że bardzo wiele! Technologia weszła w kolejne przestrzenie naszego życia, nie bierze zakładników. Internet jest wszędzie. Zresztą, potwierdził to ostatnio pośrednio sam Mark Zuckerberg, gdy prezentował Metę i całe uniwersum skupione wokół Facebooka – a więc nowy internet, który właściwie ma być ściśle związany z naszym życiem. Tak chciałoby się dzisiaj zwyczajnie na chwilę „wylogować się do życia” – a  jednocześnie byłoby to tak trudne… Dla mnie – to byłby ogromny trud, właściwie niewykonalny. To znak czasów, że tak trudno nam po prostu zwyczajnie żyć, w wolności.

Pierwszy dzień po awarii Facebooka, Instagrama i Whatsappa fot. EPA/ANDREJ CUKIC

>>> Nie zbudujemy zaufania, jeśli nie będziemy najpierw szczerzy i… krytyczni [FELIETON] 

Ludzie wolności

Piszę o tym nie bez przyczyny w Adwencie. To czas prostowania ścieżek. Biblijnym przewodnikiem po tych dniach, a jednocześnie i przykładem ascety, jest św. Jan Chrzciciel. Zastanawiam się, czy gdyby w czasach biblijnych był internet, to czy Jan umiałby się wylogować do życia. Co by zrobił ten wielki prorok? Wierzę, że potrafiłby spojrzeć na świat z boku i pójść na pustynię – a więc świadomie ograniczyć swoje związanie z siecią. Internet jest potrzebny i praktyczny, nikt tego nie kwestionuje. Chodzi jednak o to, by sieć nie układała nam życia – a to się często dzieje. W moim życiu na pewno. Jan uczy nas prawdziwej wolności. I warto tę postawę odnieść do obecności w świecie wirtualnym. O rewolucję w tym względzie trudno. Nie łudzę się i nie robię postanowień w stylu „zrezygnuję z Facebooka na Adwent” czy „nie umieszczę w Adwencie nic na Instagramie”. Tak bardzo jestem już zsieciowany, że byłoby to dla mnie niewykonalne. Codziennie pewnie nieraz będę sprawdzał Facebooka i najnowsze wiadomości na portalach informacyjnych. A jednak powinienem coś zrobić. I myślę, że najlepszą rzeczą dla mnie – i też dla Was – jest próba uruchomienia świadomości. By korzystanie z internetu nie było tylko kompulsywnym sprawdzaniem kolejnych powiadomień i klikaniem od strony do strony. Spróbujmy odzyskać kontrolę nad siecią – bo w wielu przypadkach to już ona kontroluje nas. To już dobry początek, by jakaś ścieżka się wyprostowała.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze