fot. NASA/unsplash

Astronautka: Ziemia sobie bez nas poradzi, my bez niej – ani chwili [ROZMOWA]

Ziemia sobie bez nas poradzi, ale my bez niej ani chwili – powiedziała norweska astronautka Jannicke Mikkelsen, która w kwietniu br. uczestniczyła w misji kosmicznej „Fram2”. Dodała, że z perspektywy kosmosu szczególnie wyraźnie widać, jak nasz świat jest delikatny i narażony na niebezpieczeństwo.

38-letnia operatorka filmowa, specjalizująca się w efektach specjalnych i kinematografii 3D, Jannicke Mikkelsen poleciała w kosmos w kwietniu, choć gdy była dzieckiem, po wypadku w trakcie jazdy konnej od nowa musiała uczyć się chodzić. Nigdy nie była pilotem ani inżynierem, ale w misji “Fram2” dowodziła statkiem kosmicznym. Wcześniej tworzyła efekty specjalne do filmów science-fiction, próbując oddać, jak wygląda kosmiczna rzeczywistość. W rozmowie z PAP Norweżka wspomniała, jak inspirowali ją jej rodacy sprzed ponad 100 lat, co zmieniło się w niej po powrocie oraz o czym powinien pamiętać Sławosz Uznański-Wiśniewski, polski astronauta, który 10 czerwca ma polecieć na Międzynarodową Stację Kosmiczną.

Mieszko Czarnecki (PAP): Aby zostać astronautą, wystarczy o tym marzyć?

Jannicke Mikkelsen: Jestem przykładem tego, że czasem tylko to się liczy. Pracowałam tuż obok branży kosmicznej, ale tworzyłam filmy. Odpowiadałam za efekty specjalne w filmach, które potem prezentowane były w centrach kosmicznych. Moje wykształcenie było zupełnie nieprzydatne w misji kosmicznej. Jestem operatorką filmową, a nie naukowczynią czy inżynierką. W dzieciństwie przeszłam poważny wypadek, po którym musiałam od nowa uczyć się chodzić. Wszystko wskazywało na to, że moje ciało nie wytrzyma przeciążeń, na które narażeni są astronauci. Złożyłam jednak podanie do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), które oczywiście zostało odrzucone.

Jak to się stało, że kilka tygodni temu trafiłaś na orbitę?

Na szczęście nie cierpię na cukrzycę, bo to by mnie zdyskwalifikowało “na amen”. Zostałam członkinią prywatnej misji kosmicznej, czyli takiej, która nie jest realizowana przez rządową agencję, np. NASA czy ESA. Okazało się, że moje ciało jednak się nadaje. Moja głowa też. I miałam przy sobie mojego wspaniałego męża.

>>> Rakieta Falcon 9, która zabierze polskiego astronautę, podstawiona na stanowisko startowe

Fot. pixabay

I od razu zostałaś w swojej pierwszej misji dowódcą statku. Co jest najtrudniejsze w przygotowaniach do misji, jeśli nie jest się pilotem wojskowym czy naukowcem od zawsze planującym lot w kosmos?

Chyba wszyscy mierzą się z tym samym wyzwaniem. Brnięcie dalej i wyżej, kiedy czujesz, że nie masz już siły i woli. Nie raz po kolejnych szkoleniach i testach siedziałam na podłodze, nie wiedząc, czy chcę spać, czy chcę do toalety, czy jestem głodna, albo w ogóle gdzie się znajduję. I wtedy słyszałam w słuchawkach komunikat wzywający do wykonania kolejnego zadania.

Jak maraton.

Właśnie tak. Mówi się, że ostatnie 10 kilometrów biegną nie nogi, ale głowa. Dokładnie tak jest w przygotowaniach do misji kosmicznej. Sięga się swoich granic, ale trzeba zmusić się do kolejnych kroków. To było najtrudniejsze.

Misja, której statkiem dowodziłaś, to Fram2. Dla Norweżki to chyba wyjątkowa nazwa.

“Fram” to była nazwa statku, którym ponad 100 lat temu najpierw Fridtjof Nansen, a potem Roald Amundsen odkrywali ostatnie nieznane obszary Ziemi. Najpierw Nansen na trzy lata dał się na jego pokładzie uwięzić wśród lodów Arktyki, by podryfować do Bieguna Północnego. 15 lat później Amundsen, mówiąc wszystkim, że chce osiągnąć to, czego nie udało się Nansenowi w 1896 r., na tym samym statku ruszył nie na północ, ale na południe. To na “Fram” dopłynął do Antarktydy w 1911 r., by ostatecznie jako pierwszy człowiek w historii postawić stopę na Biegunie Południowym.

Trochę jak Armstrong, Aldrin i Collins, czyli załoga misji na Księżyc, 58 lat później.

Jeśli ktokolwiek interesuje się historią odkryć, to “Apollo 11” jest oczywistym odpowiednikiem “Fram”, po norwesku “Naprzód”. Ta nazwa jest w Norwegii niemal świętością, dlatego aby skorzystać z niej w naszej misji, musieliśmy wystąpić o zgodę do władz muzeum dbającego o dziedzictwo Fridtjofa Nansena i Roalda Amundsena.

Widzisz między nimi a tobą jakieś podobieństwo?

Jedno. Gdy ponad 130 lat temu Nansen ruszał na trójmasztowym “Fram” w swój rejs, ludzie pukali się w głowę, po co marnować tyle pieniędzy na poznawanie zapomnianych przez Boga, śmiertelnie niebezpiecznych i morderczo mroźnych terenów, których nikt nigdy nie będzie mógł wykorzystać. Brzmi znajomo, prawda? Nansen powiedział wówczas, że tak długo, jak oko ludzkie wygląda zorzy polarnej, tak długo człowiek będzie miał siłę pokonywać śnieżne bezkresy. Tak długo, jak mózg ludzki będzie wyobrażał sobie kosmiczne światy, tak długo człowiek będzie wbrew wszelkim trudnościom i zagrożeniom gnał za bezkresną i niezbadaną przestrzenią.

W trakcie misji Fram2 jako pierwsi ludzie w historii przelecieliście statkiem kosmicznym nad biegunami.

I zobaczyliśmy nieznane do tej pory fenomeny. Jednym z celów misji było badanie pola magnetycznego Ziemi w obszarach podbiegunowych, szczególnie obserwacja zorzy polarnej. Zazwyczaj zorze są zielone, czerwone czy błękitne. Ich kolor zależy od tego, atomy jakiego gazu ulegają jonizacji. Tlen świeci głównie na zielono, azot na czerwono lub purpurowo. A my zaobserwowaliśmy białe światło emitowane przez zorze. Skąd się ono wzięło? Naukowcy nie potrafią dziś tego dokładnie wyjaśnić. Wiemy jedno – białe zorze bardzo silnie oddziałują na krążące po orbicie satelity. W niespełna cztery doby naszej misji zebraliśmy tyle danych, że badacze mają pracy co najmniej na dziesięć lat.

fot. unsplash/

Przez lata zajmowałaś się filmowymi efektami specjalnymi. Efekty twojej pracy możemy zobaczyć np. w filmie “Stowaway” (polski tytuł: „Pasażer nr 4”), gdzie musiałaś oddać realia życia na stacji kosmicznej.

I to największa różnica między pracą nad filmem, którego akcja rozgrywa się w kosmosie, a prawdziwą misją. W filmie to technologia poszerza kreatywność. Dzięki niej możemy wyobrażać sobie coraz więcej i oddawać to w kinie. W kosmosie jest zupełnie odwrotnie. Od decyzji, jaką podejmiesz, zależy życie twojej załogi, los statku, którym dowodzisz, powodzenie misji, w której uczestniczysz. Zatem możesz wyłącznie to, na co pozwala technologia. O ile w kinie pokonujesz dzięki niej kolejne granice, w kosmosie to ona je wyznacza.

Jak odbiera się bodźce na statku kosmicznym?

Odkryłam, że w stanie nieważkości zmienia się nie tylko poczucie równowagi i przestrzeni. Zmienia się też percepcja rytmu i muzyki. Nic, czego słuchałeś na Ziemi, w kosmosie nie brzmi tak samo. No i kolory… Barwy zorzy widzianych z kosmosu są niewiarygodnie bardziej intensywne niż te widziane nawet w najlepszą do ich oglądania noc z Ziemi. Będę o tym pamiętać przy kolejnych filmach.

Na stałe mieszkasz przecież na Svalbardzie. Widziałaś swój dom z kosmosu?

To było cudowne! Przeniosłam się na prawdziwy koniec świata tuż po pandemii i była to najlepsza decyzja w moim życiu. To miejsce gdzie zostawiasz swoją duszę. Samego domu niestety nie widziałam, ale udało mi się dostrzec pas startowy lotniska w Longyearbyen.

Z czym wróciłaś do domu?

Hmm… Nie mamy pojęcia, jak nasz świat jest wrażliwy; jak nasz dom jest delikatny i narażony na niebezpieczeństwa, zwłaszcza gdy patrzymy na niego z kosmosu. To, co odebrałam jako nadbagaż w mojej powrotnej walizce, to nagłe poczucie ogromnej odpowiedzialności. Zrozumiałam, że w jednej chwili zyskałam odwagę, by o tym mówić. Znikąd usłyszałam przesłanie, z którym wróciłam na Ziemię.

Jakie?

To cała lista wartości. Musimy w siebie uwierzyć. Zaufać sobie samemu i sobie nawzajem. Niczego, co jest dla nas cenne i ważne, nie wolno nam brać jako dane na zawsze. Ani wolność, ani świat nie są oczywiste, choć tak może się wydawać. Aby tu zostać, musimy współpracować, a nie walczyć. Ziemia sobie bez nas poradzi, ale my bez niej ani chwili.

O czym chciałabyś przypomnieć polskiemu astronaucie, który za chwilę leci na Międzynarodową Stację Kosmiczną?

Sławoszu! Pisz pamiętnik, prowadź dziennik, notuj, nagrywaj wszystko, co poczujesz i nie odkładaj tego na potem. Czeka na ciebie tak wiele wrażeń, że twoja pamięć nie wytrzyma i po powrocie będziesz miał w głowie wyłącznie czarną dziurę. Nie pozwól, aby pochłonęła cię powtarzana setki razy lista kontrolna z procedurami. Medytuj. Kontrola misji będzie miała wiele celów misji, które ty będziesz musiał wykonać, ale rób sobie przerwę. Przypomnij sobie wtedy, gdzie jesteś, wyjrzyj przez okno i popatrz na Ziemię. Na stacji czeka na ciebie praca przez 10-12 godzin, do tego w najwyższym wyobrażalnym stresie, ale pamiętaj, że nie da się wszystkiego zrobić. Zatrzymaj się na chwilę.

Jannicke Mikkelsen w ramach prywatnej misji “Fram2” poleciała w kosmos 1 kwietnia br. Jako dowódczyni statku kosmicznego spędziła w przestrzeni kosmicznej trzy dni i 14 godzin.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze