Przełożona generalna urszulanek: konieczny jest indywidualny kontakt z człowiekiem
– Nasz Kościół, oczywiście jest to naturalne, przez historię wszedł w pewne struktury, stworzył struktury, które teraz naprawdę trzeba uczłowieczać, zmieniać, nie bać się tego. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest umiejętność wsłuchania się w Ducha Świętego – mówi matka Beata Mazur.
W rozmowie z KAI przełożona generalna sióstr urszulanek i członkini Zarządu Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych komentuje m.in. kryzys powołań, możliwości nowych zaangażowań osób konsekrowanych czy przygotowania do Synodu o synodalności.
Dawid Gospodarek (KAI): Już od lat przy okazji Światowego Dnia Życia Konsekrowanego wśród komentarzy najczęściej omawia się spadek powołań. Jak Siostra patrzy na to zjawisko? Czy przez to Duch mówi coś do Kościoła?
Matka Beata Mazur: – Sprawa nowych powołań jest dla nas bardzo ważna, dlatego ten temat często pojawia się w naszych refleksjach i rozmowach, nawet tak po prostu, na co dzień. Temat jest oczywiście bardzo złożony.
Przede wszystkim obserwujemy, że trudno jest człowiekowi współczesnemu zdecydować się na coś stałego. Natomiast życie zakonne to właśnie zakłada – śluby zakonne składa się na całe życie.
Wielu odkrywa, że w świecie współczesnym można naprawdę żyć Panem Bogiem i wiarą w innych formach: dziewice konsekrowane, pustelnicy, różne wspólnoty i instytuty. Myślę, że ludziom coraz trudniej jest żyć we wspólnocie.
Kryzys Kościoła z pewnością również wpływa na sprawę powołań. Może i to, że młodzież współczesna, nad czym zastanawiamy się my, jako wychowawcze zgromadzenie, po prostu nie jest dziś zainteresowana Panem Bogiem. Nasuwa się pytanie, jakich szukać metod, żeby dać młodym Boga, pomóc Go odkryć, dostrzec, jak piękne jest życie z Nim.
Jest to dla nas najważniejsze zadanie. Próbujemy różnych metod i wydaje się, że najlepszą formą jest osobiste spotkanie. Poznanie tego człowieka, zaakceptowanie go, wysłuchanie, podzielenie się swoim doświadczeniem, ukazanie kierunku.
Problem braku powołań jest naprawdę bardzo szeroki, na pewno jest jeszcze o wiele więcej przyczyn.
>>> Proste pytania, na które odpowie każdy – studentka proponuje ankietę synodalną
To, że Bóg i religia są dla młodych coraz bardziej obojętnymi rzeczywistościami, widać również w badaniach socjologicznych w Polsce. Jak siostry zakonne mogą wychodzić naprzeciw temu zjawisku?
– Na pewno o tym myślimy, bo jest to nasze zadanie i ogromna troska. Nasza Założycielka, św. Urszula, bardzo troszczyła się o młode pokolenie, o rodziny, o kobiety. Myślimy o tym, jak docierać do młodych, rozmawiamy o tym.
Widzimy np. że aktualnie to już nie masowe spotkania, nawet nie rekolekcje szkolne, a konieczny jest indywidualny kontakt z człowiekiem, któremu można powiedzieć: „Ty jesteś ważny, jedyny, masz potencjał w sobie”.
W młodych ludziach, z którymi mamy kontakt, dostrzegamy, że są często zagubieni, nie czują się kochani, akceptowani, nie interesują się nimi rodzice, nie mają dla nich czasu. Dlatego często działają tak, żeby zwrócić na siebie uwagę. Robią to w różny sposób. Jest to nieraz zachowanie agresywne, wyzywające, trzeba to właściwie odczytać, dobrze rozeznać. Trzeba wyjść do młodych, nie czekać, nie odkładać na później. Nie bać się tego , co słyszymy, co do nas mówią młodzi i jak się zachowują. Po prostu z nimi i przy nich być.
Jeśli chodzi o ewangelizację, papież Franciszek mocno kładzie nacisk na to, by wyjść na peryferia. Gdzie w naszej rzeczywistości dostrzega Siostra te peryferie, w które osoby konsekrowane mogłyby wyjść ze swoim świadectwem?
– Myślę, że tych wykluczonych jest bardzo dużo, na różnych płaszczyznach. Zgromadzenia mają swoje indywidualne charyzmaty. Natomiast tymi wykluczonymi są na pewno młodzi, którzy nie przystają do żadnej formy zachowań, o której my myślimy, młodzi, do których poszlibyśmy chętniej. Gdy mam na uwadze katechezę, to tymi wykluczonymi mogą być dla nas ci, którzy nie chcą na te lekcje chodzić. Te peryferie są tam, gdzie są porozbijane rodziny, ludzie, którzy żyją w związkach niesakramentalnych, ludzie o różnych preferencjach seksualnych, innym światopoglądzie, osoby na różne sposoby wykluczone społecznie.
Co Siostry robią, by właśnie w te miejsca trafić? Czy Siostry są w stanie rozbudować swój charyzmat, żeby iść tam, gdzie jest potrzeba? Może już są jakieś inicjatywy formacyjne, żeby uwrażliwiać się na np. zmiany w komunikacji?
– Myślę, że to jest jeszcze początek drogi. Te wszystkie przestrzenie się otworzyły lawinowo. Pierwszą rzeczą, którą w sobie, w swoich rozmowach, musimy ukształtować, jest dostrzeżenie i przekonanie, że my nie możemy się tych ludzi bać. Drugą rzeczą jest to, że po prostu powinniśmy mieć dla nich ogromny szacunek i umieć sobie wyobrazić ich świat, pragnienia, potrzeby. Bardzo lubię sformułowanie św. Jana Pawła II – mieć wyobraźnię miłosierdzia. Mam to w pamięci zwłaszcza, gdy mam do czynienia z siostrami, które są dla mnie trudne, albo z ludźmi, których sposobu życia nie rozumiem. Mieć na tyle w sobie wyobraźni miłosierdzia, żeby sobie pomyśleć, co ten człowiek przeszedł, że to, co ja widzę, to jest tylko powierzchnia. Natomiast za tym człowiekiem idzie cały bagaż doświadczeń, historii życia, relacji, zranień, trudności, tragedii i dramatów, ale też oczywiście sukcesów, potencjału.
Wydaje mi się, że jeżeli w nas będzie troska o tego konkretnego człowieka, to będziemy umiały popatrzeć na niego z miłością. Jego odpowiedź może być różna, to też musimy zakładać, ale dla mnie jest najważniejsze, żeby każdego szanować i umieć patrzeć na niego z miłością. Pokazać, że go akceptuję, robię to z miłością, po prostu kocham go po chrześcijańsku. To jest pierwsze, a co potem?
Jeżeli będziemy otwarte i będziemy chciały wejść na tę drogę, to też Pan Bóg nam pokaże formy i sposoby dotarcia, aby tym ludziom pomóc odnaleźć swoją wartość i sens życia. Pan Jezus pokazuje, że to osobista relacja z człowiekiem jest najważniejsza.
Myślę, że nasz Kościół, oczywiście jest to naturalne, przez historię wszedł w pewne struktury, stworzył struktury, które teraz naprawdę trzeba uczłowieczać, zmieniać, nie bać się tego. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest umiejętność wsłuchania się w Ducha Świętego. My w sobie tworzymy przeróżne kombinacje intelektualne, myślowe, które nas blokują, bo nie widzimy innego wyjścia. Natomiast, gdy wychodzę do człowieka konkretnego, kiedy umiem popatrzeć na niego z miłością, wierzę w to, że Pan Bóg mnie dalej poprowadzi.
Gdy czytam o siostrach zakonnych w drugiej połowie XX wieku, na przykład w Ameryce, bardzo ciekawe i inspirujące jest ich zaangażowanie społeczne i konkretne, czasem dosłowne stawanie ramię w ramię z ludźmi wykluczonymi, też walczącymi o swoje prawa. Brały udział w protestach. Wspierały walkę z rasizmem, postulaty feministek, walczyły o prawa człowieka, ubogich. W Polsce siostry pewnie ze względu na, powiedzmy, skomplikowaną sytuację relacji państwo-Kościół w PRL, nie chodziły na protesty Solidarności (ale oczywiście na różne sposoby wspierały działaczy). Dziś w Polsce również są przestrzenie, gdzie siostry mogą się angażować. Wyobraża sobie Siostra zakonnice na proteście w jakiejś sprawie, np. postulujące jakieś idee katolickiej nauki społecznej?
– Nie przychodzi mi do głowy taka sytuacja, taki problem. Natomiast wiem, że siostry rzeczywiście podejmują konkretne działania, które pokazują, że jesteśmy z ludźmi, że ich wspieramy. Jest dużo takich inicjatyw, np. charytatywnych dla bezdomnych, ubogich, uzależnionych, skrzywdzonych… Wszystkie zgromadzenia są w stanie w różny sposób pomóc ludziom, którzy są na skraju pewnej nędzy, w trudnej życiowej sytuacji, udzielić nawet schronienia, pomóc w znalezieniu mieszkania, dostarczenia żywności, odzieży.
Natomiast takiego publicznego wystąpienia sióstr zakonnych, związanego ze sprawami społecznymi, chyba jeszcze w Polsce nie było. W tych kościelnych, dotyczących wyznania wiary, to tak.
Siostry widuję np. na Marszach Życia i Rodziny.
– Tak, na takich pozytywnych inicjatywach jak najbardziej. Natomiast wydaje mi się, że tu jest pewne niebezpieczeństwo. Obserwuję nasze siostry w Ameryce Łacińskiej. Trzeba sobie powiedzieć, o co nam chodzi do końca, czy i jak mamy uczestniczyć w tej działalności społecznej, czy też bardziej troszczyć się o całego człowieka, o jego wartości materialne i duchowe. W tym jest też troska o jego byt, żeby mógł codziennie przeżyć bez chłodu, z dachem nad głową, najedzony, itd. Gdy widzę ludzi bezdomnych nad Wisłą pod mostem, to naprawdę ściska mi się serce. Są siostry, które trud wsparcia tych osób podejmują. To jest człowiek, który też walczy o swoją wolność i godność.
Co do peryferii, o których Siostra wspomniała – w USA to często właśnie siostry zakonne zakładają różne duszpasterstwa dla osób LGBT, i to cały czas funkcjonuje. Ostatnio papież Franciszek za to dziękował. W Polsce to jest przestrzeń bardzo zaniedbana, więc to jest może też jakaś przestrzeń dla sióstr do zaangażowania się.
– Jak najbardziej. Trzeba wciąż szukać miejsc, gdzie możemy być przydatne, i przygotowywać się do mądrego wspierania ludzi potrzebujących i szukać tych peryferii służby człowiekowi.
U nas wciąż trwa dramatyczna sytuacja na granicy polsko-białoruskiej. Wiem, że w klasztorach siostry pamiętały o modlitwie, niektóre np. wspierały Caritas. Rząd ignorował apele biskupów o możliwość wspierania migrantów w strefie wyjątkowej. To co może niepokoić, to badania wskazujące, że większość badanych deklarujących się jako wierzący uważa, że nie należy wspierać migrantów… Tu też pewnie siostry mają duże pole do działania.
– Abstrahując od tego tematu, bo on jest wielopłaszczyznowy, wydaje mi się, że przede wszystkim my tak naprawdę nie żyjemy Ewangelią. To pokazują statystyki. Byłam przez 15 lat katechetką. Przygotowywałam dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. Ileś lat temu widziałam, że nasza wiara jest bardzo tradycyjna. Nie byłoby to złe, gdyby za tą tradycją była związana żywa relacja z Bogiem.
Ten bunt, odchodzenie od wiary, to jest ta rzeczywistość, która kształtowała się przez wiele lat. Ci wszyscy, którzy są w Kościele, i my – siostry również, widzę to w naszym życiu – musimy się zapytać, czy naprawdę żyjemy Ewangelią, czy nasze reakcje są ewangeliczne, tak jak uczy nas Jezus Chrystus. Ile jeszcze w nas jest pogańskich przestrzeni, które wymagają nawrócenia… Wydaje mi się, że to jest istota. Ja naprawdę boleję nad tymi wszystkimi, którzy odchodzą od Kościoła.
Ale uważam, i tego uczyłam dzieci na katechezie oraz ich rodziców, że dwuznaczność zawsze wprowadza zamęt. Niech ci, którzy zostają w Kościele, żyją Ewangelią i idą w świat z przesłaniem miłości. Widzę wielką nadzieję oczyszczenia w Kościele.
>>> Dziś startują dwie inicjatywy zakonów żeńskich dla ofiar przemocy seksualnej w Kościele
Inne, niedawne zaangażowania polskich Sióstr, które warto przypomnieć, to np. specjalne numery telefonów dla osób pokrzywdzonych w Kościele, a także dla samych sióstr zakonnych, które doznały jakiejś krzywdy czy zmagają się z problemami w swoich wspólnotach.
Trwają przygotowania do Synodu o synodalności. Podczas konferencji zapowiadającej Dzień Życia Konsekrowanego mówiła Siostra, że synodalność jest wpisana w życie zakonne. Jak to się przejawia?
– Co do samego procesu synodalnego czym innym jest „skuteczność” tego procesu i to trzeba jasno powiedzieć. Mogę to określić na przykładzie naszego zgromadzenia. Co roku mamy program pracy formacyjnej. Jest on ustalony, ułożony przez kogoś, dotyczy on naszego charyzmatu, naszego miejsca w Kościele. Spotykamy się co tydzień, tematy te dotykają też naszego życia, żebyśmy umiały podjąć refleksję nad tym, jak żyjemy, jakie są wyzwania, co powinnyśmy zmienić, w nas osobiście i w naszej wspólnocie.
W związku ze spadkiem powołań już od dawna podejmujemy taką próbę refleksji, czego od nas Pan Bóg dziś oczekuje, z tymi możliwościami, które mamy. Nie zmienimy tego, że wieku nam przybywa, sił nam ubywa. Wierzymy, że Pan Bóg chce przez nas naprawdę coś jeszcze ludziom dać.
Tym, co w nas kuleje, jest brak umiejętności słuchania siebie nawzajem. To jest bardzo trudne. Każda ma swoje racje, wie najlepiej, a tak było, tak nie było – powtarzamy te sformułowania. Natomiast wsłuchanie się w drugiego człowieka, w drugą siostrę, z taką wolnością, że może ma rację… Dla mnie jest bardzo ważna umiejętność zakwestionowania siebie, swoich racji, wtedy dopiero widzę, że jestem otwarta.
Poza tym są kapituły, do których się przygotowujemy, które też podejmują refleksję całego zgromadzenia nad realizacją charyzmatu tu i teraz, w aktualnej sytuacji. Myślę, że to jest ta zakonna synodalność.
Poza tym zaczyna się ona w mojej codziennej relacji z Jezusem. Jak ja otwieram się na słowo Boże, jak przeżywam Eucharystię. Staję w obecności Ducha Świętego, jak On mnie prowadzi? Od jakości mojego życia zależy życie wspólnoty. Taka jest prawda i to, na ile ja jestem otwarta, na tyle może i wspólnota jest otwarta. To jest dla mnie taka synodalność: prosta, zwyczajna, codzienna.
Czym Kościół w Polsce mógłby się od Sióstr inspirować, jeśli chodzi o tę synodalną wrażliwość?
– Myślę, że dużym wyzwaniem jest to, żeby duszpasterze, kapłani, chcieli wyjść do ludzi i porozmawiać. To jest bardzo potrzebne, żeby ludzie poczuli, że mają pasterzy.
Uważam, że dużą przeszkodą w tym jest lęk, bo można różne, nawet trudne, rzeczy usłyszeć. Ale my nie możemy chować się za strukturą, dlatego że struktura niesie zawsze śmierć, tymczasem ona ma służyć. Tak naprawdę, jeżeli nie służy otwieraniu, wysłuchaniu problemów, byciu przy człowieku, to właściwie nie spełnia swojej roli.
Wydaje mi się, że w Kościele potrzebna jest obecność przy drugim człowieku i wsłuchanie się w niego. To jest chyba pierwsze i podstawowe.
Biskup Piotr Jarecki, gdy podczas organizowanej przez KAI konferencji o Synodzie, zapowiadał warszawskie przygotowania zapraszał za papieżem Franciszkiem do udziału wszystkich, wymieniając m. in. apostatów, osoby LGBT, ale również byłych księży. Czy Siostry też są otwarte na informację zwrotną od byłych sióstr? Czy one czują się też jakoś zaproszone przez Was?
– Szczerze powiem, że taka sytuacja nie zaistniała. Natomiast zaczęłam się rzeczywiście zastanawiać nad tą otwartością i myślę, że to jest cenne usłyszeć, co inni mają nam o nas do powiedzenia. Jeżeli mamy wspólnie wsłuchiwać się w Ducha Świętego, musimy wziąć pod uwagę różne głosy, by nasze rozeznanie było szersze i głębsze. Dobrze by było poznać powody odejścia ze Zgromadzenia od konkretnych osób, co wpłynęło na podjęcie takiej decyzji, co według nich było złego. Jak na to patrzą z perspektywy czasu. I jak wspólnota może być zdrowsza, owocniejsza.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |